czwartek, 5 listopada 2015

22.


Ogromnie Was przepraszamy za zwłokę. Nie wiem, co więcej możemy powiedzieć. Jest nam przykro i nic nas nie tłumaczy. Mamy nadzieję, że wciąż tu zaglądacie. :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wracając do domu wstąpiłam do apteki, aby kupić test ciążowy. Pierwszy raz przy tak trywialnej czynności towarzyszyło mi tyle emocji. Byłam zestresowana, zdenerwowana, roztrzęsiona, smutna i przygnębiona. Musiałam też kryć się przed ciekawskimi spojrzeniami potencjalnych fanek i dziennikarzy, którzy mogli wyskoczyć zza rogu w każdej chwili. Chodzili za mną dosłownie wszędzie, zagadywali, nieraz obrażali. Liam wciąż powtarzał żebym niczym się nie przejmowała, a ja udawałam, że mnie to nie rusza.
W rzeczywistości okazało się, że z osobowości twardej Lolly, która miała wszystko gdzieś, praktycznie nic nie zostało. Wrażliwa Phoebe została odsłonięta niemal w całości i obelgi mocno w nią uderzały. Paradoksalnie nie chciałam utożsamiać się z samą sobą. Pragnęłam być kimś innym, dziewczyną, której nie dręczą obcy ludzie za to, że związała się z członkiem boysbandu.
Pomijając to niezdrowe zainteresowanie mediów moim życiem, sen z powiek spędzała mi myśl o tym, że mogę być w ciąży. Panicznie się tego bałam, dlatego z duszą na ramieniu weszłam do domu mojego chłopaka. Dzięki niepozornemu strojowi zwyczajnej Brytyjki, nie skupiałam zbyt wiele uwagi i udało mi się uchronić od ataków i śledzenia, co sprawiło, że dotarłam do posiadłości znacznie szybciej. Ulgę po wizycie w ośrodku, zastąpiła obawa o to, co będzie.
Nie zdążyłam jednak zrobić nic w kierunku odkrycia powodów mojego kiepskiego samopoczucia, bo nagle mój telefon tkwiący w torebce rozbrzmiał stłumionym dźwiękiem. Odnalazłam go pośród szpargałów i odebrałam połączenie, chociaż numer był mi nieznany.
- Halo?
- Cześć, Phoebe. Tu Zayn. - Niepewny głos przyjaciela Payne'a zszokował mnie podwójnie. Po pierwsze w życiu bym nie pomyślała, że do mnie zadzwoni, a po drugie nie spodziewałam się po nim tak łagodnego tonu i jąkania.
- Cześć – odparłam krótko, nie mogąc wyjść ze zdziwienia.
- Dzwonię, bo... - zaczął, a ja przeszłam przez fazę nagłego olśnienia. Skoro mój największy przeciwnik odważył się na wykonanie takiego kroku, to znaczy, że coś musiało się stać.
- Coś nie tak z Liamem? - odezwałam się szybko, czując narastającą panikę i ścisk w żołądku.
- Za dużo tłumaczenia. Po prostu przyjedź do szpitala St. Thomasa. Chciałby cię zobaczyć – odpowiedział napiętym tonem.
Serce podeszło mi do gardła.
- W porządku. Niedługo będę. - Szybko zakończyłam rozmowę, wrzuciłam swój zakup do szuflady w łazience i zamawiając taksówkę, z powrotem wyszłam na alejkę prowadzącą do bramy willi.
W głowie kotłowało mi się milion myśli dotyczących tego, co mogło się stać Paynowi. Jeszcze tego mi brakowało. W ciągu pół godziny dojechałam na miejsce. Nie wiem, jak do tego doszło, ale przed wejściem głównym znajdował się już tłum paparazzi, a fanki zaczęły się zbierać. Niestety weszłam w sam środek tego szaleństwa i posypały się kretyńskie, wścibskie pytania. Ledwo przepchnęłam się na korytarz. Tam poprosiłam jedną z pielęgniarek o przekierowanie do chłopaków. Całe szczęście, że ten szpital należał do najlepszych placówek w Londynie, więc personel był pozytywnie nastawiony i niezwykle uprzejmy. Innych tutaj nie zatrudniają. Dzięki temu bez problemu dostałam się na trzecie piętro budynku, gdzie znalazłam nie do końca trzeźwych kolegów Liama.
- Niech mi ktoś w końcu powie, co się stało? - powiedziałam drżącym głosem, próbując złapać oddech, po przejściu kilkudziesięciu schodów.
Zamiast jakichkolwiek wyjaśnień usłyszałam głośny śmiech Louisa i Nialla, którzy trzymali się za ramiona i zgięli w pół. Harry stał prosto, oparty plecami o ścianę, a Zayn z zagryzioną wargą, spoglądał na mnie dziwnie.
- Ten kretyn chciał się popisać breakdance'm i złamał rękę – udzielił się Malik, pocierając swój nos.
- Że co? - prychnęłam nerwowo.
Leciałam tutaj na złamanie karku, robiło mi się słabo, martwiłam się, a tymczasem ten pajac uszkodził się podczas zabawy z kumplami. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, z drugiej chciało mi się śmiać. Albo płakać. Nie byłam w tym momencie pewna.
- Kończą zakładać mu gips – dodał po chwili.
- Dzięki, że do mnie zadzwoniłeś. Doceniam to. - Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, krzyżując ręce na piersiach.
- Jesteś dla niego ważna. Pojąłem to późno, ale jego szczęście jest dla mnie istotne.
Brunet sprawiał wrażenie skrępowanego rozmową ze mną. Najwyraźniej ledwo mnie tolerował, a o powstaniu przyjaźni raczej nie było mowy. Mimo to uważałam, że postąpił bardzo dojrzale, nie unosząc się dumą.
W pewnym momencie nasze oczy zwróciły się w kierunku drzwi gabinetu, które otworzył lekarz i wyprowadził mojego niezdarnego chłopaka. Moje usta opuścił niekontrolowany, delikatny śmiech, ale kiedy szatyn zmroził mnie wzrokiem, zasłoniłam się dłonią.
- Trzeba czekać aż kość poprawnie się zrośnie. Zapisałem jedynie leki przeciwbólowe na wszelki wypadek. Widzimy się na zdjęciu gipsu – oświadczył mężczyzna w kitlu.
- Jasne. Dziękuję, doktorze. - Uścisnął jego dłoń swoją zdrową i podszedł do mnie.
- Jak teraz powinnam cię nazywać? Gapcio? - Wprost nie mogłam się powstrzymać od przytyku. Zasłużył sobie, bo myślałam, że to coś poważnego i niemal zeszłam na zawał.
- Daj spokój, Phoebs – mruknął naburmuszony.
- Dałeś niezły popis, Payno – wtrącił się Niall, który do tej pory miał ubaw po pachy.
- Zamknij się – odgryzł się, chcąc ukryć swoją zranioną, męską dumę.
- To co, chłopaki? Wracamy do mnie? - podrzucił Styles, rozluźniając atmosferę.
- Pewnie – ucieszył się Louis, a Horan go poparł.
- Ja jadę do siebie. Było super, mieszkanie świetne. - Liam po przyjacielsku przytulił długowłosego. Pożegnaliśmy się, a on zatrzymał się dłużej przy Zaynie. Z pewnością chciał mu szczególnie podziękować. Miło było widzieć, że nie zniszczyłam łączącej ich więzi.
Paddy, ochroniarz Liama, bezpiecznie odwiózł nas do domu, gdzie mogłam zaopiekować się moim mężczyzną. Dziwne, że musiałam się odnaleźć w takiej roli. Wcześniej troszczyłam się jedynie o siebie, no i o mamę. Obce mi były wszystkie aspekty dbania o faceta poza zadowalaniem go w łóżku. Robienie herbatki, podawanie leków, przekąsek, czy inne takie, to nie było w moim stylu. Przy nim się zmieniałam, czułam to. To się chyba nazywa miłość, prawda?
- Nie wiem, jak mogłeś złamać rękę tańcząc. Przecież robisz to całkiem nieźle – nabijałam się z niego, krążąc po kuchni podczas, gdy on zalegał na kanapie.
- Kiedy jestem pijany, mam problemy z oceną sytuacji – odpowiedział z ironią.
- Kto by pomyślał – zaśmiałam się, podając mu szklankę z wodą i tabletkę przeciwbólową. - A tak serio, to nieźle mnie nastraszyłeś. - Usiadłam obok niego.
- Martwiłaś się o mnie? - spytał tak, jakby to nie było oczywiste.
- Pewnie, głupku. - Klepnęłam go w udo.
- Właśnie dlatego jesteś moją dziewczyną. Nie jesteś wylewna, za to każde twoje słowo ma podwójną moc. - Objął mnie ramieniem, przycisnął do siebie i z czułością ucałował w skroń.
Zawsze, gdy nazywał mnie 'swoją dziewczyną', od wewnątrz rozpierała mnie radość pięciolatki na widok nowej lalki. Te dwa proste słowa sprawiały, że czułam się cudownie. Należałam do niego nie tylko cieleśnie, ale i mentalnie, a tego właśnie mi brakowało. Stałam się dla niego kimś więcej niż dziwką na telefon.
Ciekawiło mnie teraz, czy jeżeli faktycznie jestem w ciąży, nic się między nami nie zmieni. A może powinnam liczyć na zmiany? Sama nie wiem. Chciałam tylko mieć pewność, że nie zostawi mnie, jak pierwszą lepszą, gdy w moim łonie będzie rosło jego dziecko.
Dotarło do mnie, że muszę w końcu sprawdzić, czy zostanę matką. Na szczęście Liam zasnął, więc bez problemu mogłam zaszyć się w łazience. Starałam się być cicho żeby go nie zbudzić i sięgnęłam po pudełko kupione w aptece. Dokładnie przeczytałam instrukcję i wykonałam polecenia. Czas oczekiwania na wynik był najgorszy. Dłużył się w nieskończoność i miałam ochotę coś rozwalić z tej rosnącej frustracji. A wściekłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam dwie kreski na teście. Chwilę później spłynęła na mnie fala bezradności i przygnębiającego smutku.

Zrozpaczona przysiadłam na muszli klozetowej i pociągnęłam się za włosy. W zasadzie nie ma stuprocentowej pewności, co do wyniku, ale nie mogłam myśleć spokojnie. Jedyną deską ratunku, jak zawsze, była Evelyn, dlatego odszukałam swoją komórkę, zadzwoniłam do niej i wytłumaczyłam wszystko konspiracyjnym szeptem.

wtorek, 8 września 2015

21




Czarna, londyńska taksówka zaparkowała pod wielką bramą ośrodka opiekuńczego. I zdaje się, że pierwszy raz w życiu nie cieszyłam się na wizytę u mamy. A chyba powinnam, prawda?
Szczególnie, że Chris stał kilka kroków dalej, opierając się o maskę swojego potężnego, terenowego auta. Szeroko się uśmiechał, szokując nie tylko tym, ale również swoją punktualnością.
- Mogłeś, chociaż się ogolić. Mama nie widziała cię od dwóch lat, a ty wyglądasz jak najgorszy gangster, na miłość boską.
- Odezwała się – prychnął. – Zzieleniałaś z zazdrości, czy to twój naturalny kolor?
W ramach odpowiedzi wywróciłam oczami i wyminęłam brata. Nie miałam siły na jego dziecinny humor i głupie zaczepki. Myślami byłam w zupełnie innym miejscu. Próbowałam wyobrazić sobie reakcję Liama na wiadomość o ciąży. „Zabawne” żarciki Evelyn tak głęboko zakorzeniły się w mojej głowie, że nie byłam w stanie skupić się na czymś konkretnym. Choć sam fakt wydawał mi się dość niedorzeczny, to w pewnym stopniu możliwy, ponieważ nie wszystko w naszym związku było bezpieczne.
Nie musiałam obracać się za swoim towarzyszem, bo wyraźnie słyszałam, jak szurał butami. Zawsze tak robił i nie dało się o tym zapomnieć. Z tego powodu najczęściej przyłapywałam go na podsłuchiwaniu pod drzwiami mojego pokoju. Był uporczywym dzieckiem, nieznośnym nastolatkiem, a teraz stanowi doskonały przykład bezczelnego do granic możliwości mężczyzny, który jednym susem wyprzedził moją sylwetkę i wcale nie trudnił się tym, aby otworzyć przede mną drzwi. Mało tego, puścił je na mnie i byłam zmuszona do wykonania uniku. Prychnęłam pod nosem, mrucząc coś o manierach, ale nie zrobiło to na Chrisie nawet najmniejszego wrażenia.
Za to zajął się czymś zupełnie innym. Gdy kilka sekund później przekroczyłam próg, już zagadywał pielęgniarki, posyłając w ich stronę banalne komplementy. A one były całkowicie zaabsorbowane jego osobą. W żadnym razie mnie to nie dziwiło. Kobiety od zawsze lgnęły do mojego brata i jakoś specjalnie się z tym nie kryły. Jego chłopięcy urok, ukryty pod otoczką niegrzecznego faceta był niewątpliwie pociągający, a on na tym sporo zyskiwał. Jednym uśmiechem potrafił załatwić wszystko.
- Chodź już – zawołałam za nim, już nie pierwszy raz wywracając oczami. – Mama na pewno na nas czeka.
Zanim jednak Christopher mnie posłuchał minęło kilka chwil. Nie żebym spodziewała się jego natychmiastowej reakcji, ale mógł chociaż udawać, że dzisiejsza wizyta znaczy dla niego coś więcej.
- Nie na nas – zajęczał, gdy już raczył mnie dogonić. – Ja jestem tutaj prezentem - niespodzianką.
- Nie pochlebiaj sobie. Jestem ci wdzięczna za zapłacenie rachunków za ośrodek, ale nie przesadzaj. Nie jesteś pępkiem świata – warknęłam niekontrolowanie.
Drażniło mnie jego niedojrzałe zachowanie. Był tak lekkomyślny, że często zastanawiałam się, jakim cudem jeszcze żyje, prowadząc swoje ryzykowne interesy. W milczeniu dotarliśmy do pokoju, który należał do naszej rodzicielki i zajrzeliśmy do środka. Staruszka siedziała w swoim ulubionym fotelu i wyszywała coś na skrawku materiału. Była tak pochłonięta ręcznymi robótkami, że nie zauważyła, jak podeszłam i objęłam ją od tyłu ramionami.
- Cześć mamo – powiedziałam radośnie, całując jej zaróżowiony policzek. – Przyprowadziłam ci gościa – oznajmiłam, stając naprzeciw niej. Pomogłam jej wstać i obserwowałam, jak odwraca się w stronę swojego syna. Jej wzrok spoczął na nim, przez chwilę wyglądała tak, jakby odszukiwała w pamięci imię pasujące do postaci, którą widzi.
Bardzo powoli zbliżyła się do Chrisa i dotknęła jego twarzy. Czuły, matczyny gest sprawił, że na jego buzi zagościł dziwny grymas. Zdecydowanie nie był do tego przyzwyczajony.
- Elliot?
Zamarłam. Elliot to nasz zmarły ojciec.
Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła, a ciało sztywnieje. Nie wiedziałam, czego powinnam bać się bardziej – reakcji Chrisa, czy tego, jak wytłumaczę to wszystko mamie.
- Nie, mamo – odpowiedział spokojnie chłopak, kompletnie mnie przy tym zaskakując. Nie miałam pojęcia, jak zareaguje, ale z pewnością nie spodziewałam się łagodnego tonu i wyrozumiałego spojrzenia. – To ja, Christopher. Twój syn.
Zapadła cisza.
Erin przez długą chwilę wpatrywała się w niego, jakby analizowała jego słowa. Aż w końcu zabrała swoją dłoń, odwróciła się na pięcie i z powrotem powędrowała do swojego fotela.
- Długo cię u mnie nie było, Elliot – dodała, zupełnie nie zważając na słowa Chrisa. – Myślałam, że już o mnie zapomniałeś.
- Mamo – zaczęłam, stwierdzając, że to odpowiedni moment, by się w końcu wtrącić. – Pamiętasz Chrisa? Swojego syna?
Choroba mamy niewątpliwie była problemem, ale starałam się jakoś sobie z tym radzić. Nie było łatwo, szczególnie, że nigdy nie mogłam przewidzieć nastroju swojej rodzicielki. Raz przychodziłam i Erin była roześmiana, w pełni sił, drugiego dnia zupełnie traciła kontakt z rzeczywistością.
- Córeńko, mój syn by mnie nie odwiedził – wytłumaczyła spokojnie, spoglądając na mnie z pretensją. Zerknęłam na swojego brata i zaobserwowałam zakłopotanie błąkające się po jego obliczu. – Kochanie, podaj mi herbaty, proszę – znów zwróciła się do mnie.
Podeszłam do stolika, znajdującego się w kącie, chwyciłam ucho dzbanka i nalałam brązowej cieczy do ukochanego kubka mamy. Zdążyłam zrobić dwa kroki i niespodziewanie zakręciło mi się w głowie. Kolejny raz w ciągu krótkiego czasu. Christopher szybko znalazł się obok mnie, zabrał naczynie i oddał je kobiecie. Podtrzymał moje osłabione ciało i posadził na pobliskiej sofie.
- Dobrze się czujesz? Może otworzę okno, co? – Dawno nie widziałam tak zatroskanego Walkera. Nie chciałam być złośliwa, dlatego przyjęłam jego pomoc i pokiwałam głową, czekając aż wpuści do pomieszczenia trochę świeżego powietrza.
- Skarbie, jesteś taka blada – odezwała się mama. – Jadasz coś w ogóle? Na pewno żywisz się tylko tym całym śmieciowym jedzeniem. – Pogroziła mi palcem, wciąż ignorując obecność swojego drugiego dziecka.
- Dbam o siebie – powiedziałam stanowczo. - A Chris naprawdę tutaj jest. Wiem, że dawno go nie widziałaś, ale przyjrzyj się. To on – wskazałam na brata, a kobieta znów uraczyła go powłóczystym spojrzeniem.
Brunet kucnął przed nią i pozwolił, aby dotknęła jego dłoni. Uśmiechnęła się ciepło, co odrobinę mnie uspokoiło. Teraz powinno już być tylko lepiej.


♥♥♥


Podczas, gdy Phoebe zmagała się z następstwami choroby swojej mamy, Liam postanowił spędzić trochę czasu ze swoimi przyjaciółmi. Doszedł do wniosku, że zaniedbał ich prywatne relacje, skupiając się na bezpieczeństwie i dobrym samopoczuciu swojej dziewczyny. Fakt, że przebywał z nimi w trakcie prób, czy koncertów traktował, jako spotkania służbowe, a brakowało mu po prostu męskiego towarzystwa. Ucieszył się, kiedy akurat wszystkim pasował termin. Umówili się w nowym mieszkaniu Harry'ego z zamiarem tak zwanego „ochrzczenia” go.
W piątkę siedzieli w ogromnym salonie kędzierzawego, podrygując w rytm kawałków, które wydobywały się z głośników. Popijali drogie trunki i żartowali, jak zawsze zresztą. Niall spierał się z Louisem, który klub piłkarski jest w obecnej chwili lepszy, Styles donosił przekąski z kuchni, a Malik i Payne rozprawiali o życiu w związkach. Już dawno nie było między nimi takiej swobody, jak teraz. Odkąd brunet poskromił swoją niechęć w stosunku do partnerki przyjaciela i wyrażał się o niej w bardziej pozytywnych słowach, nie mieli powodów, aby się kłócić.
Ogólnie cały skład był w dobrej formie i im mocniej się upijali, tym głupsze pomysły przychodziły im do głów. Najmłodszy, słysząc ulubioną piosenkę zaczął żwawo podskakiwać i śpiewać na całe gardło. Zayn obserwował go z rozbawieniem, a Horan duszkiem wypił resztę swojego piwa i wyzwał tańczącego kolegę na pojedynek. Nogi plątały im się niemiłosiernie, ale z uporem osła udawali, że wszystko gra. Nieskoordynowane figury wiele razy zagroziły figurkom ozdabiającym półki, które znajdowały się w zasięgu ich ramion, ale na całe szczęście nic się nie potłukło.
- Leeyum, sztywniaku! - zawołał Hazza. - Zapomniałeś, jak się ruszać?
- Póki, co ćwiczy jedynie ruchy kopulacyjne – zażartował Tomlinson, rozkładając się wygodniej na fotelu.
- To było chamskie! - odezwał się szatyn. - Ale całkiem trafne – dodał, śmiejąc się.
- Mając taką dziewczynę w domu, nie wypuszczałbym jej z łóżka – rozmarzył się Niall, sięgając po kufel z piwem.
- Koniecznie chcesz mnie sprowokować, co nie? - Payno zmrużył oczy, upijając łyk whisky. - Zmiotę cię z powierzchni ziemi – oznajmił z mocą. Po chwili wstał i stanął naprzeciw Niallera. Obaj się śmiali, gdy blondyn, chcąc wyglądać agresywnie, wypchnął do przodu klatkę piersiową, odrzucając ramiona w tył.
Tym jednym gestem wywołał nieplanowaną bitwę taneczną. Harry usunął się z drogi i zajął odległe, bezpieczne miejsce. Przeciwnicy ani na chwilę nie tracili dobrego humoru, wygłupiając się i tworząc coraz to bardziej skomplikowane choreografie. Od samego patrzenia na nich można było zejść na zawał. Ze śmiechu oczywiście.
Pech, jednak chciał, że popisy jednego z panów zostały przerwane przez niefortunny upadek. Liam usiłował zrobić coś, co miało przypominać przeskok w gwiazdę, ale nie zdążył wysunąć ręki żeby się podtrzymać i z hukiem upadł na drewniane panele. Muzyka ucichła, jak na zawołanie, a pomieszczenie wypełnił gardłowy jęk bólu. Koledzy natychmiast okrążyli chłopaka z zamiarem niesienia pomocy. Zayn i Louis powoli i ostrożnie podnieśli go z podłogi i posadzili na sofie. W międzyczasie okazało się, że Payno ma najprawdopodobniej złamaną kość w lewym przedramieniu, ponieważ nie mógł ruszyć tą kończyną. Panika dała się we znaki wszystkim, przecież w razie poważniejszego urazu, szatyn byłby wykluczony z występów, a na to nie mogli sobie pozwolić.
- Bardzo cię boli? - spytał gospodarz imprezy.
- Jak cholera – prychnął, wypuszczając głośno powietrze.
- Trzeba go zawieźć do szpitala – oświadczył Lou i sięgnął po swoją komórkę. - Wezwę Alberto.
- Musimy to zrobić po cichu. Jeśli ten głupi wypadek rozniesie się po mediach, to dopiszą do tego własną historyjkę. Wystarczy nam sensacji na jakiś czas – udzielił się Malik.
- Lepiej zadzwońcie do Phoebe. Będzie się martwiła – wyjęczał poszkodowany, przytrzymując obolałą część ciała przy sobie.
- Załatwimy to już na miejscu – odparł brunet. - Niall, weź jego kurtkę i schodzimy do garażu – zarządził. Widział grymas na twarzy przyjaciela i chciał, jak najszybciej i najsprawniej dowieźć go do lekarza, który ulży mu w cierpieniu.
Przejazd przez miasto zajął im niesamowicie mało czasu, dostali się do szpitala, który szczególnie dbał o prywatność swoich pacjentów i był znany z dyskrecji. Ochroniarz podwiózł ich pod tylne wejście, a stamtąd Liam został zabrany na wózku do jednej z sal. Przyjaciele musieli niestety poczekać na korytarzu, ale martwili się już znacznie mnie, ponieważ fachowa pomoc w końcu zostanie chłopakowi udzielona.

Zaniepokojony Zayn kręcił się w tą i z powrotem, bijąc się z myślami. Obiecał kumplowi, że powiadomi jego dziewczynę o całym zajściu, ale uświadomił sobie, że nie za bardzo potrafi z nią rozmawiać. Nie czuł się jeszcze komfortowo w kontaktach z Walker i to utrudniało sprawę, ale przekonał się do tego pomysłu, gdy przypomniał sobie o zwijającym się z bólu szatynie. Powinien to dla niego zrobić i przestać zachowywać się, jak dziecko.

czwartek, 6 sierpnia 2015

20.



Nie byłam przeciętną kobietą. Nie miałam idealnego życia, ani typowych problemów. I z pewnością przyzna to każdy, kto tylko spojrzy na ostatnie pięć lat mojej egzystencji. Jednak w tym całym bałaganie była pewna normalność. Wprowadzała ją moja najlepsza przyjaciółka - Evelyn. Przebywanie w jej towarzystwie naprawdę mi pomagało. Co oczywiście wcale nie oznaczało, że Ev była przeciętniakiem. O nie! Tę dziewczynę można było określić wielorako, ale słowo „przeciętna” z pewnością tutaj nie pasowało.
Ona żyła w sposób, którego jej zazdrościłam. Była beztroska (można nawet powiedzieć, że szalona w swojej beztrosce), pełna energii i niezwykle otwarta. Kochała żyć. I - co nas kompletnie różniło - zawód, którego się imała w żaden sposób jej nie przeszkadzał. Była szczera i właśnie dzięki owej szczerości zyskała we mnie tak wielkiego przyjaciela. Nigdy nikogo przed sobą nie udawałyśmy, ani nie mówiłyśmy tego, co było po prostu przyjemne dla ucha. Przy niej mogłam być sobą i zawsze miałam pewność, że mnie zaakceptuje.
Nie dziwne, więc, że po wydarzeniach wczorajszego dnia od razu pobiegłam do jej mieszkania, prawda?
- Jesteś niemożliwa - oznajmiła z pełną powagą moja przyjaciółka. W między czasie postawiła butelkę wina na szklanym stoliku, znajdującym się przed sofą, na której siedziałam. Dziewczyna jednak była tak zdezorientowana tym wszystkim, co przed chwilą usłyszała, że nie była w stanie choć na chwilę gdziekolwiek posadzić swojej (jakby nie patrzeć) naprawdę zgrabnej pupy. - Jak mogłaś coś takiego powiedzieć tym smarkulom?
- Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło - wyjaśniłam szybko. - Zupełnie tego nie przemyślałam.
- W tej kwestii nie będę się z tobą spierać - powiedziała, wzruszając ramionami. Evelyn była lekko podminowana, ale nie winiłam jej za to. Jak zawsze, przyjmowała na siebie moje problemy. - Lepiej powiedz, co na to Liam.
Przełknęłam głośno ślinę. Na szczęście Evelyn nie zauważyła mojej reakcji, gdyż była zbyt zajęta rozlewaniem wina do dwóch kieliszków.
- On o niczym nie wie - odpowiedziałam po dłuższej chwili.
- Słucham?
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Wczoraj przyznałaś się przed jakimś smarkulami, że „kochasz” ich idola i twierdzisz, że Liam nie ma o tym bladego pojęcia?
Potwierdziłam skinieniem głowy.
- Dziewczyno, w jakich czasach ty żyjesz? Zdajesz sobie sprawę, że istnieje coś takiego, jak Twitter i Facebook, prawda?
Mimowolnie się skrzywiłam.
Jak mogłam nie wziąć tego pod uwagę? To, że ja nie korzystałam z żadnych portali społecznościowych nie oznaczało jeszcze, że reszta świata pozostaje na takie rzeczy obojętna.
- Ev, podaj mi swój komputer.
Moja przyjaciółka pokręciła energicznie głową.
- Nie ma mowy!
- Nie pytam przecież o twoje pozwolenie - jęknęłam, podnosząc się z kanapy i kierując w stronę sypialni, gdzie zwykł leżeć jej laptop. - Jak nie chcesz ruszyć tyłka, to sama go przyniosę.
- Nie o to mi chodziło - zawołała. - Po prostu uważam, że to głupie.
Chyba nie sądziła, że była w stanie mnie przekonać do zmiany zdania?
- Wspaniała, bardzo mądra i inspirująca artystka powiedziała kiedyś, że sprawdzanie tego typu rzeczy jest zupełnie bez sensu! - Kontynuowała, nie tracąc zapału. - Tylko człowiek niepotrzebnie się denerwuje, a przecież i tak nic dobrego z tego nie wyniknie! Nie przejmuj się tym, co napiszą te głupie smarkule. Bądź ponad to!
Weszłam do wielkiej sypialni Evelyn i od razu sięgnęłam po srebrny laptop z masą najróżniejszych naklejek znajdujących się na jego obudowie. Nie tracąc czasu na powrót do salonu od razu włączyłam sprzęt.
- Niby, jaka artystka? - Prychnęłam.
Evelyn się zawahała.
- Britney Spears - odpowiedziała, starając się nie nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego.
Oczywiście, Ev i jej mądrości rodem z czasopism.
- Phoebe, opamiętaj się - jęczała dalej. - Nic dobrego ci to nie przyniesie. Jedynie poczujesz się gorzej.
Spojrzałam znad ekranu na Evelyn.
- W takim razie pomóż mi dobić się tymi kilkoma informacjami - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
Moja ciemnowłosa przyjaciółka pokręciła z dezaprobatą głową. Postanowiła jednak odrzucić swoje wszystkie (bez wątpienia) trafne argumenty na bok i zająć miejsce obok mnie.
- Daj mi to - powiedziała naburmuszonym głosem. - Ty pewnie nawet nie wiesz, jak korzystać z Twittera.
I chociaż zupełnie nie było mi do śmiechu, to jakimś cudem się roześmiałam. Niestety, jak się okazało chwilę później, musiałam na dobre porzucić wszystkie oznaki wesołości.
Smarkule - jak to określała je Evelyn - nie tylko umieściły informację o moim wyznaniu na Twitterze, ale również (zapewne mimowolnie) sprawiły, że stałam się tematem numer jeden na tym portalu.
Wszyscy mówili o Phoebe. Nazywali mnie dziwką (co nie było wcale tak dalekie od prawdy), dopisywali najróżniejsze historie o moim życiu, wyśmiewali rodzinę i starali upokorzyć. A przecież wcale mnie nie znali. Wiedzieli o mnie tyle, co nic. A mimo to stwierdzili, że mają prawo mnie oceniać.
Nie wiedzieli, co łączyło mnie z Liamem, a wypowiadali się na temat naszego związku. Twierdzili, że jestem dla niego ciężarem. Że go wykorzystuję, psuję mu opinię i niszczę karierę. Może mieli racje? Może faktycznie byłam tym szkodliwym pierwiastkiem, który psuł wszystko, czego tylko się dotknął?
- Nie czytaj tego - prosiła dalej Evelyn.
Ale ja jej nie słuchałam.
Wertowałam każdy artykuł, śledziłam tweety i wśród tysięcy postów nie mogłam się doszukać ani jednego dobrego słowa. Nikt się za mną nie wstawił. Nikt. Ale nie wiem, czemu się dziwiłam. W końcu, czy można powiedzieć coś dobrego o prostytutce?
W pewnym momencie nie mogłam już tego znieść.
Szybko odsunęłam od siebie komputer, odskakując od niego, jakby parzył. A potem było już tylko gorzej.
Zasłoniłam usta dłonią i w te pędy pobiegłam w stronę łazienki. Z impetem otworzyłam drzwi, rzuciłam się na podłogę i uklękłam przy toalecie.
Ten wieczór nie skończył się dla mnie dobrze.


~*~


- Może powinnaś iść do lekarza? - zagaiła Evelyn, kładąc się obok mnie na łóżku.
Upłynęło kilka godzin od mojego pierwszego incydentu w toalecie, ale miniony czas wcale nie sprawił, że czułam się lepiej. Byłam zupełnie bezsilna.
- Pewnie czymś się zatrułam. - Wzruszyłam ramionami chcąc zbagatelizować sprawę.
- Tak, na pewno. Tym jadem z Twittera.
Uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki. A przynajmniej miałam nadzieję, że to, co zrobiłam przypominało uśmiech.
- Liam wysłał ci wiadomość - oznajmiła ciemnowłosa, podając mi mój telefon.
Co zabawne, wieść o tym wcale mnie nie ucieszyła. Żołądek momentalnie mi się ścisnął i przez chwilę miałam wrażenie, że będę musiała ponownie rzucić się biegiem w stronę łazienki. Chwilowy kryzys jednak przeszedł, gdy Evelyn poklepała mnie po ramieniu.
- Możesz zostać u mnie na noc, jeśli chcesz - zaproponowała. - Powiedz mu, że mam kryzys i musisz mnie ratować.
Może w życiu nie spotkało mnie wiele dobrego, ale Evelyn z pewnością była dobrą rekompensatą za wszystkie życiowe dramaty.
- Tylko nie pisz mu, że rzygałaś - zaśmiała się, podnosząc z łóżka. - Jeszcze pomyśli, że jesteś w ciąży, czy coś. Przybiegnie tutaj i zepsuje nasz śmierdzący wymiocinami, babski wieczór.
Ev wyszła z sypialni, śmiejąc się ze swojego durnego żartu, kiedy mój żołądek ponownie się ścisnął. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki moja głowa wypełniła się obawami. A potem nagle zaczęłam liczyć dni od mojego ostatniego okresu.
- Cholera - zajęczałam.

I potem znowu pobiegłam do łazienki...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
To znowu my!
Myślicie, że Phoebe jest w ciąży?
A co z Chrisem?
Do następnego! <3

niedziela, 7 czerwca 2015

19.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to pistolet dużego kalibru, dopiero potem dostrzegłam, kto trzymał Martina na muszce.
- Chris? – Nie traciłam ani chwili. Uciekłam spod rąk swojego oprawcy i schowałam się za plecami brata.
- Wracaj tu mała suko, jeszcze z tobą nie skończyłem – warknął Kinnley.
Przymknęłam oczy, gdy Christopher nacisnął spust. Rozległ się huk wystrzału, który rozdarł powietrze. W tym momencie nie potrafiłam kontrolować swojego ciała. Cała się trzęsłam.
- Nigdy więcej tak do niej nie mów. – Brunet splunął na niego i schował broń za pasek spodni.
Odważyłam się uchylić powieki i zobaczyłam alfonsa, leżącego na bruku z raną postrzałową w udzie.
- Chodźmy stąd. – Wybawca pociągnął mnie za ramię i wpakował do dużego auta, stojącego nieopodal. A ja, niczym marionetka, wykonywałam wszystko, czego tylko zażądał. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Szczególnie, że Chris nawet się nie zawahał. Nacisnął spust, jakby była to zupełnie rutynowa czynność.
- Skąd się tu wziąłeś?- Byłam na tyle zaskoczona, że na chwilę zapomniałam o obrażeniach, jakich na nowo dostarczył mi mój były opiekun.
- Nie zadawaj tylu pytań, siostrzyczko – zaśmiał się. - Zawieźć cię do szpitala?- Podał mi chusteczkę.
Tak po prostu? Nie mogłam uwierzyć, że zaraz po tym, jak wpakował komuś kulę może się śmiać. Zdecydowanie trochę mnie to przeraziło.
- Nie. Jedźmy do Liama – odparłam, chociaż wcale nie chciałam wracać do niego po naszej kłótni.
- A on to kto…?
- Mój chłopak – powiedziałam to po raz pierwszy i aż przeszedł mnie dziwny dreszcz.
Za każdym razem, gdy tak mówiłam lub myślałam, moje ciało reagowało tak samo. W zasadzie dopiero teraz tak naprawdę to do mnie dotarło. Mam kogoś, kto się o mnie troszczy, kto chce ze mną być bez względu na moją przeszłość. Bez wątpienia, Liam Payne zadomowił się w moim sercu na dobre, a ja pozwalałam na to byśmy kłócili się o drobnostki.
- Słucham? - Parsknął śmiechem. Cały Chris.
- Daj spokój. Wiele się zmieniło podczas twojej nieobecności.
- Najwyraźniej. Musimy porozmawiać – oznajmił, odpalając silnik.
Podałam mu adres posiadłości Payne’a, a gdy zatrzymał się pod bramą szczęka prawie opadła mu na ziemię. Na pewno nie spodziewał się, że znajdę sobie kogoś, a tym bardziej, że będzie on obrzydliwie bogaty.
- Nie palnij nic głupiego, dobrze? - Ostrzegłam go i wysiadłam. Wciąż na trzęsnących się nogach, pokierowałam się w stronę wejścia do budynku.
Żebro, które dopiero, co zaczynało się zrastać, znów okrutnie bolało. Napuchnięta i rozcięta warga aż pulsowała, a wokół mojego oka już wyłaniał się solidny siniak. Znowu musiałam pokazać się Liamowi w takim stanie. A gdybym nie wyszła, nic by się nie stało.
Ciężko wzdychając, jako pierwsza przekroczyłam próg. Zawołałam ukochanego i czekałam aż się pojawi. Pozwoliłam Chrisowi rozgościć się w salonie i weszłam na schody. Nie zdążyłam dojść do ich szczytu, bo przede mną stanął szatyn.
- Phoebe. – Źrenice wyraźnie mu się rozszerzyły, a dłoń dotknęła mojego policzka.
- Nie kłóćmy się więcej o takie bzdury, zgoda?- poprosiłam, obniżonym tonem.
Skinął głową. Jego oczy uważnie mi się przypatrywały, a ja już zaczynałam się bać tego, co powie.
- Nie odpuszczę temu sukinsynowi. – Zacisnął drugą rękę w pięść. - Załatwię to na swój sposób i nawet nie próbuj wybijać mi tego z głowy. – Był stanowczy i kilka sekund później przygarnął mnie w swoje ramiona.
- Nie będę cię do niczego namawiać. Jesteś uparty – zaśmiałam się łzawo. - Gdyby nie Chris, mogłabym już nie żyć...
Payne zmarszczył brwi.
- Twój brat? On tu jest?
- Czeka na nas w salonie. Nie wiem, co robi w Londynie. Idź do niego, a ja przemyję twarz. – Wyminęłam go.
Tak jak prosiłam, zszedł na parter i dołączył do Christophera. Nie słyszałam, o czym rozmawiali, ale, gdy do nich wróciłam obaj wyglądali na wyluzowanych. Martwiłam się, że się nie polubią, ale wszystko szło w dobrym kierunku. Liam nie był, co prawda zachwycony, gdy zaproponowałam bratu, aby został u nas na noc, ale najwyraźniej nie zamierzał się ze mną znowu kłócić. Przykładając sobie lód do policzka i warg, obserwowałam jak popijali najlepsze trunki Payne’a. Niezręcznie zrobiło mi się w momencie, w którym Chris wspomniał coś o interesach, które mógłby prowadzić razem z moim chłopakiem. Stanowczo zaprotestowałam, wiedząc, jaki jest mój brat. W żadnym wypadku nie chciałam by wizerunek, kariera czy finanse szatyna ucierpiały z powodu czyichś nielegalnych pomysłów. Co to, to nie.
- Prosiłam cię żebyś nie gadał głupot – wycedziłam przez zęby, kiedy Liam wyszedł na chwilę, odebrać telefon.
- Dlaczego twój chłopak nie może pomnożyć swojego ogromnego majątku?- Założył ręce za głową.
- Bo dobrze wiem, jak to się skończy. Nie jesteś godny zaufania – dokuczyłam mu.
- W rodzinie może i nie, ale zawodowo wręcz odwrotnie. Do niczego nie będę go zmuszał. – Wzruszył ramionami.


***

Związek z Liamem był dla mnie nie lada wyzwaniem. Nigdy nie łudziłam się, że uczuciowe relacje z mężczyznami będą proste, tym bardziej, jeśli mówimy tutaj o przystojnym członku światowej sławy boysbandu. Liczyłam się z nieprzyjemnymi komentarzami ze strony mediów, kiedy tylko zwietrzą sensację. Trudno uwierzyć, że do tej pory nie oglądałam siebie na okładkach brukowcach, ale za szybko się ucieszyłam.
Chris zniknął, zostawiając kartkę z wyjaśnieniami. Miał ważne interesy do załatwienia i obiecał, że się odezwie. Ja natomiast pozwoliłam Liamowi spać do woli i wyszłam do supermarketu. Obeszłam po kolei wszystkie działy i wrzuciłam do koszyka po kilka produktów. Zbliżając się do kasy, minęłam stoisko z prasą i jeden z krzykliwych nagłówków przykuł moją uwagę. Wyciągnęłam gazetę ze stojaka i przetarłam oczy, aby się upewnić czy na pewno dobrze widzę.
Te hieny zrobiły sobie z mojego życia niezłą pożywkę. Wszem i wobec ogłosili, że zajmowałam się prostytucją, powiązali mnie z osobami ze świata przestępczego, z którymi oczywiście nigdy nie miałam do czynienia. Najgorsze jest to, że grzebali w mojej przeszłości i obrażali Liama, na co nie mogłam pozwolić. No, ale co taka szara istota, jak ja mogłaby zdziałać w medialnej wojnie?

Westchnęłam z rezygnacją, odkładając gazetę na miejsce i ruszyłam do kasy. Jakby tego było mało, pierwszy raz w życiu po wyjściu na ulicę zostałam zaatakowana przez armię paparazzi, oślepiających mnie fleszami. Przekrzykiwali się, usiłując się czegoś ode mnie dowiedzieć. Albo obrazić. Sama nie wiem, bo ich słowa mieszały się w jeden wielki szum. Zdołałam ujść kilka kroków i wyłapać pojedyncze pytania, bądź obelgi.
- Jesteś nową dziewczyną Liama?
- Traktujesz ten związek poważnie?
- Czy to prawda, że byłaś prostytutką?
- Skończyłaś z tym?
- Kochasz go?
- Opowiesz jak wam się układa?
Zaczęli mnie przytłaczać i miałam ochotę coś im odpyskować, ale powstrzymywałam się ze względu na Payne’a. Obiecałam, że nie będę przynosić mu wstydu, więc uśmiechałam się tylko przyjaźnie idąc przed siebie. Już myślałam, że spokojnie dotrę do domu aż tu nagle tuż przede mną zjawiła się grupka nastolatek. Poczułam się jak w potrzasku, jak zwierzyna, której drapieżniki zagrodziły drogę ucieczki.
- Jesteś z siebie zadowolona?- Krzyknęła jedna z nich ze złością. - Niszczysz naszego idola!
- Nie zdemoralizujesz naszego anioła! To dobry chłopak, który nie powinien spotykać się z dziwką!
- Odczep się od niego!
Jedna przez drugą wyrażały swoją nienawiść w stosunku do mnie, a ja stałam, jak słup soli słuchając tych wszystkich zarzutów. W myślach przekonywałam się, że nie będę się przy nich rozklejać i nie pokażę jak bardzo mnie to boli.
- Wierzcie lub nie, ale kocham waszego anioła – odezwałam się w końcu, wyminęłam ich liderkę i szybko stamtąd uciekłam.
Po przekroczeniu progu willi odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że tutaj jestem bezpieczna. Przyznanie się przed całkowicie obcymi nastolatkami do swoich uczuć było, co najmniej dziwne, ale po prostu wiedziałam, że muszę to powiedzieć. Może źle postąpiłam, ale nie to było najważniejsze. Uzewnętrzniłam się pod ich naciskiem znacznie szybciej niż bym chciała, a przecież pierwszą i jedyną osobą, która powinna to usłyszeć był Liam.
Usłyszałam jego głos dochodzący z sypialni, więc zostawiłam zakupy na kuchenny blacie i ruszyłam na górę. Podsłuchiwanie było moją słabością, stanęłam przy drzwiach i wsłuchałam się w rozmowę.
- Nie krzycz. Obudziłeś mnie, nie wiem, co się dzieje, a ty od razu zarzucasz mnie jakimiś rewelacjami. Nie, nie widziałem jeszcze. Zaraz włączę komputer i sprawdzę, o czym huczy Internet. Oddzwonię – rozłączył się i odłożył komórkę na szafkę nocną, po czym odwrócił się szukając swojego laptopa.
- Dzień dobry – ujawniłam swoją obecność.
- Cześć piękna – uśmiechnął się niemrawo.
- Nie sprawdzaj plotek. Wszyscy mówią o twoim związku z dziwką – westchnęłam ciężko, przecierając oczy.
- Już się zaczęło?- spytał, nie oczekując odpowiedzi i zabrzmiało to tak jakby go to nie zdziwiło.
- Tak. Dziennikarze dopadli mnie pod sklepem, nie wiem skąd wiedzieli, że tam jestem. Zadawali miliony pytań, czułam się niezręcznie. A potem spotkałam twoje fanki – urwałam nie chcąc się żalić.
- Mocno dały ci popalić?- Podszedł bliżej i chwycił moje dłonie.
- Niszczę ich idealnego idola, to mówi samo za siebie – przytoczyłam zarzut jednej z nich.
- Och, nie przejmuj się tym. Są zaślepione, Perrie przechodzi przez to samo, Eleanor też. Moje byłe też nie były lubiane. Pomogę ci do tego przywyknąć. - Pochylił się i pocałował mnie prosto w usta.
- Jeśli będziesz to robił w taki sposób, będzie mi znacznie łatwiej. – Postanowiłam nie ciągnąć dłużej tego tematu tylko zająć się śniadaniem i moim chłopakiem.

Musiałam oderwać myśli od tych wstrętnych komentarzy i tego, że publicznie wyznałam, że go kocham a on sam o tym nie wie. Powinnam mu powiedzieć, pewnie, że tak, ale strasznie bałam się tego momentu. Wygłupiłabym się czy nie? Odpowiedziałby tym samym? Miałam zbyt wiele wątpliwości żeby zrobić to właśnie teraz.


środa, 6 maja 2015

18.




Rozmowa z Chrisem przebiegła zaskakująco dobrze, ale chyba tylko, dlatego, że zdawał się mieć dobry humor. Obiecał, że wpłaci pieniądze na konto ośrodka, co również mnie zaskoczyło. Nie zamierzałam mu opowiadać o szczegółach całej tej sytuacji, bo zależało mi tylko na zdrowiu mamy. W myślach dziękowałam Bogu za to, że mój brat nie postąpił, jak świnia i nie musiałam go o nic błagać.
Prawda była taka, że od niedawna ciągle byłam kłębkiem nerwów i kiepsko sypiałam. Groźby Martina, brak pieniędzy i ukrywanie tego przed Liamem wykańczało mnie psychicznie. Teraz byłam przynajmniej spokojniejsza o bezpieczeństwo mojej rodzicielki.
Od piątej rano krzątałam się po apartamencie, sprawdzając po raz setny czy wszystko spakowałam. Nie ukrywam, że przykro mi było opuszczać to wspaniałe miejsce, ale przecież powinnam się cieszyć, prawda? Zamieszkam z ukochanym.
Nie byłam pewna czy to dobry pomysł. W końcu póki, co dopasowaliśmy się tylko pod względem seksualnym. Nie mogliśmy z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że wytrzymamy ze sobą pod jednym dachem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Martwiłam się, że ta zbyt wcześnie podjęta decyzja może negatywnie odbić się na naszym związku. Liam był optymistą, ale ja na wszystko patrzyłam realnie. Zaczną się plotki, artykuły w prasie, wyciąganie brudów z mojej przeszłości, co na pewno mu zaszkodzi. Będzie miał do mnie żal, choć się nie przyzna i przestaniemy się dogadywać.
Och, tak. Wspaniale. Myśl o tym dalej a na pewno się stanie – skarciłam się w myślach.
Kiedy zorientowałam się, że wszystko jest w odpowiednich pudłach, zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę dziewiątą. Ruszyłam do łazienki, aby wziąć prysznic i przyszykować się do opuszczenia apartamentu. Moje żebro jakimś cudem zrosło się prawidłowo, ale sińce nadal zdobiły moje ciało. Patrzyłam na siebie z obrzydzeniem, gdy wcierałam w skórę balsam. Nie rozumiałam chwil, w których Liam z uwielbieniem wpatrywał się we mnie, leżąc obok. Blizny wcale nie były urocze, a on w ogóle nie zwracał na to uwagi.
Do rzeczywistości przywróciło mnie pukanie do drzwi. To na pewno kierowca Payne’a.
Wpuściłam go do środka i poinstruowałam, na co powinien szczególnie uważać. Chłopcy byli właśnie na wywiadzie i miałam ogarnąć swoje rzeczy w domu Liama, całkiem sama. Wychodząc ze swojego mieszkania po raz ostatni, miałam nadzieję, że to zmiana na lepsze. W końcu życie z tak wspaniałym mężczyzną musiało być dobre.
Paddy rozstawił kartony w salonie willi i oznajmił, że jedzie odebrać zespół ze stacji radiowej. Rozejrzałam się wokół siebie i zajrzałam do kilku szafek. Nie było w nich miejsca na moje rzeczy. Pobiegłam do sypialnianej garderoby. Tam również panował bałagan mojego chłopaka. Teraz to już w ogóle nie wiedziałam, co robić.
Nie mogłam się rozpakować, więc wróciłam do salonu. Postanowiłam zrobić coś na obiad.
Zawartość lodówki podsunęła mi na myśl tylko jedno danie – kurczaka z ryżem i warzywami. Nigdy nie byłam idealną kucharką, ale przyrządzenie takiej potrawy nie mogło być trudne. Powoli poznałam położenie wszystkich niezbędnych przedmiotów w kuchni i poruszałam się w niej nieco bardziej swobodnie. W ciągu godziny uporałam się z pichceniem i nakryłam do stołu. Na szczęście mój chłopak zjawił się w porę, rozmawiając przez komórkę. Zatrzasnął drzwi nogą, odwiesił kurtkę na wieszak i wpadł prosto na słup kartonów.
- Oddzwonię później – powiedział do słuchawki i rozłączył się. - Cześć Phoebe. – Podszedł do mnie z zdezorientowaną miną.
- Cześć. Rozpakowałabym się, ale nie ma miejsca na moje rzeczy – odparłam z rozżaleniem, przyjmując czuły pocałunek.
- Przepraszam, nie miałem czasu. Dzisiaj razem wszystko ogarniemy – obiecał, uśmiechając się łobuzersko.
- Mam nadzieję, że jesteś głodny, bo zrobiłam coś w rodzaju chińszczyzny. – Postanowiłam nie robić mu awantury o brak organizacji.
- A no właśnie nie jestem. Jedliśmy w chłopakami na mieście – podrapał się po karku, przyglądając mi się w ten sam sposób, co kot ze Shreka.
- Świetnie. – Zacisnęłam pięści, powstrzymując wybuch złości, który kumulował się we mnie od rana. - Ty w ogóle chcesz żebym z tobą zamieszkała? Zaproponowałeś to bardzo pochopnie, a teraz nawet nie raczyłeś się przygotować na moją przeprowadzkę. – Oddech znacznie mi przyspieszył.- Jeśli nie masz zamiaru liczyć się z moją obecnością tutaj, to wynoszę się do Evelyn.
- Phoebs, spokojnie. – Ujął moje dłonie. Może tylko mi się wydawało, ale miałam wrażenie, że zupełnie nie rozumie mojego punktu widzenia. Faceci. - Nie zorganizowałem się, to fakt, ale bardzo chcę żebyś ze mną zamieszkała.
Uśmiechnął się ciepło. Chyba próbował mnie tym przekupić. Nie byłam pewna.
- Zjem z tobą. - Potwierdził ruchem głowy.- A teraz mnie pocałuj, do jasnej Anielki – dodał, widząc, że napięcie powoli opuszcza moje ciało.
- Żeby mi to było ostatni raz. – Pogroziłam mu palcem, podskoczyłam i otoczyłam nogami jego biodra.
Chwycił mnie w porę i kilka sekund później już zatraciliśmy się w namiętnym pocałunku. Byłam pewna, że gdyby nie to, że stygł nam obiad, wylądowalibyśmy w sypialni. Zamiast tego, Liam grzecznie posadził mnie na krześle, a sam zajął miejsce naprzeciwko.
- Wygląda smakowicie. – Wziął pierwszego kęsa i po dłuższej chwili skrzywił się tak, jakby miał to wypluć.
- Ale smaczne nie jest, prawda?- Zrobiło mi się ogromnie głupio i natychmiast spróbowałam swojej porcji.- Zostaw to. – Zabrałam mu talerz i oba dania wyrzuciłam do śmieci.
Oparłam się o blat, pochylając głowę w dół.
- Nie przejmuj się. – Objął mnie od tyłu, całując moje ramię.
- Nawet obiad potrafię spieprzyć, kucharka ze mnie żadna. – Nie miałam w zwyczaju płakać z tak błahych powodów, ale traktowałam to jak porażkę i uwolniłam z siebie słony potok.
- Poprawię ci humor – wsunął dłonie pod moją bluzkę.
- Tak? A jak?- Zaśmiałam się przez łzy, przeczuwając jego niecne zamiary.
- Za chwileczkę pójdziemy do sypialni, ale teraz mam coś dla ciebie. – Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i podał mi maleńkie pudełeczko.
Pospiesznie je otworzyłam i spostrzegłam kolejną zawieszkę do mojej bransoletki. Natychmiast się do niego odwróciłam i długo patrzyłam w oczy.
- Wprowadziłaś się do mnie. To podziękowanie za zaufanie, jakim mnie obdarzyłaś. – Zabrzmiało to bardzo emocjonalnie i totalnie zmiękczyło moje serce.
- Dziękuję – szepnęłam.
- A teraz czas na część łóżkową – dodał z szerokim uśmiechem. Wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku sypialni.

***

Och, tak. Nie ma to jak rozpocząć dzień od kłótni. Wiedziałam, że początki bywają trudne, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Postanowiłam, że zagonię Liama do roboty i razem opróżnialiśmy pudła. Poukładaliśmy ubrania i buty w szafach, pochowałam swoje kosmetyki w łazience, a w trakcie układania porcelanowej zastawy od mamy, usłyszałam głos swojego chłopaka. Był wyraźnie niezadowolony, a jego kroki się zbliżały.
- Gdzie chcesz to powiesić? - Prychnął ze złością, niosąc średniej wielkości obraz o tematyce futurystycznej.
Zmrużyłam na niego wściekle oczy.
- Kocham ten obraz! Chciałam żeby znalazł swoje miejsce w salonie lub sypialni – wyjaśniłam.
- Wybacz, ale jest okropny. Nie pozwolę żeby szpecił ściany mojego domu.. - Podkreślił to bardzo władczym tonem.
- Twojego, tak? Myślałam, że odkąd się tu przeniosłam jest nasz wspólny. - Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie łap mnie za słówka, Phoebe. – Odstawił ramę z płótnem pod ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.
- Zachowujesz się, jak dzieciak. Mieliśmy działać na zasadzie kompromisów, nie wiedziałam, że będę dla ciebie tylko gościem. – Rzuciłam o podłogę ścierką, którą wycierałam naczynia z kurzu.
- Mistrzyni kontroli – warknął, podchodząc bliżej. - Jak coś nie jest tak, jak Zosia-Samosia chce, to od razu wpada w szał.
- Ja? Po prostu jestem niezależna, za to ty jesteś terytorialnym maniakiem! Jak nie chciałeś żebym się do ciebie przenosiła, to, po co to zaproponowałeś?! - Odepchnęłam go od siebie.
- Znowu ta sama gadka? Potrzebowałaś miejsca do spania, więc się tobą zająłem, to coś złego? - Chyba przestał nad sobą panować i wypalił to, co mu ślina na język przyniosła, bo gdy zrozumiał sens swoich słów, od razu opuścił głowę.
- Zlitowałeś się nad dziwką, tak? Świetnie – odparłam, wstrzymując emocje na wodzy, ale nie doczekałam się odpowiedzi, więc zgarnęłam swoją kurtkę i szybko opuściłam jego posiadłość.
Mogłabym w tamtym momencie zadzwonić do Evelyn, gorzko się rozpłakać i wyżalić, ale to i tak by nic nie dało. Na własne życzenie wprowadziłam się do Payne’a. Przyjaciółka mogła mi to mieć za złe, więc nie zamierzałam się nad sobą użalać. Naprawdę myślałam, że będzie jak w bajce, chociaż nie powinnam w nie wierzyć. Liam miał wracać do domu, witając mnie od progu radosnym zawołaniem. Moje obiady miały być jadalne, a sprzeczki o drobiazgi miały się kończyć salwami śmiechu.
Wszystko miało być idealne.
Powinnam wrócić do domu, porozmawiać z ukochanym i jakoś to poukładać, ale Lolly, która nadal odgrywała dużą rolę w moim charakterze, unosiła się dumą i nie pozwoliła mi wykonać w tym kierunku nawet najmniejszego ruchu.
Tułałam się tak po ulicach Londynu, zastanawiając się, co mam robić, aż tu nagle wyrósł przede mną nie, kto inny jak Martin. No przysięgam, że większego pecha mieć dziś nie mogłam. Gdy mnie spostrzegł uśmiechnął się szyderczo i skutecznie zastawił mi drogę.
- Witaj, Lolly, jak ci się wiedzie bez pieniędzy?- Jego wyniosły ton głosu przyprawiał mnie o mdłości.
- Jesteś zwykłą szują. Radzę sobie lepiej niż byś się spodziewał. – Starałam się ukryć przed nim swoje zdenerwowanie.
- A tak. Eve wspominała, że mieszkasz u swojego kochasia. Awansowałaś z dziwki na utrzymankę, chylę czoła – wycedził przez zęby. - Źle ci u mnie było? Miałaś wszystko. Nawet twoja mamusia nie cierpiała. Jaką masz pewność, że teraz nic jej nie będzie?- zagadnął z przekąsem, chcąc wyprowadzić mnie z równowagi.
- Odczep się od mojej matki, Martin! Bo nie ręczę za siebie – warknęłam i uniosłam dłoń, by go uderzyć.
- Nie pyskuj, szmato! – Szybko chwycił mnie za nadgarstek i wykręcił boleśnie rękę. - Jesteś mocna w gębie, ale bardzo łatwo cię złamać.
- Zostaw mnie w spokoju. Masz moją kasę, czego chcesz jeszcze?
- Twojej porażki. Marzę o tym, aby ten gwiazdor kopnął cię w dupę. Chciałbym zobaczyć, jak pełzasz przy mnie na kolanach, żeby tylko wybłagać o drugą szansę pracy. – Patrzył na mnie z obrzydzeniem. - Zawsze będziesz należeć do mnie. Nigdy nie zmienisz tego, kim jesteś. – Popchnął mnie gwałtownie na ścianę budynku.
Wiedziałam, że będę miała niezłe siniaki i zadrapania.
- Nie dam ci tej satysfakcji. Nigdy do ciebie nie przyjdę po żadną pomoc. Prędzej wsadzę cię do więzienia – wysyczałam.
- Nie groź mi, Lolly. – Zacisnął dłoń na moim ramieniu.- Twoje nieposłuszeństwo zawsze kończy się siniakami. – Podniósł kolano i celowo wbił je między moje żebra. Nie był to zbyt trudny manewr biorąc pod uwagę jego wzrost.
Zgięłam się w pół z bólu. Odnowił mój uraz i bałam się, że złamana kość przebije skórę.
Już myślałam, że znów wyląduję przez niego w szpitalu. Ze strachu robiło mi się słabo. Właśnie wtedy usłyszałam znajomy głos:

- Puść ją albo cię zastrzelę, psie. – Pogardliwe wyzwisko, spowodowało, że Martin rozluźnił uścisk, a ja mogłam przenieść wzrok na mojego wybawcę.

~*~
Witajcie moi drodzy!
Podczas Majówki Charlie odwiedziła mnie w Szczecinie i miałyśmy plan żeby dodać rozdział wtedy, ale jakoś nam nie wyszło. Miałyśmy very busy weekend xD Wspaniale i intensywnie spędziłyśmy czas i już za nią tęsknię.
No, koniec tej prywaty.
Jak tam Wasze matury jak do tej pory?
Co sądzicie o losach naszych bohaterów?
Piszcie, skarby.
Całusy xx <3