Rozmowa z
Chrisem przebiegła zaskakująco dobrze, ale chyba tylko, dlatego, że
zdawał się mieć dobry humor. Obiecał, że wpłaci pieniądze na
konto ośrodka, co również mnie zaskoczyło. Nie zamierzałam mu
opowiadać o szczegółach całej tej sytuacji, bo zależało mi
tylko na zdrowiu mamy. W myślach dziękowałam Bogu za to, że mój
brat nie postąpił, jak świnia i nie musiałam go o nic błagać.
Prawda była
taka, że od niedawna ciągle byłam kłębkiem nerwów i kiepsko
sypiałam. Groźby Martina, brak pieniędzy i ukrywanie tego przed
Liamem wykańczało mnie psychicznie. Teraz byłam przynajmniej
spokojniejsza o bezpieczeństwo mojej rodzicielki.
Od piątej
rano krzątałam się po apartamencie, sprawdzając po raz setny czy
wszystko spakowałam. Nie ukrywam, że przykro mi było opuszczać to
wspaniałe miejsce, ale przecież powinnam się cieszyć, prawda?
Zamieszkam z ukochanym.
Nie byłam
pewna czy to dobry pomysł. W końcu póki, co dopasowaliśmy się
tylko pod względem seksualnym. Nie mogliśmy z całą
odpowiedzialnością powiedzieć, że wytrzymamy ze sobą pod jednym
dachem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Martwiłam się, że ta
zbyt wcześnie podjęta decyzja może negatywnie odbić się na
naszym związku. Liam był optymistą, ale ja na wszystko patrzyłam
realnie. Zaczną się plotki, artykuły w prasie, wyciąganie brudów
z mojej przeszłości, co na pewno mu zaszkodzi. Będzie miał do
mnie żal, choć się nie przyzna i przestaniemy się dogadywać.
Och, tak.
Wspaniale. Myśl o tym dalej a na pewno się stanie
– skarciłam się w myślach.
Kiedy
zorientowałam się, że wszystko jest w odpowiednich pudłach,
zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę dziewiątą.
Ruszyłam do łazienki, aby wziąć prysznic i przyszykować się do
opuszczenia apartamentu. Moje żebro jakimś cudem zrosło się
prawidłowo, ale sińce nadal zdobiły moje ciało. Patrzyłam na
siebie z obrzydzeniem, gdy wcierałam w skórę balsam. Nie
rozumiałam chwil, w których Liam z uwielbieniem wpatrywał się we
mnie, leżąc obok. Blizny wcale nie były urocze, a on w ogóle nie
zwracał na to uwagi.
Do
rzeczywistości przywróciło mnie pukanie do drzwi. To na pewno
kierowca Payne’a.
Wpuściłam go
do środka i poinstruowałam, na co powinien szczególnie uważać.
Chłopcy byli właśnie na wywiadzie i miałam ogarnąć swoje rzeczy
w domu Liama, całkiem sama. Wychodząc ze swojego mieszkania po raz
ostatni, miałam nadzieję, że to zmiana na lepsze. W końcu życie
z tak wspaniałym mężczyzną musiało być dobre.
Paddy
rozstawił kartony w salonie willi i oznajmił, że jedzie odebrać
zespół ze stacji radiowej. Rozejrzałam się wokół siebie i
zajrzałam do kilku szafek. Nie było w nich miejsca na moje rzeczy.
Pobiegłam do sypialnianej garderoby. Tam również panował bałagan
mojego chłopaka. Teraz to już w ogóle nie wiedziałam, co robić.
Nie mogłam
się rozpakować, więc wróciłam do salonu. Postanowiłam zrobić
coś na obiad.
Zawartość
lodówki podsunęła mi na myśl tylko jedno danie – kurczaka z
ryżem i warzywami. Nigdy nie byłam idealną kucharką, ale
przyrządzenie takiej potrawy nie mogło być trudne. Powoli poznałam
położenie wszystkich niezbędnych przedmiotów w kuchni i
poruszałam się w niej nieco bardziej swobodnie. W ciągu godziny
uporałam się z pichceniem i nakryłam do stołu. Na szczęście mój
chłopak zjawił się w porę, rozmawiając przez komórkę.
Zatrzasnął drzwi nogą, odwiesił kurtkę na wieszak i wpadł
prosto na słup kartonów.
- Oddzwonię
później – powiedział do słuchawki i rozłączył się. - Cześć
Phoebe. – Podszedł do mnie z zdezorientowaną miną.
- Cześć.
Rozpakowałabym się, ale nie ma miejsca na moje rzeczy – odparłam
z rozżaleniem, przyjmując czuły pocałunek.
- Przepraszam,
nie miałem czasu. Dzisiaj razem wszystko ogarniemy – obiecał,
uśmiechając się łobuzersko.
- Mam
nadzieję, że jesteś głodny, bo zrobiłam coś w rodzaju
chińszczyzny. – Postanowiłam nie robić mu awantury o brak
organizacji.
- A no właśnie
nie jestem. Jedliśmy w chłopakami na mieście – podrapał się po
karku, przyglądając mi się w ten sam sposób, co kot ze Shreka.
- Świetnie. –
Zacisnęłam pięści, powstrzymując wybuch złości, który
kumulował się we mnie od rana. - Ty w ogóle chcesz żebym z tobą
zamieszkała? Zaproponowałeś to bardzo pochopnie, a teraz nawet nie
raczyłeś się przygotować na moją przeprowadzkę. – Oddech
znacznie mi przyspieszył.- Jeśli nie masz zamiaru liczyć się z
moją obecnością tutaj, to wynoszę się do Evelyn.
- Phoebs,
spokojnie. – Ujął moje dłonie. Może tylko mi się wydawało,
ale miałam wrażenie, że zupełnie nie rozumie mojego punktu
widzenia. Faceci.
- Nie zorganizowałem się, to fakt, ale bardzo chcę żebyś ze mną
zamieszkała.
Uśmiechnął
się ciepło. Chyba próbował mnie tym przekupić. Nie byłam pewna.
- Zjem z tobą.
- Potwierdził ruchem głowy.- A teraz mnie pocałuj, do jasnej
Anielki – dodał, widząc, że napięcie powoli opuszcza moje
ciało.
- Żeby mi to
było ostatni raz. – Pogroziłam mu palcem, podskoczyłam i
otoczyłam nogami jego biodra.
Chwycił mnie
w porę i kilka sekund później już zatraciliśmy się w namiętnym
pocałunku. Byłam pewna, że gdyby nie to, że stygł nam obiad,
wylądowalibyśmy w sypialni. Zamiast tego, Liam grzecznie posadził
mnie na krześle, a sam zajął miejsce naprzeciwko.
- Wygląda
smakowicie. – Wziął pierwszego kęsa i po dłuższej chwili
skrzywił się tak, jakby miał to wypluć.
- Ale smaczne
nie jest, prawda?- Zrobiło mi się ogromnie głupio i natychmiast
spróbowałam swojej porcji.- Zostaw to. – Zabrałam mu talerz i
oba dania wyrzuciłam do śmieci.
Oparłam się
o blat, pochylając głowę w dół.
- Nie przejmuj
się. – Objął mnie od tyłu, całując moje ramię.
- Nawet obiad
potrafię spieprzyć, kucharka ze mnie żadna. – Nie miałam w
zwyczaju płakać z tak błahych powodów, ale traktowałam to jak
porażkę i uwolniłam z siebie słony potok.
- Poprawię ci
humor – wsunął dłonie pod moją bluzkę.
- Tak? A jak?-
Zaśmiałam się przez łzy, przeczuwając jego niecne zamiary.
- Za
chwileczkę pójdziemy do sypialni, ale teraz mam coś dla ciebie. –
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i podał mi maleńkie
pudełeczko.
Pospiesznie je
otworzyłam i spostrzegłam kolejną zawieszkę do mojej bransoletki.
Natychmiast się do niego odwróciłam i długo patrzyłam w oczy.
- Wprowadziłaś
się do mnie. To podziękowanie za zaufanie, jakim mnie obdarzyłaś.
– Zabrzmiało to bardzo emocjonalnie i totalnie zmiękczyło moje
serce.
- Dziękuję –
szepnęłam.
- A teraz czas
na część łóżkową – dodał z szerokim uśmiechem. Wziął
mnie na ręce i ruszył w kierunku sypialni.
***
Och, tak. Nie
ma to jak rozpocząć dzień od kłótni. Wiedziałam, że początki
bywają trudne, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
Postanowiłam, że zagonię Liama do roboty i razem opróżnialiśmy
pudła. Poukładaliśmy ubrania i buty w szafach, pochowałam swoje
kosmetyki w łazience, a w trakcie układania porcelanowej zastawy od
mamy, usłyszałam głos swojego chłopaka. Był wyraźnie
niezadowolony, a jego kroki się zbliżały.
- Gdzie chcesz
to powiesić? - Prychnął ze złością, niosąc średniej wielkości
obraz o tematyce futurystycznej.
Zmrużyłam na
niego wściekle oczy.
- Kocham ten
obraz! Chciałam żeby znalazł swoje miejsce w salonie lub sypialni
– wyjaśniłam.
- Wybacz, ale
jest okropny. Nie pozwolę żeby szpecił ściany mojego domu.. -
Podkreślił to bardzo władczym tonem.
- Twojego,
tak? Myślałam, że odkąd się tu przeniosłam jest nasz wspólny.
- Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie łap
mnie za słówka, Phoebe. – Odstawił ramę z płótnem pod ścianę
i skrzyżował ręce na piersiach.
- Zachowujesz
się, jak dzieciak. Mieliśmy działać na zasadzie kompromisów, nie
wiedziałam, że będę dla ciebie tylko gościem. – Rzuciłam o
podłogę ścierką, którą wycierałam naczynia z kurzu.
- Mistrzyni
kontroli – warknął, podchodząc bliżej. - Jak coś nie jest tak,
jak Zosia-Samosia chce, to od razu wpada w szał.
- Ja? Po
prostu jestem niezależna, za to ty jesteś terytorialnym maniakiem!
Jak nie chciałeś żebym się do ciebie przenosiła, to, po co to
zaproponowałeś?! - Odepchnęłam go od siebie.
- Znowu ta
sama gadka? Potrzebowałaś miejsca do spania, więc się tobą
zająłem, to coś złego? - Chyba przestał nad sobą panować i
wypalił to, co mu ślina na język przyniosła, bo gdy zrozumiał
sens swoich słów, od razu opuścił głowę.
- Zlitowałeś
się nad dziwką, tak? Świetnie
– odparłam, wstrzymując emocje na wodzy, ale nie doczekałam się
odpowiedzi, więc zgarnęłam swoją kurtkę i szybko opuściłam
jego posiadłość.
Mogłabym w
tamtym momencie zadzwonić do Evelyn, gorzko się rozpłakać i
wyżalić, ale to i tak by nic nie dało. Na własne życzenie
wprowadziłam się do Payne’a. Przyjaciółka mogła mi to mieć za
złe, więc nie zamierzałam się nad sobą użalać. Naprawdę
myślałam, że będzie jak w bajce, chociaż nie powinnam w nie
wierzyć. Liam miał wracać do domu, witając mnie od progu radosnym
zawołaniem. Moje obiady miały być jadalne, a sprzeczki o drobiazgi
miały się kończyć salwami śmiechu.
Wszystko miało
być idealne.
Powinnam
wrócić do domu, porozmawiać z ukochanym i jakoś to poukładać,
ale Lolly, która nadal odgrywała dużą rolę w moim charakterze,
unosiła się dumą i nie pozwoliła mi wykonać w tym kierunku nawet
najmniejszego ruchu.
Tułałam się
tak po ulicach Londynu, zastanawiając się, co mam robić, aż tu
nagle wyrósł przede mną nie, kto inny jak Martin. No przysięgam,
że większego pecha mieć dziś nie mogłam. Gdy mnie spostrzegł
uśmiechnął się szyderczo i skutecznie zastawił mi drogę.
- Witaj,
Lolly, jak ci się wiedzie bez pieniędzy?- Jego wyniosły ton głosu
przyprawiał mnie o mdłości.
- Jesteś
zwykłą szują. Radzę sobie lepiej niż byś się spodziewał. –
Starałam się ukryć przed nim swoje zdenerwowanie.
- A tak. Eve
wspominała, że mieszkasz u swojego kochasia. Awansowałaś z dziwki
na utrzymankę, chylę czoła – wycedził przez zęby. - Źle ci u
mnie było? Miałaś wszystko. Nawet twoja mamusia nie cierpiała.
Jaką masz pewność, że teraz nic jej nie będzie?- zagadnął z
przekąsem, chcąc wyprowadzić mnie z równowagi.
- Odczep się
od mojej matki, Martin! Bo nie ręczę za siebie – warknęłam i
uniosłam dłoń, by go uderzyć.
- Nie pyskuj,
szmato! – Szybko chwycił mnie za nadgarstek i wykręcił boleśnie
rękę. - Jesteś mocna w gębie, ale bardzo łatwo cię złamać.
- Zostaw mnie
w spokoju. Masz moją kasę, czego chcesz jeszcze?
- Twojej
porażki. Marzę o tym, aby ten gwiazdor kopnął cię w dupę.
Chciałbym zobaczyć, jak pełzasz przy mnie na kolanach, żeby tylko
wybłagać o drugą szansę pracy. – Patrzył na mnie z
obrzydzeniem. - Zawsze będziesz należeć do mnie. Nigdy nie
zmienisz tego, kim jesteś. – Popchnął mnie gwałtownie na ścianę
budynku.
Wiedziałam,
że będę miała niezłe siniaki i zadrapania.
- Nie dam ci
tej satysfakcji. Nigdy do ciebie nie przyjdę po żadną pomoc.
Prędzej wsadzę cię do więzienia – wysyczałam.
- Nie groź
mi, Lolly. – Zacisnął dłoń na moim ramieniu.- Twoje
nieposłuszeństwo zawsze kończy się siniakami. – Podniósł
kolano i celowo wbił je między moje żebra. Nie był to zbyt trudny
manewr biorąc pod uwagę jego wzrost.
Zgięłam się
w pół z bólu. Odnowił mój uraz i bałam się, że złamana kość
przebije skórę.
Już myślałam,
że znów wyląduję przez niego w szpitalu. Ze strachu robiło mi
się słabo. Właśnie wtedy usłyszałam znajomy głos:
- Puść ją
albo cię zastrzelę, psie. – Pogardliwe wyzwisko, spowodowało, że
Martin rozluźnił uścisk, a ja mogłam przenieść wzrok na mojego
wybawcę.
~*~
Witajcie moi drodzy!
Podczas Majówki Charlie odwiedziła mnie w Szczecinie i miałyśmy plan żeby dodać rozdział wtedy, ale jakoś nam nie wyszło. Miałyśmy very busy weekend xD Wspaniale i intensywnie spędziłyśmy czas i już za nią tęsknię.
No, koniec tej prywaty.
Jak tam Wasze matury jak do tej pory?
Co sądzicie o losach naszych bohaterów?
Piszcie, skarby.
Całusy xx <3
Mam przeczucie, że to jej brat :)
OdpowiedzUsuńczekam na nastepny i pozdrawiam xxxx
ja mysle, ze to ktorys z czlonkow 1D
OdpowiedzUsuńa;e sie narobilo... myslalam, ze bedzie im idealnie...
do nastepnego ;*
Rozdział super !
OdpowiedzUsuńA co do tej nieznajomej osoby to mam 3 propozycje :
- Jej bart
- Liam
- Zayn .
Hmm czyżby Zayn ? Może się polubią :> ?
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie z kazdym rozdzialem coraz bardziej mnie zaskakuje. Oby tak dalej <3
OdpowiedzUsuńKocham, kocham i jeszcze raz kocham. Cudowny rozdzial :3
OdpowiedzUsuńUu dobre. Teraz to nie mg się już doczekać kolejnego rozdziału. Zawsze zaskakujące. I takie słodkie. Ja wierzę że im się uda bez fartuch zdań :* buziaki
OdpowiedzUsuńZayn albo Liam..nie wiem w sumie kogo bym wolała :)
OdpowiedzUsuń