poniedziałek, 22 grudnia 2014

11.



Dzień rozpoczął się bardzo typowo. Jak przystało na Londyn, rano padał deszcz, który zniknął około południa. Wilgoć, szarość i chłodny wiatr, zwiastowały niedalekie przybycie jesieni. Owszem, wstałam z łóżka, ale widząc, co się dzieje za oknem, usiadłam na kanapie w salonie, otulając się kocem i trzymając w dłoniach kubek z parującą herbatą. Włączyłam telewizor i od razu trafiłam na serwis plotkarski. Lady Gaga kupiła sobie buldoga francuskiego, Beyonce się rozwodzi, a Liam Payne wrócił do byłej dziewczyny.
Zaraz, zaraz! Słucham?!
Automatycznie zrobiłam głośniej. Prezenterka ogłosiła wszem i wobec, że Sophia Smith pojawiła się w Manchestrze, w hotelu chłopaków i wybrała się na ich koncert. Z różnych źródeł napływają informacje o powrocie uczucia między tą dwójką.
Na początku zrobiło mi się nieprzyjemnie i strasznie słabo, na samą myśl o tym, że kobieta z telewizji mówiła prawdę. Potem jednak roześmiałam się, bo przecież Liam, by mnie nie okłamał. Nie on. Wyłączyłam natychmiast te bzdury i zerknęłam na zegarek. Postanowiłam, że zrobię mu niespodziankę i pojadę po niego na lotnisko. Smsem poprosiłam Evelyn, aby mi towarzyszyła i ruszyłam do sypialni żeby wybrać ubrania, w których wyjdę. Zdecydowałam się na czerwoną bluzkę z baskinką, czarne legginsy, czarne sznurowane botki i czarny płaszcz z guzikami i skórzanymi wstawkami. Zarzuciłam na ramię zamszową torbę w kolorze butów, włosy związałam w ciasny, wysoki kucyk i z uśmiechem na ustach wyszłam z domu.
Drogę do mieszkania Ev pokonałam pieszo, a stamtąd na lotnisko pojechałyśmy taksówką.
- Przestań się tak szczerzyć, bo się ciebie boję. – Przyjaciółka po cichu zwróciła mi uwagę.
- Nie mogę się powstrzymać. Jego powrót oznacza początek mojego nowego, lepszego życia. Jestem tak szczęśliwa, że mam ochotę skakać z radości. Poza tym, dopiero dziś w nocy tak naprawdę poczułam, jak bardzo za nim tęskniłam.
- Oj, kochana. Wpadłaś w to bagno po uszy.
Pokręciłam głową z niezadowoleniem.
- W jakie bagno?
- Zakochałaś się. A miłość to najgorsze, co mogło cię teraz spotkać – stwierdziła to w taki sposób, jakby przytrafiło mi się coś okropnego.
Nie odzywałam się już, tylko zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z auta. Na chodniku poczekałam na Evelyn i chwyciłam ją pod rękę. Gadała, jak najęta o Coco, a ja śmiałam się z niej, nie zwracając uwagi na innych przechodniów. Obie przystanęłyśmy przed głównym wejściem na lotnisko. Byłam zaskoczona brakiem tłumu fanów, ale Liam wspominał, że ktoś puścił plotkę, że wyjdą bocznym wyjściem i pewnie właśnie tam się zebrali.
Najpierw zobaczyłam kilku postawnych ochroniarzy, wśród nich spostrzegłam tego, który towarzyszył nam na zakupach. Jakimś cudem dojrzałam idącego za nimi Payne’a i odruchowo poprawiłam swój płaszcz. Mój radosny uśmiech zniknął wraz z pojawieniem się u jego boku Sophii. Szatynka trzymała się jego ramienia i była naprawdę piękna. Elegancka, wysoka i zgrabna. Nic dziwnego, że byli parą. Wyglądali ze sobą bardzo dobrze.
- Kim jest ta paniusia?- Ev dźgnęła mnie łokciem w bok.
- Jego była.– Bardzo się rozczarowałam.- Chodźmy stąd – pociągnęłam ją za rękaw, chcąc jak najszybciej uciec z pola widzenia chłopaka.
- Phoebe?- Głos Liama mnie sparaliżował.- Co ty tutaj robisz?- Odsunął się od Smith i podszedł do mnie.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę, bo nie mogłam się doczekać twojej.– Ledwo trzymałam nerwy na wodzy.
- Obiecałem, że zadzwonię i się z tobą umówię. Niepotrzebnie przychodziłaś. – Sytuacja stała się dla niego bardzo niewygodna, przenosił wzrok to na mnie, to na Sophię.
- Teraz już widzę, że niepotrzebnie. Jakbym siedziała w domu, to przynajmniej nie musiałabym oglądać ciebie i twojej dziewczyny. – Nie chciałam robić scen, ale czułam, że dłużej nie wytrzymam.
- To nie tak. Posłuchaj…
- Przestań. To miała być ta niespodzianka dla mnie?! Wspaniała – fuknęłam, odpychając go od siebie.
Jeden z ochroniarzy stanął między nami i chwycił moje nadgarstki.
- Uspokój się. Nie potrzebujemy tu sensacji – wychrypiał niskim barytonem dobrze zbudowany mężczyzna.
- Puść ją – zainterweniował Liam.- To moja prywatna sprawa. Zabierz Sophię do auta – wydał mu polecenie i czekał na jego realizację.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, daj mi spokój – warknęłam na niego i ruszyłam przed siebie, nie czekając na Ev.

***


Cierpienie rozdzierające moje serce, nie dawało mi spokoju. Nie słuchałam tego, co mówiła Evelyn, goniąca za mną przez pół miasta w swoich niebotycznych szpilkach. W tamtej chwili obchodziło mnie tylko i wyłącznie to, co czuję. A raczej to, co próbuję w sobie zabić. Uczucie do Liama pochłonęło całe moje serce, dusze i ciało. Moja przyjaciółka miała rację, wpakowałam się w niezłe bagno, a teraz muszę się z niego wydostać.
Jak mogłam uwierzyć w to, że jego słowa będą miały jakąś wartość? Pewność siebie i brak ufności pękły, jak bańka mydlana. Byłam nieszczęśliwa i bezbronna, w dodatku makijaż spływał mi wraz ze łzami.
Życie to nie bajka, do cholery! Chciałam się dla niego zmienić, rzucić haniebny zawód, nie oglądać się wstecz. Żyć z nim tu i teraz, ale czego ja się spodziewałam? Szczęśliwego zakończenia? Za dużo filmów się naoglądałam i nabrałam złudnego wrażenia, że Payne mógłby mnie pokochać.
- Phoebe Walker, do diabła! Zatrzymaj się w końcu!- Wściekła Eve rzuciła we mnie swoim butem, który zdjęła podczas pogoni za mną.
Odwróciłam się w jej stronę i pokazałam swoje żałośnie wyglądające oblicze. Dziewczyna podeszła i mocno mnie przytuliła, głaszcząc po plecach.
- Skoro już biegam boso, jak kretynka, dołącz do mnie. Nie będę sama – zaśmiała się, patrząc mi w oczy.
- Jestem naiwna, prawda?- Mój głos był stłumiony przez materiał jej kurtki.
- Mówiłam ci już. Jego fiut cię omamił. A teraz chodź do domu, bo wyglądamy, jak kretynki.
Do mojego azylu dotarłyśmy jakąś godzinę później. Zamiast użalania się nad sobą, przebrałam się w wygodny dres i zaczęłam sprzątać. Ev obserwowała mnie przez chwilę, usiadła na sofie i odezwała się dopiero wtedy, gdy próbowałam ją przegonić, aby wytrzepać poduszki:
- Naprawdę zwariowałaś, wiesz? Nigdy nie sprzątasz dopóki widzisz podłogę. – Przyjrzała mi się bardzo uważnie.- Przynieś jakiś alkohol. Upodlimy się – zaproponowała ochoczo.
- Wybacz, ale nie chcę. Mogłabyś zostawić mnie samą? Odezwę się do ciebie, obiecuję – poprosiłam.
Zmarszczyła brwi ze zdziwienirm, ale koniec końców przytaknęła.
- Jasne, mała, pozbieraj się szybko, bo Martin zauważy, że coś jest nie tak. Nie chciałabym żeby coś ci zrobił. – Podniosła się i poprawiła swoją bluzkę.
- Oczywiście. Dam sobie radę, dziękuję ci. – Przytuliłam się do niej, a potem odprowadziłam do wyjścia.
Nie trudząc się zamykaniem drzwi po prostu rzuciłam się z płaczem na łóżko. Było mi strasznie wstyd, że tak łatwo zaufałam Liamowi.
Słyszałam dźwięk swojej komórki, która leżała na komodzie, obok, ale nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Podejrzewałam, że albo Martin chciał mnie umówić z kolejnym oblechem albo Payne pragnie nakarmić mnie kolejnymi kłamstwami.
- Phoebe… - Diabelnie seksowny głos szatyna rozbrzmiał w mojej sypialni.
Dopóki nie podniosłam głowy z poduszki myślałam, że słyszę go tylko w swoim umyśle. Jednak, gdy go spostrzegłam, przeklęłam pod nosem portiera, który musiał go tutaj wpuścić. Przysięgam, że złożę na niego skargę!
Otarłam zapłakaną twarz rękawami bluzy i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Czego tu chcesz? Nie masz prawda wchodzić tu bez pozwolenia! – Zerwałam się na równe nogi.
- Chciałem pogadać.– Oparł się przedramieniem o futrynę drzwi.
- Nie mam na to ochoty. Wyjdź! – Stanęłam przed nim, chcąc zmusić go do wycofania się.
- Jeszcze wczoraj mówiłaś, co innego. – Rzucił zaczepnie.
- No popatrz, ty również – prychnęłam.
Zamilkł na chwilę.
- Dlaczego płakałaś?
- Nie twoja sprawa – fuknęłam, patrząc mu prowokacyjnie w oczy.
- Nadal nie nauczyłaś się, że twoja złość mnie nakręca? – Popchnął mnie na ścianę i oparł o nią dłonie po obu stronach mojej głowy, zamykając mi drogę ucieczki.
Chyba po raz pierwszy seksualna aluzja sprawiła, że poczułam się zraniona, a może nawet i poniżona. Czy on naprawdę nic nie rozumiał?
- Jesteś bezczelny, wiesz? Nie jestem twoją zabawką!- Podniosłam nogę, wymierzając kolanem w jego czułe miejsce.
- Za to mnie uwielbiasz – zacisnął uda, zatrzymując cios.- Co z tobą? Dopiero, co rozmawialiśmy o tym, że za sobą tęsknimy. Cieszyłaś się, że wracam, a teraz?
- No właśnie, Liam. Prosiłeś żebym rzuciła wszystko i była twoja. Zgodziłam się, a ty wracasz ze swoją byłą. – W końcu wyrzuciłam to z siebie.
- Chodzi, więc o Sophię. – Pokiwał głową z rozbawieniem.
Co w tym, do diabła, niby było takiego zabawnego?
- Nie obchodzi mnie, co was łączy. Po prostu odejdź – wyślizgnęłam mu się i podeszłam do drzwi wyjściowych.- Daj mi spokój i wyjdź – starałam się być tak stanowcza,jak jeszcze nigdy wobec niego.
Na jego twarzy widniało rozczarowanie, złość i żal. Najwyraźniej myślał, że pójdzie mu ze mną znacznie łatwiej. Nie tym razem, panie Payne. Może i byłam prostytutką, ale nie miał prawa mnie krzywdzić.
Z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyciągnął zawiniątko obwiązane kokardką i odłożył je na brzeg łóżka.
- To jest niespodzianka, o której mówiłem. Nie zwracaj. – Bez zbędnej dyskusji zostawił mnie samą z mętlikiem w głowie i prezentem.
Wcale nie chciałam otwierać tej paczuszki, ale ciekawość wzięła górę. Przysiadłam na materacu, powoli rozwiązałam czerwoną wstążkę i zdjęłam wieczko. Moim oczom ukazała się przepiękna srebrna bransoletka z jedną zawieszką. Od razu się w niej zakochałam i wsunęłam na nadgarstek. Na dnie pudełka znajdowała się karteczka z odręcznym pismem Liama.


‘ Kolejną zawieszkę dostaniesz, gdy mnie pocałujesz. Każdy krok w naszym związku będę oznaczał kolejnym wisiorkiem. Twój, Liam’


Wesołych Świąt!
Niezapominajka
Charlie 

niedziela, 30 listopada 2014

10.

Evelyn uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na ekran telewizora. Jej niebieskie oczy lśniły, dobrze mi znanym blaskiem. Blaskiem, który zdawał się powiększać za każdym razem, gdy swoją kwestię wypowiadał Big – jeden z bohaterów „Seksu w wielkim mieście”. Ev tuż obok filmów romantycznych, była ogromną fanką pewnego, amerykańskiego serialu. Perypetie Carrie Bradshaw śledziła wiernie od dawna, zupełnie zapominając, że każdy odcinek widziała już, co najmniej, dziesięć razy. Zawsze z tym samym zaskoczeniem reagowała na każde słowo Biga.
        Nie potrafiłam zrozumieć jej miłości do tego mężczyzny. Nie uważałam, by był jakoś szczególnie przystojny. Jakimś jednak cudem zdobył serce Carrie. I tysiąca innych kobiet, które podobnie do znanej już na całym świecie bohaterki, były kompletnie zapatrzone w Biga.
        Podczas gdy Ev wzdychała do fikcyjnej postaci, ja byłam myślami tuż przy Liamie. Payne zaledwie dzień wcześniej wyjechał za miasto wraz ze swoim zespołem, by udzielić kilku wywiadów i zagrać jakiś wielki koncert.
Gdy się z nim rozstawałam, ani przez chwilę nie pomyślałam o tym, że będę za nim tęsknić. Przecież jeszcze całkiem niedawno unikałam spotkań z chłopakiem, jak ognia. Co więcej, próbowałam go zmusić, by dał sobie ze mną spokój. A teraz, jak prawdziwa histeryczka, co chwilę spoglądałam na ekran komórki, starając się sobie wmówić, że wcale nie oczekuję telefonu od niego.
        Ale przecież mógłby już zadzwonić. Minęło dwanaście godzin, odkąd wysłał mi tego niewinnego SMS-a. Nie żebym liczyła.
        - Próbujesz go zwabić siłą umysłu, czy jak? – Zapytała Evelyn, nie odrywając wzroku od telewizora.
        Zawsze się zastanawiałam skąd moja przyjaciółka bierze tę dziwną moc i wie dokładnie, co dzieje się w mojej głowie.
        - Słucham?
        Ev zarechotała. Nie śmiała się jednak z tego, co działo się po drugiej stronie ekranu. Śmiała się ze mnie – głośno i wyraźnie. Do tego ostentacyjnie łapała się za brzuch, by zaakcentować, jak bardzo ją rozbawiłam.
        - Teraz zamierzasz zaprzeczać? – Westchnęła, gdy odzyskała już panowanie nad sobą. Zupełnie nie wiedziałam, czym tak bardzo ją rozśmieszyłam. Nim jednak zdążyłam o to zapytać, Evelyn złapała pilota i wyciszyła telewizor. – Kochanie, nie jestem ślepa. W ciągu minuty spojrzałaś na ten cholerny telefon co najmniej kilka razy.
        Evelyn zawsze potrafiła mnie wysłuchać i doradzić. Choć, co trzeba przyznać, jej rady często bywały absurdalne.
        Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Ev wstała ze swojego miejsca i nucąc sobie coś pod nosem przeszła do kuchni. Czuła się w moim mieszkaniu niesamowicie swobodnie. Tak samo, jak ja u niej. Zdaje się, że lata przyjaźni nauczyły nas już tego komfortu.
        - Zaraz mi wszystko wyśpiewasz – zaśmiała się, wracając z kuchni. Niosła ze sobą dwie butelki wina, a spod ręki wystawało jej opakowanie lodów czekoladowych. – Ale na takie wyznania potrzebujemy czegoś mocniejszego.
        Niesłychane, jak szybko po kilku kieliszkach wina rozplątał mi się język.
        - Faceci są tacy durni! – Jęknęłam, zwijając się w kulkę na kanapie. Evelyn śmiała się w głos, chociaż sama pewnie nie wiedziała, z czego konkretnie. Najwyraźniej dzisiaj miała tak dobry humor, bo wszystko ją bawiło. Łącznie z moją osobą.
        - Ja tam ich mimo wszystko lubię – powiedziała, odchylając głowę do tyłu. Przez chwilę podziwiała sufit, by potem na nowo powrócić do rzeczywistości. – W sumie tylko niektórych.
        Pokiwałam energicznie głową.
        - Liam nie jest zły – oznajmiłam, starając się z całych sił przekonać do tego przyjaciółkę. Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, jak absurdalnie brzmiałam. Alkohol potrafił sprawić, że plotłam same głupoty.
        - Pieprzysz go regularnie, to samo mówi za siebie. Nie może być zły.
        - Nie chodzi mi tylko o seks – jęknęłam, po czym usiadłam szybko na piętach. – On jest taki… och!
        Evelyn się skrzywiła.
        - Jeśli facet jest och, to znaczy, że wróży kłopoty – odpowiedziała z tą przypisaną jej pewnością siebie. - Przerabiałam to już wcześniej. Najpierw był Aron. Albo, jak wolę go nazywać, Kretyn Numer Jeden. Myślałam, że to miłość, ale mu chodziło tylko i wyłącznie o seks. Potem był Kretyn Numer Dwa. Ale on wolał swoją mamuśkę ode mnie. A Kretyn Numer Trzy miał małego. Oczywiście, to nie jest najważniejsze, ale i tak nie miał mi wiele do zaoferowania.
        Dziewczyna wzruszyła ramionami i przybrała jeden ze swoich słodkich uśmiechów. Zachowywała się, jakby mówiła o pogodzie, czymś mało istotnym.
        - Ale Liam nie jest kretynem – powiedziałam cicho.
        Oczywiście, mówiłam kompletnie bez ładu i składu. A na domiar złego mój głos zrobił się dziwnie płaczliwy.
        - Kochanie – zajęczała Ev, podbiegając do mnie. Zajęła miejsce na kanapie tuż obok i objęła mnie szczelnie ramieniem. Nie ma jak wieczór dwóch pijanych singielek. Singielek-prostytutek, jeśli wolno dodać. – Ależ oczywiście, że Liam nie jest kretynem.
        Ta rozmowa nie miała najmniejszego sensu. Naprawdę. Szczególnie, że żadna z nas już następnego dnia miała nie pamiętać słów, jakie tutaj padły.
        - Tęsknię za nim – westchnęłam chrapliwie, przytulając swoją przyjaciółkę.
        Już wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka. Jednak byłam zbyt pijana, by zauważyć, że sytuacja zrobiła się naprawdę poważna. Jeszcze kilka dni temu Liam był mi zupełnie obojętny. Związek z nim nie do końca mi pasował, ponieważ właśnie przez Payna musiałam oszukiwać Martina. Teraz jednak mój szef poszedł zupełnie w niepamięć i, co więcej, byłam gotowa kompletnie zbagatelizować tę sprawę. Przez chwilę nawet rozważałam kwestię postawienia się mężczyźnie i dania mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma nade mną żadnej władzy, a od tego momentu klientów będę wybierała sobie sama.
        - To zadzwoń do niego. Niech do ciebie przyjedzie – zaproponowała.
        - Wyjechał – zajęczałam, jakby wydarzyło się coś potwornego.      
        Evelyn przytuliła mnie mocnej. Zdecydowanie ta sytuacja zaczynała się robić z sekundy na sekundę coraz bardziej absurdalna. Szkoda tylko, że nikt nie mógł wtedy powstrzymać nas od gadania głupot. I nie zrobiła tego z pewnością również trzecia butelka wina, która magicznie pojawiła się pomiędzy nami.
        - Do mężczyzny trzeba mieć odpowiednie podejście – oznajmiła pijackim głosem Evelyn. - Najlepiej należy spróbować podchodzić nago. Stosuj się do tego, a nie zginiesz.
        Nieistotnie, że nie miało to nic wspólnego z moim problemem. Ev najwyraźniej wpadła w ciąg bezsensownego bełkotania po pijaku i snucia nieużytecznych mądrości.
        - Tak sobie myślałam – rzekłam. Mój głos był strasznie zachrypnięty. Brzmiałam jak typowy pijak. – Co by się stało, gdyby Liam nie był moim klientem?
        Evelyn zmarszczyła brwi. Westchnęła głęboko, po czym wydymała usta, myśląc nad zadanym przeze mnie pytaniem. Oczy miała trochę błędne, ale nie ma się czemu dziwić – wypiła półtorej butelki wina.
        - Przerażasz mnie – powiedziała po chwili, zupełnie omijając moje pytanie. – Mam wrażenie, że fiut Liama tobą zawładnął. A to błąd. Nie można dać zwariować się facetom. Dlatego właśnie zostałam dziwną. Teraz to ja mam nad nimi kontrolę.
        Moja przyjaciółka miała po części rację. Kontrola w tym wszystkim była niesamowicie ważna. Mając ją mogłam dyktować warunki. Mogłam się bronić. Posiadanie jej gwarantowało bezpieczeństwo – nikt nie mógł mnie zranić. A teraz, jak prawdziwa naiwniaczka, ustawiłam się w pierwszej linii, narażając na ból. Bo właśnie to przychodziło wraz z zaangażowaniem.
Byłam dziwką, a liczyłam na happy end.
        - To nie Pretty Woman, do cholery – westchnęłam z żalem.

~*~

Nie pamiętałam momentu, w którym usnęłam. Za to wyraźnie pamiętałam ten, w którym się obudziłam. Ból głowy był niesłychany. Zawsze szczyciłam się mocną głową, ale wtedy czułam się definitywnie pokonana przez czerwone wino. I lody czekoladowe.
Na domiar złego w całym mieszkaniu nie było śladu po Evelyn. Dopiero w chwili, gdy chciałam już do niej zaniepokojona dzwonić, znalazłam kartkę papieru, leżącą na stoliku w salonie – poinformowała mnie o spotkaniu z klientem. Obiecała również, że zadzwoni wieczorem, ale znając Evelyn telefonu mogłam spodziewać się lada moment.
Nim zdążyłam przekroczyć próg łazienki, by wziąć upragniony prysznic, moja komórka dała o sobie znać.
Z cwaniackim uśmiechem, ciesząc się, że przewidziałam zachowanie mojej przyjaciółki, zagarnęłam urządzenie z półki. Nie kłopotałam się sprawdzaniem, kto dzwoni i po prostu odebrałam.
- Wiesz jakie to uczucie, gdy jedyna osoba, której możesz ufać porzuca cię w środku nocy dla kogoś obcego? – Mój głos brzmiał poważnie, jednak z całych sił próbowałam się nie roześmiać. Droczenie się z Evelyn należało do moich ulubionych zajęć.
        - Pewnie okropne. – Po drugiej stronie słuchawki jednak nie usłyszałam głosu mojej roztargnionej przyjaciółki. Głos był męski i nieco zbyt ostry. – Ale chętnie posłucham, kto taki porzucił cię w środku nocy.
        - Liam? Przepraszam, myślałam, że to Ev dzwoniła – odparłam, starając się złagodzić sprawę. Oczywiście, musiałam palnąć jakąś głupotę. Gdybym tego nie zrobiła zapewne nie byłabym sobą.
        Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało.
        - Jak koncert? – Zapytałam cicho. Miałam nadzieję, że tym sposobem uda mi się wprowadzić dobry humor do naszej rozmowy.
        - W porządku. Jutro już będę w domu.
        - Super! – Pisnęłam nieco zbyt podekscytowana.
        - Super? – Niewątpliwie nieco zaintrygowałam tym Payna, którego głos nagle stracił niedawną ostrość, a stał się przyjemny. Mogłam być pewna, że w tamtym momencie się uśmiechnął.
        - Znaczy wiesz – prychnęłam, starając się brzmieć luzacko. – Pewnie jesteś zmęczony podróżą i takie tam. To super dla ciebie.
        - Oczywiście, rozumiem – odparł, definitywnie rozbawiony. – Czyli za mną nie tęskniłaś?
        - To nie tak. Znaczy trochę tak. Ugh! – W życiu tak nie plątałam się w „zeznaniach”.
        - Phoebe?
        - Wiesz co, Liam? Jesteś dupkiem. Oczywiście, że za tobą tęskniłam – oznajmiłam stanowczo. Może myślałam, że poważny ton mnie przed czymkolwiek uchroni.
        Payne roześmiał się uroczo.
        - Ja też za tobą tęskniłem, Phoebe. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu się zobaczymy. Mam dla ciebie niespodziankę.
        Wyszczerzyłam się jak idiotka, ale przepraszam bardzo – która dziewczyna na moim miejscu, by tego nie zrobiła?
        - Nie mogę się doczekać – odparłam, jak najbardziej szczerze.
        - Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, bo przecież znamy się od niedawna, ale…
        - Ale?
        - Chciałbym spróbować…
        - Spróbować czego?
        - Życia z tobą – westchnął. Domyślałam, że nie było mu najłatwiej rozmawiać o tym. Szczególnie przez telefon. Dlatego siedziałam cicho i nie przerywałam. – Co prawda, niedawno zakończyłem poważny związek, a my znamy się raptem kilka tygodni, ale chciałbym spróbować tego na poważnie. Chciałbym, żebyś była tylko moja.
        - Co przez to rozumiesz?
        - Chciałbym żebyś rzuciła swoją pracę w cholerę i… - urwał. Najwyraźniej czekał na to, co ja mam do powiedzenia w tej kwestii. Tyle, że zamiast zabrać głos przez dłuższą chwilę po prostu milczałam.
        - Tak.
        - Co tak?
        - Tak. Zróbmy to.
        Wiedziałam, że wpadłam. I to mocno. Ale jakimś cudem nie potrafiłam oprzeć się urokowi tego mężczyzny.


***


Tuż po odłożeniu telefonu, szatyn znacznie się rozluźnił. Usłyszał od Phoebe wszystko to, co od dawna chciał. Nie mógł uwierzyć w to, jak szybko, ze zwykłej panienki do łóżka urosła w jego oczach do rangi kogoś ważnego. Nadal nie potrafił nazwać relacji łączącej go z tą wyjątkową dziewczyną. Przy niej czuł, że niczego nie musi udawać. Traktowała go jak zwykłego Liama Payne’a, a właśnie tego najbardziej mu brakowało. W świecie, który go otaczał, nigdy nie mógł być w stu procentach pewien, czy ktoś lubi go za to jaki jest, czy kim jest. Stosował metodę ograniczonego zaufania i do tej pory uchował się przed konsekwencjami nierozważnych znajomości.
Phoebe była inna. Z jednej strony porywcza, pyskata i zaczepna, z drugiej zwyczajna, naturalna i zachowawcza. Usilnie próbowała ochraniać przed nim wrażliwą część osobowości, ale on widział, że z każdym dniem opór malał. Odkrywanie jej sprawiało mu przyjemność. Lubiła głupie seriale, miała chorą mamę, którą się opiekowała i sądząc po zawartości lodówki, jadła co chciała. Zawsze posiadała alkohol, była przygotowana na różne okazje, zaskakiwała go, a on wciąż pragnął więcej.
- Liam, masz gościa. – Louis przerwał przyjacielowi rozmyślanie nad cechami brunetki.
- Akurat teraz? Nie mam nastroju – mruknął, podnosząc się z fotela.
- Przyjechała specjalnie dla ciebie, bądź miły – poinformował i w ułamku sekundy zniknął z horyzontu.
Zamiast niego w drzwiach pokoju pojawiła się wysoka dziewczyna, o brązowych długich włosach, migdałowych oczach, pełnych ustach i nienagannej sylwetce. Zgrabne nogi miała odsłonięte, ponieważ odziana była w klasyczną, zwiewną sukienkę w kolorze piasku i czarne szpilki od Jimmy’ego Choo.

Sophia Smith.

- Nie przywitasz się ze mną? – Zaświergotała radośnie.
- Co tutaj robisz?- Nie zamierzał dać się wciągnąć w jej gierki.
- Oj, Li, nie mogłam tak po prostu chcieć cię odwiedzić?- Powoli i z gracją zbliżyła się o kilka kroków.
- Nie odzywałaś się odkąd odeszłaś do tego Nathana. Czego się spodziewałaś? Kwiatów na powitanie?- Zawsze był uprzejmy wobec kobiet, więc starał się nie krzyczeć.
- Nathan to jedna wielka pomyłka. Ucieszyłam się na wieść o tym, że przyjechaliście do Manchesteru – stwierdziła, bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli.- Opowiedz mi lepiej, co u ciebie – poprosiła.
- W porządku – gestem ręki zaprosił ją na kanapę.- Nie mogę narzekać na brak zainteresowania – fuknął, mając na myśli paparazzich.
- Och, tak. Lou coś wspominał. Słyszałam też plotki o tajemniczej dziewczynie, z którą cię widziano. To coś poważnego?- Wyglądała tak, jakby rzeczywiście się przejęła jego sytuacją.
- Nie chcę o tym rozmawiać. A już na pewno nie z tobą – odparł opryskliwie.
- Jest mi przykro, że mnie tak traktujesz – stwierdziła w końcu.- Nie postąpiłam dobrze, odchodząc od ciebie, ale ludzie popełniają błędy i się na nich uczą. Ja wyciągnęłam wnioski. Nathan mnie zdradził, jest mi teraz ciężko. Myślałam, że spotkanie z tobą jakoś mi pomoże – załkała, zasłaniając twarz dłońmi.
Liam obserwował ją przez chwilę aż dotarło do niego, że jest mu jej zwyczajnie żal. Nie był typem osoby, która życzy innym źle dlatego nie pozostał obojętny na jej cierpienie. Objął ją ramionami i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Sophia rozpłakała się na dobre, a on pocierał dłońmi jej plecy i czekał aż się uspokoi.
- Przepraszam Soph, nie chciałem być niemiły – odezwał się.
- To ja powinnam przeprosić ciebie. Na własne życzenie straciłam wspaniałego chłopaka – uniosła głowę tak, że ich usta dzieliły centymetry.
Szatyn nieco się speszył. Nie chciał robić niczego pochopnie, zwłaszcza po tym, co usłyszał od Phoebe. Z Sophią łączyły go przyjemne wspomnienia, ale miał mętlik w głowie. Zależało mu na brunetce, ale do byłej dziewczyny czuł ogromny sentyment.
Pozwolił by panna Smith wypłakała się na jego ramieniu, potem zaproponował coś do picia. Siedzieli naprzeciwko siebie i rozmawiali jak gdyby nic się między nimi nie zmieniło. Brązowooka ucałowała kącik jego ust w podziękowaniu za zrozumienie, a on przyjął to bez zbędnych słów. Przeprosił ją na moment i wyszedł do salonu ich tymczasowego apartamentu.
- Kto ją tu sprowadził? - Był pewien, że Sophia sama na to nie wpadła.
- Ja - Zayn podniósł się do pionu.- Nie mogę patrzeć jak rujnujesz sobie życie. Może ona przemówi ci do rozumu - mówił spokojnie, ale stanowczo.
- Moja decyzja się nie zmieni. Choćbyście sprowadzili tu samą Leonę Lewis albo królową Elżbietę. Nie wtrącaj się - dźgnął przyjaciela palcem wskazującym w pierś i wrócił do Sophie.
- Robi się późno. Zostań tutaj, ja prześpię się w salonie - oznajmił byłej dziewczynie.
- Możemy spać razem. Nie gryzę, przecież nie raz spaliśmy w jednym łóżku - spojrzała na niego uwodzicielsko.

- To nie jest dobry pomysł. Tak będzie najlepiej - uśmiechnął się całując jej czoło.- Dobranoc, Soph.



Nasze aski:

poniedziałek, 17 listopada 2014

09.



Każdy poranek w moim mieszkaniu był dla mnie relaksujący i spokojny. Mogłam tak zwyczajnie chodzić w rozciągniętym dresie do południa i oglądać swoje sitcomy. Tym razem byłam jednak nieco zestresowana i czułam się nieswojo. Popełniłam błąd wpuszczając go do mieszkania. Wiedziałam, że od tego momentu już tak łatwo się od niego nie uwolnię.
Nie chciałam by sukcesywnie obalał mur odważnej Lolly, za którym chowała się bezbronna Phoebe. Prywatności broniłam jak lwica, ale poprzedniego dnia po prostu się poddałam i w myślach rugałam się za to jak łatwo pozwoliłam Liamowi na zwalczenie moich granic.
Nie siląc się na ostrożność, wstałam z łóżka i obrzuciłam śpiącego szatyna uważnym spojrzeniem. Wyglądał tak uroczo, że mogłabym przyglądać mu się godzinami. Niechętnie przeniosłam wzrok na zupełnie inny punkt, aby uniknąć rozpływania się nad osobą, której musiałam się pozbyć.
Nałożyłam na siebie szlafrok i udałam się do kuchni.
Zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu czegoś pożywnego. Postawiłam na musli z ciepłym mlekiem, które przygotowałam w kilka minut. Usiadłam przy stoliku w salonie i włączyłam telewizor. Od razu trafiłam na ulubiony serial i wyśmiewałam kwestie poszczególnych aktorów.
- Jak się spało? - Jego poranna chrypka przyprawiła mnie o dreszcze, gdy pojawił się w samych bokserkach w salonie.
- Nie zmrużyłam oka - momentalnie spoważniałam.
- Usłyszałem twój szczery śmiech pierwszy raz i musiałem sprawdzić czy mi się to nie przyśniło - nonszalancko oparł się o framugę, krzyżując ramiona na klatce piersiowej dzięki czemu mogłam podziwiać jego tatuaże.
- Skoro sprawdziłeś, to możesz już iść - odparłam nieprzyjemnym tonem, starając się nie zwracać uwagi na to jak nisko znajduje się jego bielizna.
- Och, Phoebe. Myślałem, że wczoraj wyraziłem się wystarczająco jasno - patrzyłam jak podchodzi, siada obok i jak gdyby nigdy nic obejmuje moje ramiona.- Poczęstujesz mnie?
Bez słowa przesunęłam miskę w jego stronę. Zjadł połowę, a resztę oddał. Uśmiechał się przy tym cwaniacko i wpatrywał się w mój profil. W obecności Liama nawet oglądanie ulubionego serialu nie było tak odprężające jak powinno. Z krępującej sytuacji wybawił mnie dźwięk mojego telefonu. Nie wiedziałam jeszcze, jak odebranie tego połączenia może mi zaszkodzić.
Podbiegłam do blatu i szybko wcisnęłam zieloną ikonkę.
- Lolly, skarbie. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. - Martin śmiał się donośnie, a moje ciało zaczynało przypominać napiętą strunę.
- Nie spałam - podniosłam wzrok i napotkałam przenikliwe spojrzenie Payne’a.- O co chodzi?- Spytałam.
- Coś ty taka oficjalna? Chciałem ci powiedzieć, że Frank do mnie dzwonił i bardzo cię chwalił - zaświergotał radośnie.
- Cieszę się - wycedziłam słodkim głosikiem.
- Następnym razem będzie czekał w swoim biurze, wspominał ci coś?
- Tak. Wiem o tym. Skorzystam - modliłam się, by zdawkowe odpowiedzi nie obudziły jego czujności.
- Dziwnie się zachowujesz. Wszystko gra? - Mruknął do słuchawki.
- Jest w porządku - miałam wrażenie, że płonę żywym ogniem z powodu swoich kłamstw.
- Obyś nie była teraz z tym chłoptasiem, bo bardzo bym się pogniewał - warknął.
- Oczywiście, że nie. O to się nie martw - czułam, że tracę grunt pod nogami.
- W takim razie do usłyszenia, Lolly - zakończył podejrzliwym tonem.
W tamtym momencie bałam się spojrzeć na Liama. Jeśli zorientuje się, że go oszukuję, nie wiem, co się stanie. To znaczy wiem, ale nie poradziłabym sobie z tym.
- Jesteś strasznie spięta.- Jego ciepły oddech otulił mój kark, a dłonie oplotły mój pas.
Podszedł do mnie tak cicho, że serce podskoczyło mi do gardła.
- Twoja obecność jest dla mnie krępująca - odparłam, przymykając powieki pod wpływem jego kojącego dotyku.
- Musisz się rozluźnić, zrobię ci masaż. - Bardziej oznajmił, niż zaproponował i zaciągnął mnie z powrotem do sypialni.
Poprosił abym położyła się na brzuchu, a gdy to zrobiłam usiadł okrakiem na moich pośladkach. Jego silne dłonie z łatwością rozmasowały moje boleśnie spięte mięśnie. Czułam, jak zsuwa satynowy materiał szlafroka i gładzi moją nagą skórę. Złożył na niej kilka drobnych pocałunków, przez które przygryzłam dolną wargę by nie jęknąć na głos. Podniecenie znacznie wzrosło, co dało się odczuć w jego majtkach.
Zaskoczył mnie jednak tym, że dokończył masaż, ucałował mój kark i ułożył się tuż obok mnie. Wiedziałam, że bardzo mnie pragnął, ale z jakiegoś powodu się powstrzymał.
- Wybierzmy się na zakupy. Chciałbym kupić ci kilka fajnych rzeczy.- Patrzył mi w oczy, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- A dziennikarze?- Spytałam chcąc go zniechęcić.
- Mam na nich swoje sposoby. Nie martw się - zapewnił.


~*~

Genialnym pomysłem Liama na uniknięcie zainteresowania mediów było wezwanie czarnego Land Rovera z przyciemnianymi szybami i kierowcą-ochroniarzem, na tyły apartamentowca. Po drodze zapłacił również portierowi za milczenie. Co dziwne, wcale nie upierał się przy tym, bym specjalnie szykowała się na to wyjście. Mój codzienny styl nawet mu się spodobał. Nie zabrał mnie do centrum handlowego, tak jak się tego spodziewałam. Objechaliśmy kilka markowych i bardzo drogich butików i wspólnie wybieraliśmy ubrania. Na jego życzenie, ekspedientki zasłaniały okna, a ja organizowałam mu prywatne pokazy.
Czas mijał nam całkiem przyjemnie, naprawdę się odprężyłam, ale jak zwykle w takich sytuacjach, coś musiało się stać.
W kolejnym butiku spotkaliśmy kolegę Liama z zespołu. Zayn nie był sam. Towarzyszyła mu drobna, ale wysoka blondynka. Na ich widok dłoń Payne`a ściskająca moją, zaczęła mnie parzyć i natychmiast je rozłączyłam, chociaż wcześniej w ogóle mi to nie przeszkadzało.
- Teraz już przynajmniej wiem, gdzie i jak spędziłeś noc - westchnął pogardliwie brunet, mierząc mnie od góry do dołu.
- Zdaje się, że nie jestem dzieckiem i nie muszę się już nikomu tłumaczyć - odpowiedział spokojnie.- Witaj, Perrie - przywitał się z dziewczyną przyjaciela poprzez krótki całus w policzek.- To jest Phoebe - niespodziewanie mnie przedstawił, przez co byłam zmuszona uścisnąć jej dłoń.
- Phoebe? To już nie Lolly? - prychnął Malik.
- Tak mam na imię - wyjaśniłam, tracąc resztki pewności siebie.
- No tak. Wstyd mówić klientowi jak się nazywasz, ale co innego się puszczać - wyraźnie rosła w nim złość.
- Zayn, nie obrażaj jej. - Liam powoli tracił cierpliwość.
- A co mam powiedzieć? Udawać, że jest taka, jak my? Że do nas pasuje? Przejrzyj na oczy. Przez nią rujnujesz swój wizerunek, a to wpływa na nas wszystkich. Nie musisz się umawiać z dziwką, możesz mieć każdą. - Chłopak w końcu wylał swój żal.
Jego słowa były prawdą i to właśnie zabolało mnie najbardziej. Nie mogłam go za to uderzyć, czy obrazić. Miał rację.
- Liam, to nie ma sensu. Twój przyjaciel najlepiej wie, co jest dla ciebie dobre. Nie przejmuj się - uśmiechnęłam się sztucznie.- Pójdę już. Muszę zajrzeć do Evelyn - próbowałam uspokoić sytuację.
- Nie przeszkadza ci, że pieprzy się z innymi na boku?- Zayn podjął najbardziej drażliwy temat i zatrzymał mnie tym w pół kroku.
- Phoebe już tego nie robi. Prawda?- Znacząco na mnie spojrzał.
- Oczywiście, że nie. - Zgodziłam się z nim, ignorując
- Gówno prawda! - Brunet podniósł głos i puścił rękę Perrie.- Takie jak ty się nie zmieniają. Zostaw go w spokoju. Zniszczysz mu życie. - Wymachiwał pięścią, tak jakby chciał mnie uderzyć.
Liam natychmiast stanął przede mną, osłaniając przed atakiem kumpla a jego samego agresywnie odepchnął. Był wściekły, widząc, do czego brunet mógłby się posunąć.
- Nie uderzę cię, bo się przyjaźnimy - powiedział. Wyrównując oddech, ponownie ujął moją dłoń i zaprowadził do auta.
Poklepał siedzenie kierowcy, dając mu sygnał do odjazdu. Nerwowo zacisnął pięści i oparł o nie czoło. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go pocieszyć, ulżyć, ale nie potrafiłam.
- Przepraszam cię za niego – wyszeptał tak, że tylko ja go słyszałam.
- Nie musisz. Można było się tego spodziewać. – Niepewnie położyłam dłoń na jego plecach.
- Gdyby poznał cię bliżej, nie mówiłby tak. Sam był kiedyś oceniany ze względu na otoczkę, ale najwyraźniej o tym zapomniał – był zły, ale starał się nad tym panować.
- Liam, tego kim jestem nie zmieni nikt ani nic. Nawet jeżeli kiedykolwiek zakończę pracę w tym gównie, wciąż będę dziwką. Nie wymażę tych wszystkich spotkań z klientami. Już nic nie będzie takie samo. Nie ma, o co się spierać. - Wtedy po raz pierwszy to ja zapragnęłam kontaktu wzrokowego, chociaż do tej pory było to dla mnie obce uczucie. Chwyciłam delikatnie dwoma palcami jego lekko zarośnięty podbródek i skierowałam jego twarz na siebie.- Jesteś dobrym człowiekiem, nie marnuj swojej kariery przeze mnie, bo będziesz tego żałował – poprosiłam szeptem.
- Jeśli myślisz, że po tym, co teraz powiedziałaś, posłucham cię i odejdę, to bardzo głęboko się mylisz – odpowiedział po chwili i pocałował mnie czule w policzek.

*
Z okazji premiery 'FOUR' mały prezencik :)
Zaczęłam słuchać piosenek i póki, co nie mogę wyjść z podziwu i zachwytu.
Całuję, Niezapominajka.