niedziela, 22 lutego 2015

14.






Moje samopoczucie absolutnie się nie poprawiało. Nie dość, że wewnętrznie byłam kompletnie zdruzgotana, to nie miałam najmniejszej ochoty na przeglądanie się w lustrze. Moja twarz wyglądała tragicznie. Siniaki, opuchnięcia i krwiaki, których nie dało się zakryć nawet najmocniejszym makijażem. Moje złamane żebro boleśnie się goiło, za to głowa bardzo często wręcz mi pękała. Nie zgłaszałam się z tym do lekarza, choć może powinnam. Póki, co faszerowałam się lekami przeciwbólowymi. Evelyn nie zdawała sobie sprawy z tego, co się ze mną działo, ale okazała się bardzo pomocna. Codziennie do mnie zaglądała i zajmowała rozmowami oraz coraz to nowymi filmami na DVD.

Niestety żadne jej starania nie usunęły z mojej pamięci chwil spędzonych z Liamem. Wciąż bardzo cierpiałam, chociaż nie chciałam się nad sobą użalać. Zbierałam siły na ponowne zmierzenie się ze światem zewnętrznym. Na razie mogłam zamknąć się w swojej sypialni i mieć wszystko w nosie. Martwiłam się o swoją mamę, ponieważ dawno u niej nie byłam, a nie miałam ochoty rozmawiać z nią przez telefon. Zjawię się wtedy, gdy będę mogła na siebie patrzeć i spojrzeć jej w oczy bez wyrzutów sumienia. To również dla niej chciałam zmienić swoje życie. Pragnęłam być szczęśliwa z normalnym, dobrym mężczyzną i robić coś, czego nie musiałabym się wstydzić, aby była ze mnie dumna.

Prędzej czy później ktoś może jej powiedzieć, czym się zajmuje, a wtedy mnie znienawidzi. Wiem to, ponieważ zawsze była bardzo religijna i nie zniosłaby myśli, że poszłam na łatwiznę.

Zaczynałam płacić cenę za swoje kłamstwa. Niezwykle bolesną cenę.


***


Liam wraz z kolegami właśnie zeszli ze sceny w Edynburgu. Koncert był niesamowity, zachowywali się jak najlepsi przyjaciele, jakby nic się nie stało. Ogrom pozytywnej energii, jaką otrzymali od widowni znów ich połączyła. Świetnie się bawili i przez te dwie godziny Payne nawet przez chwilę nie myślał o Phoebe.

Kiedy adrenalina i endorfina rozeszła się po jego organizmie, wypił napój energetyczny i usiadł na fotelu w garderobie. Fani zawsze byli dla niego ważni, nigdy nie mógłby wystarczająco im podziękować za to, co dla nich robią. Dzięki nim mogli robić, to, co kochali. Nadal byli dla siebie jak bracia, a ich kłótnie wynikały z czystej troski. Wiedział, że powinien wyciągnąć rękę do Zayna, porozmawiać z nim i oczyścić atmosferę, ale odkładał to w czasie, jakby bał się kolejnych ostrych słów przyjaciela. Tak, miał rację. Ostrzegał go, ale on jak zwykle zrobił po swojemu. Przeciwstawił się chłopakowi, którego zna od czterech lat, prawie go uderzył, a to wszystko z powodu jednej, nic nie wartej dziwki.

No właśnie. Czy ona rzeczywiście nic dla niego nie znaczyła? Lubił przyciskać ją do łóżka swoim ciałem, obsypywać jej delikatną skórę pocałunkami. Jedyne, czego nie zaznał to smaku jej ponętnych, pełnych, malinowych ust. Powinien się domyślić wcześniej, że skoro nie całuje się z klientami, w żaden sposób nie zmieniła stosunku do niego. Gdyby było inaczej, sama wyszłaby z inicjatywą namiętnej pieszczoty, którą zarezerwowała dla kogoś wyjątkowego. Dopiero teraz dostrzegał te wszystkie drobne sygnały, które od niej dostawał.

Był zaślepiony, zafascynowany jej osobą, chciał prawić jej komplementy, przytulać ją przed snem, otaczać opieką i być dla niej oparciem, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Podobno był wspaniałym facetem, wszystkie fanki mu to mówiły. Od każdej z nich słyszał miłe słowa, które sprawiały mu ogromną radość, więc dlaczego ona go nie chciała? Czego jej w nim brakowało, że nie była szczera?

Zaraz po koncercie chłopcy mieli trochę czasu na odpoczynek, potem godzinne spotkanie z fanami, którzy wykupili wejściówki VIP, natomiast na końcu wylądowali w jednym z tamtejszych klubów na after party wraz z całą ekipą. Wznieśli toast za kolejny udany koncert, Zayn najwyraźniej puścił kłótnie z Liamem w niepamięć, bo non stop zaczepiał go różnymi dowcipnymi tekstami i wieszał się na jego ramionach, tak jak kiedyś.

Nie bez powodu fandom stworzył dla tej dwójki nazwę ‘Ziam’. Na początku nie mogli się dogadać, brunet wydawał się być zbyt indywidualny i nie pasował do zespołu jednak ich relacje bardzo szybko się zacieśniły i wszędzie bywali razem. Z czasem rozumieli się coraz lepiej, nie szczędzili sobie uścisków i wspólnych zdjęć. W każdym wywiadzie podkreślali istnienie bromance’u ‘Ziam’ i opowiadali o swojej wyjątkowej przyjaźni.

W miarę istnienia ich grupy, sława zmęczyła ich na tyle, że narzekali na swój los. Zmienili to od razu po tym, jak usłyszeli, że cała ich trasa koncertowa została wykupiona, do ostatniego miejsca. Wiedzieli, że spełniają swoje marzenia. Sami tego chcieli i nie mają prawa przeklinać negatywnych stron bycia gwiazdą. Owszem pomimo ogromnych starań, działalności charytatywnej i wszelkiej dobroci i miłości do fanów, media zawsze do czegoś się przyczepią i będą dążyć do stworzenia wizerunku niezgodnego z prawdą.

Impreza w zacnym gronie trwała w najlepsze. Do Zayna dołączyła niespodziewanie Perrie, przez co zapomniał o bożym świecie. Liam nie miał zamiaru znów się upijać, dlatego opuścił kilka kolejek. Wypił za zdrowie Lou Teasdale, po czym zauważył, że zgrabna blondynka siedząca przy barze, przygląda mu się od dłuższej chwili.

Dziewczyna wyglądała na młodszą od niego, ale rysy jej twarzy były kobiece. Kształt piersi i bioder również nie wskazywał na jej młody wiek. Obcisła biała sukienka doskonale opinała jej krągłości, a zalotny uśmiech trafiał wprost do szatyna. Oboje w tym samym momencie wyszli na parkiet i stanęli oko w oko.
- Zatańczysz?- spytała odważnie.
- Czemu nie? - Nie był do końca pewien, czy to alkohol czy naprawdę jej oczy były tej samej barwy, co Phoebs.

Blondynka bez zastanowienia oplotła jego kark wypielęgnowanymi dłońmi, przyciągnęła go do siebie, tak blisko, że ich przyspieszone oddechy się mieszały.

To ona nadawała rytm ruchom, które wykonywali. Co jakiś czas obracała się tyłem, aby podrażnić jego męskość pośladkami. Wiedziała, co zrobić by mężczyzna jej zapragnął. Gdy osiągnęła swój cel, zaciągnęła chłopaka do damskiej toalety z oczywistym dla wszystkich zamiarem. Przez kilka minut nie pozostawał obojętny i z chęcią pieścił ją dłońmi. Napięcie seksualne wzrastało aż Payne w chwili uniesienia wyszeptał imię, które absolutnie nie należało do jego nowej znajomej.

Phoebe.

- Dla ciebie mogę być nawet nią, moja ty super gwiazdo. - Zalotnie przygryzła jego dolną wargę.

Te słowa wystarczyły, aby go otrzeźwić. Łagodnie odsunął od siebie dziewczynę, pod nosem wymamrotał przeprosiny i wyszedł z łazienki z prędkością światła.

Wrócił do swoich przyjaciół i od razu poprosił o jakiś mocny trunek. Zrobiłby wszystko, by zagłuszyć swoją obsesję.

Musiał zapomnieć.


***


Dokładnie dwa dni później One Direction wylądowało na prywatnym lotnisku. Początkowo wszyscy mieli od razu jechać do Simona Cowella, ten jednak spotkanie przełożył, więc mogli spokojnie zająć się sobą. Liam wraz z Zaynem zostawili bagaże w domu szatyna i postanowili wyjść do ulubionej restauracji.

Odświeżyli się i ruszyli do miejsca, w którym zawsze dobrze ich karmią. Świetnie bawili się w swoim towarzystwie. Ich przyjaźń wydawała się być silniejsza niż przedtem. Liam miał być pierwszym drużbą na ślubie Malika i nie zamierzali tego zmieniać.

Po zjedzeniu posiłku, zatrzymali się przy grupce fanek na fotki i autografy. Te dziewczyny bywały szalone, ale obaj wiedzieli, że są przyczyną ich uśmiechów.
- Widzę, że świetnie się bawisz. - Usłyszał kobiecy, oskarżycielski ton.
Uniósł głowę i spostrzegł najlepszą przyjaciółkę Phoebe.
- Nie przeszkadzaj sobie. Tylko one nie widzą twoich wad - warknęła, zarzucając ostentacyjnie włosami i odeszła.

Payne zastygł w miejscu i wpatrywał się w przyjaciela. W jego spojrzeniu szukał planu działania. Nigdy w życiu nie spodziewał się, że go poprze.
- Idź i nic więcej nie spieprz. - Klepnął go w ramię.- No dziewczyny, kto chce jeszcze zdjęcie?- Zajął się fankami tak, aby Li mógł dogonić Ev.
Udało mu się zatrzymać ją tuż za rogiem jednak nie była z tego powodu zadowolona. Chęć mordu miała wypisaną w oczach.
- Czego chcesz?
- Dlaczego na mnie naskoczyłaś? To twoja przyjaciółka mnie oszukała. - Usprawiedliwiał się, chociaż sam nie wiedział, czemu.
- Nie miała wyjścia. A zresztą... Co ty możesz wiedzieć o życiu takich, jak my? Dziewczyny skaczą wokół ciebie, bo masz kasę. Wszyscy są na twoje skinienie, a ty zażyczyłeś sobie akurat Phoebs! Zrujnowałeś ją, zadowolony?- Ev przestawała być miła. Właściwie wobec tego osobnika płci męskiej nigdy nie bywała miła, ale mniejsza o to.
- Kompletnie nie rozumiem, o co ci chodzi. Gdzie ona jest?
- Teraz jesteś zainteresowany jej losem? Powiedziałabym ci, co się stało, ale zasłużyłeś sobie na to by zobaczyć skutki swojego działania. - Wbiła mu palec w klatkę piersiową.- Ostrzegałam ją, ale nie chciała mnie słuchać. Z tego bagna już nie wyjdzie - dodała z odrazą.
- O jakim bagnie mówisz?

- Lolly przestaje istnieć, bo w Phoebe budzą się uczucia, których sama nie rozumie. Niszczysz ją. - Zarzuciła mu, a on przestał słuchać i skierował swoje kroki w dobrze znanym mu kierunku.

~*~
Cześć robaczki!
Jak myślicie? Phoebe i Liam w końcu się pogodzą? A może coś im przeszkodzi? Zgadujcie xD
Chciałam poinformować, że teraz nie tylko The Hooker można czytać na Wattpadzie.
Stworzyłam własne konto na tym portalu i zaczęłam publikować tam swoją książkę pod tytułem: "Illusion". Historia ta przeleżała już w moim folderze jakiś czas i dopiero dojrzałam do pokazania jej światu. Jest ona dla mnie bardzo ważna, prywatna. Także serdecznie zapraszam na Illusion || H.S
Całuję, Niezapominajka <3

niedziela, 1 lutego 2015

13.





        Zrobiło mi się słabo. Czułam, jak powietrze zamiera mi w płucach i przez chwilę nie byłam w stanie oddychać. Jakbym zupełnie zapomniała, jak to się robi. Nic nie słyszałam, nic nie odczuwałam. Ale tylko przez chwilę. Potem wszystko wróciło i to ze zdwojoną mocą.
        - Phoebe? – Głos Liama był cichy, jednak ja słyszałam go bardzo wyraźnie. Jakby wykrzyczał moje imię tonem pełnym złości. – Co ty?…
        Rozejrzał się po pokoju, spojrzał na Petera, a potem znowu na mnie. Ale wtedy już w jego oczach nie dostrzegłam tej charakterystycznej iskry. Nie było w nich światła, które tak uwielbiałam. Były smutne, a jego mina zdradzała rozczarowanie i odrazę. I dopiero wtedy zorientowałam się, że stoję przed nim i panną Sophią Smith w rozpiętej sukience. Od razu sięgnęłam do ekspresu, mając nadzieję, że dzięki temu cokolwiek naprawię, ale było już za późno.
Sophia uśmiechała się dumnie, patrząc na mnie z pogardą. Dawała mi jasno do zrozumienia, że ich przyjście do tego pokoju nie jest kwestią przypadku. Jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy tylko Payne odwrócił się do mnie plecami i wybiegł z pokoju.
- Liam!  - Zawołałam. I nim zdążyłam cokolwiek przemyśleć, rzuciłam się za nim biegiem. – Liam, poczekaj!
Biegłam za chłopakiem, zupełnie nie przejmując się niebotycznymi szpilkami, ani tym, że ktokolwiek niepowołany może mnie usłyszeć. Nic mnie to nie obchodziło. Po prostu chciałam dogonić Payne’a i wszystko mu wyjaśnić. Wyjawić, że nie mogę przestać o nim myśleć.
- Liam! – Zawołałam, tym razem znacznie głośniej. – Zatrzymaj się, proszę! Liam!
Szatyn niespodziewanie przestał biec. Stanął na środku hotelowego korytarza i powolnym ruchem odwrócił się w moją stronę.
Przez dłuższą chwilę po prostu mi się przyglądał, nie odzywając się ani jednym słowem. I zapewne nie było nic gorszego niż ta głucha cisza. Wolałam wysłuchać jego pretensji nawet obelg. Byleby coś powiedział.
- To nie tak, jak myślisz – oznajmiłam. Dopiero w momencie, gdy te słowa opuściły moje usta, zdałam sobie sprawę, że użyłam najgłupszej, istniejącej wymówki.
Payne jedynie prychnął, pocierając czoło dłonią.
- Mogę ci wszystko wytłumaczyć – powiedziałam, starając się zdobyć jego uwagę. Ale on wciąż patrzył na mnie z tą wypisaną w oczach pogardą. – Proszę, powiedz coś.
- Tylko, po co, Lolly? – Jego głos był bez wyrazu. Cichy i przez to przerażający. Już chyba wolałabym, by krzyczał. Przynajmniej zdradziłby w ten sposób jakieś emocje. – Przecież nic nas już nie łączy. A ty jesteś zwykłą dziwką i możesz mieć każdego, czyż nie?
Zabolało. Wiedział, co powiedzieć, by trafić najgłębiej i zranić mnie najmocniej. I zrobił to bez mrugnięcia okiem.
- Liam! – Zawołała Sophia, biegnąc w naszym kierunku. Stukała dźwięcznie obcasami swoich niesamowicie drogich butów, a każdy jej kolejny krok wydawał się wbijać mocniej gwóźdź, który Liam dźgnął w moje serce.
- Och, kochanie – zawołała do niego. – Wszystko w porządku?
Liam pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie chcę was więcej widzieć - wydusił przez zaciśnięte zęby. – Was obu.

***

Szatyn nie zwracając uwagi na ludzi wokół siebie, wpadł do pierwszego lepszego pubu i zamówił setkę czystej wódki. Siedział przy barze i co kilka sekund przywoływał barmana prosząc o kolejną dawkę mocnego alkoholu. Musiał zagłuszyć głosy w swojej głowie, które ewidentnie z niego szydziły. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że tak perfidnie go oszukała.
A może nie chciał?
Zawsze potrafił wyczuć momenty, w których ktoś próbował go okłamywać, ale tym razem jego czujnik go zawiódł. Phoebe tak bardzo go zauroczyła, że nie odczytywał jasnych komunikatów. Był wściekły i na nią i na siebie. Liczył na to, że czuła się przy nim dobrze, że odwzajemniała jego sympatię i naprawdę była w stanie zrezygnować z tego haniebnego zawodu. Chciał ją uszczęśliwić, mieć tylko dla siebie.
Tym razem bez płacenia.
Zależało mu na tym by stworzyli normalny związek. Pragnął budzić się obok niej każdego ranka, tęsknić za nią podczas wyjazdów. To właśnie z nią rutyna, która najczęściej zabija uczucia, byłaby czymś cudownym. Wyobrażał sobie, że tak zwykłe czynności jak wspólne oglądanie telewizji, przynosiłyby mu radość, której ostatnio brakowało.
Teraz wszystkie jego wizje i chęci runęły wraz z bólem, którego dostarczyła mu Phoebe, gdy zastał ją w jednoznacznej sytuacji z Peterem. Na samo wspomnienie wlał w siebie entą porcję wódki i przymknął oczy, ponieważ procenty w jego krwi zaczęły znacznie zaburzać jego widzenie. Obawiał się, że szanse na utrzymanie prostej postawy się znikome. Pomimo swojego kiepskiego stanu wypił jeszcze jedną czystą i doprawił się whisky. Zsunął swoje pośladki ze stołka, ale zachwiał się i wylądował na podłodze.
To zdecydowanie nie był jego dzień.


***


Takiego obrotu spraw nie przewidziałam w najśmielszych snach. Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy zobaczyłam Liama z Sophią w drzwiach pokoju. Jego słowa, rozczarowany ton głosu, raniły moje serce na wskroś.
Sposób, w jaki na mnie patrzył, jasno dawał mi do zrozumienia, że się mną brzydzi. Straciłam resztki zdrowego rozsądku oraz godności, jeśli jeszcze ją miałam. Próbowałam się tłumaczyć, ale nie chciał mnie słuchać. Potraktował mnie tak, jak na to zasługiwałam.
Do swojego mieszkania wróciłam na boso, trzymając szpilki w dłoniach. Ze złością rozrzuciłam swoje rzeczy po całym korytarzu. Chciałam zasnąć i już więcej się nie obudzić. Może gdyby wiedział, że Martin mi groził, byłoby mu łatwiej mnie zrozumieć?
Nie mam pojęcia. Nie miałam najmniejszych szans na to, aby ułożyć sobie życie z Liamem. Zasługiwał na kogoś porządnego, a ja byłam tylko zwykłą dziwką.
Wszystkie okna osłoniłam ciemnymi zasłonami tak, by uzyskać całkowity mrok. Położyłam się na sofie, zwinęłam się w kłębek i najzwyczajniej w świecie płakałam. Uwolniłam swoje emocje jak gówniara ze złamanym sercem, ale nic nie poradzę na to, że tak się właśnie czułam. Nawet pukanie do drzwi nie oderwało mnie od wygodnej pozycji. Jednak, gdy zamieniło się ono w silne, groźnie brzmiące uderzenia, przestraszyłam się nie na żarty. Otarłam twarz dłońmi i ruszyłam do drzwi, które bez zastanowienia otworzyłam. Pożałowałam tego, gdy ujrzałam rozwścieczoną minę Martina.
- Daj mi spokój. Nie mam nastroju na twoje morały – westchnęłam ciężko, chcąc go spławić i już zamierzałam zamknąć dębowe skrzydło, gdy brutalnie je popchnął i wepchnął mnie w głąb korytarza.
- Ostrzegałem Lolly – warknął, sapiąc niemiłosiernie.- Mówiłem ci, że jeżeli mnie okłamiesz i nadal będziesz widywała się z tym gwiazdorem, nie będę miał litości! A ty, co zrobiłaś, mała szmato?! Chciałaś zrobić mnie w konia, tak?- Chwycił moje ramię i boleśnie wbił w nie swoje palce.
- Martin, to boli. Puść – wyrywałam się w popłochu.
- Zamknij się!- Spoliczkował mnie i odepchnął na ścianę, powodując, że bardzo mocno się z nią zderzyłam.- Ze mną się tak nie pogrywa! Teraz dostaniesz nauczkę – zacisnął jedną dłoń na moim nadgarstku.- Byłaś moją perełką, mieliśmy niezłe zyski, dlaczego musiałaś to wszystko zepsuć, co? Przecież ten kretyn chciał się tylko zabawić, rozumiesz? Takich jak ty nikt nie traktuje poważnie. To nie rycerz na białym koniu, inaczej już by tu był żeby cię obronić – zakpił, rozglądając się teatralnie.- Jakoś go tu nie widzę – oderwał mnie od ściany i uderzył z całej siły w twarz.
Zamroczyło mnie i z hukiem upadłam na podłogę. Zasłoniłam twarz rękami, ale on jak na tchórza przystało kopnął mnie kilka razy w brzuch. Później już okładał mnie pięściami gdzie popadnie. Nie pamiętam, co było dalej, bo szybko straciłam przytomność.
Ostatnie, co od niego usłyszałam to:
- To jest twoja kara za marzenia, suko!


***

Czułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim policzku. Kilka minut zajęło mi zorientowanie się, że była zbyt delikatna jak na męską i bardzo powoli otworzyłam oczy. Spierzchnięte wargi zwilżyłam językiem i przyjrzałam się osobie siedzącej obok mnie.
- Matko, Phoebs… - zaszlochała Evelyn.- Jak dobrze, że się obudziłaś. Zaczekaj, zawołam lekarza – poderwała się z miejsca i wybiegła na korytarz.
Jakbym mogła się gdzieś stąd ruszyć, Ev przecież wszystko mnie boli.
Faktycznie moja przyjaciółka przyprowadziła mężczyznę po czterdziestce w białym kitlu i okularach.
- Jak się pani czuje, panno Walker?- Spytał oficjalnie.
- Wyspana – odpowiedziałam sarkastycznie.
- To, co się stało, powinienem zgłosić na policję, zdaje sobie pani z tego sprawę?- Puścił moją uwagę mimo uszu.
- Nie ma mowy. Niech pan posłucha. Żadnej policji i wypis w ciągu piętnastu minut. Czuję się dobrze, nie muszę zajmować miejsca. Odpocznę sobie w domu – uniosłam nieco głowę.
- Wypis na życzenie? Nie zalecam. Jest pani mocno poobijana i ma pani złamane żebro.
- Niejasno się wyraziłam? Chcę jechać do domu – mówiłam cicho, ale starałam się brzmieć stanowczo.
Lekarz już bez słowa oddalił się w kierunku najbliższej pielęgniarki i nakazał jej przygotowanie moich dokumentów.
- Straciłaś rozum, kretynko?- Eve od razu na mnie naskoczyła, machając rękami w pocieszny sposób.
- Uspokój się. W mieszkaniu będę słuchała wszystkich twoich zaleceń, nie ma potrzeby bym zajmowała miejsce potrzebującym – wychrypiałam.- Daj mi lepiej coś do picia – poprosiłam.
Dziewczyna fuknęła pod nosem i podała mi szklankę wody. Naburmuszyła się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś kretynką, ale cieszę się, że żyjesz – wydusiła wreszcie.
- Dziękuję za komplement- napiłam się trochę.- Martin zasługuje na kastrację w terminie siedmiu dni – warknęłam i złapałam się za pulsującą od bólu głowę.
- Jeszcze mu się odpłacimy. A jego jaja powiesimy na żyrandolu, jako trofeum – podzieliła się ze mną błyskotliwą myślą.
- Nie chcę jego klejnotów w swoim pokoju – wzdrygnęłam się z obrzydzenia.- Damy je Coco, może zje.
- Chcesz mi otruć psa?!- Oburzyła się.- Wyrzucimy gdzieś i tyle – zakończyła temat.
Około godziny czekałyśmy na kilka kartek papieru, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Potem mogłam wziąć prysznic w jednej ze szpitalnych łazienek i przebrać się w ubrania, które przyniosła mi wcześniej Evelyn. Bardzo powoli ruszyłyśmy na parter budynku, a przed nim czekała już na nas taksówka, o którą zadbała moja przyjaciółka.
Kochałam ją, chociaż czasem była okrutnie głupia. Na nią mogłam zawsze liczyć i wszystko mogłam jej wybaczyć. Nawet to jak w przypływie złości wyzywa mnie od najgorszych, bo wiem, że robi to z czystej miłości.
Dopiero w domu odważyłam się zapytać, jak trafiłam do szpitala. Wyjaśniła, że nie odbierałam telefonu, więc przyjechała mnie opieprzyć i znalazła moje, jak to ona określiła, zwłoki na podłodze.
- Kocham cię, Eve – przytuliłam ją bardzo ostrożnie ze względu na uszkodzone żebro.
- Ja ciebie też kretynko – pogłaskała mnie czule po włosach i pomogła położyć się na łóżku w sypialni.- Zrobić ci obiad?- Spytała.
- Błagam – zdusiłam wybuch śmiechu.- Nie mogę się śmiać, więc nie mów takich bzdur – prychnęłam.- Ty nie umiesz gotować. Zamów pizzę i zrób herbatę – uśmiechnęłam się do niej.
- Nie przesadzasz?- Zmarszczyła nos i rzuciła mi powłóczyste spojrzenie spod przymrużonych powiek.
- Jeśli nie chcemy wrócić do szpitala, zaufaj mi – puściłam do niej oczko.
Z głośnym westchnięciem i kompletną rezygnacją, wyciągnęła z torebki swój telefon i zadzwoniła do naszej ulubionej pizzerii. Jakąś godzinę później, razem leżałyśmy obok siebie z kawałkami niezdrowej żywności w dłoniach, oglądając show Jerry’ego Springera.
Akurat trafiłyśmy na odcinek, w którym facet miał do wyboru swoją dziewczynę – grubą, obleśną Gaby i kochankę – równie brzydką, ale za to starszą i szczuplejszą Normę. Dowiedziały się o sobie przez przypadek i teraz suszą mu publicznie głowę. Prawie się pobiły, a na koniec to on dostał w twarz.
Prymitywna rozrywka dla idiotów, prawda? Nas to bawiło, chociaż muszę przyznać, że było żałosne.
- Powiesz mi, co się stało? – Podczas przerwy reklamowej, wrodzona ciekawość panny Turner dała się we znaki.
- Martin jakimś cudem dowiedział się o mnie i Liamie… W dodatku, gdy byłam u Petera, zjawił się tam Li z Sophią. Czuję, że ten gnój miał coś z tym wspólnego – starałam się myśleć bardziej o złości na alfonsa niż o swoim cierpieniu.
- Jak zareagował Payne?
- A jak myślisz? Przecież obiecałam mu, że z tym skończę. Straciłam go raz na zawsze – oczy ponownie zaszły mi łzami.
- Mówiłam ci Phoebs, miłość to bagno. Nie warto w nie wchodzić, potem trudno z niego wyjść – skomentowała.
- Mam wrażenie, że tylko ja się zakochałam… Patrzył na mnie tak jakby mną gardził. Przecież od początku wiedział, kim jestem. Boli mnie to, że nawet nie pozwolił mi się wytłumaczyć – słone krople spływały po moich policzkach.
- Prędzej czy później pożałuje swojej decyzji. Zobacz, jak ta fascynacja cię urządziła – dotknęła delikatnie mojej mocno napuchniętej wargi.
- Nie chcę go widzieć – postanowiłam. - Jeśli kiedykolwiek tu przyjdzie, powiedz, że mnie nie ma, dobrze? Przeniosłam się do Honolulu.- Zsunęłam głowę na poduszkę, sycząc przy tym z bólu, promieniującego z mojego lewego boku.
- Zaopiekuję się tobą, a jak wyzdrowiejesz to wyjedziemy razem na jakieś wakacje, zobaczysz – pocieszyła mnie.
Może wakacje to dobre rozwiązanie, ale niestety nie wyleczy złamanego serca. Przynajmniej nie od razu.


***


- Zdajesz sobie sprawę z tego, co narobiłeś kretynie?- Zayn wrzeszczał na kumpla, który leżał zalany w trupa na kanapie.
- Daruj sobie, teraz i tak nic do niego nie dociera – Niall stanął między przyjaciółmi.
- On jest tak głupi, że nawet teraz mruczy pod nosem jej imię!- Wściekał się brunet.- Przecież to dziwka!
- Zamknij się!- Wybełkotał Liam unosząc ramię.
- Jutro wszystkie gazety będą opisywać jego pijackie upodlenie wraz z zeznaniami barmana! Sam będzie to naprawiał!- Mulat kopnął z całej siły sofę, na której znajdował się Payne i wyszedł trzaskając drzwiami.
Louis, Niall i Harry wspólnymi siłami wnieśli kolegę do jego sypialni, rozebrali do bielizny i zostawili mu przy łóżku wodę oraz tabletki na kaca. Posiedzieli przy nim, słuchając jego pijackiej paplaniny na temat Phoebe i tego jak bardzo go oszukała.
Współczuli mu, ale doskonale rozumieli postawę Malika. Cała ta historia mogła nieźle zaszkodzić ich nieskazitelnemu wizerunkowi. Starali się wspierać Liama w każdej sytuacji, tym razem jednak mieli dylemat. Przez najbliższych kilka dni, razem z Modestem, będą musieli obrać jakąś strategię, aby wytłumaczyć tą aferę. Nie mogą dopuścić do tego by prasa dowiedziała się, kim jest Phoebe i ile znaczyła dla Payne’a.

Plotki mogły go pogrążyć, a to nie opłacało się nikomu.

~*~
Witajcie!
Odcinek dodaję po całkiem długiej jak na nas przerwie, ale Charlie miała sesję, którą zdała śpiewająco ( Gratulacje piękna! <3), a ja pracuję i nawet nie myślałam o tym żeby sprawdzać rozdział. Oby Wam się spodobał :)
Dziękujemy za prawie 16 tysięcy wyświetleń! Kochamy Was!
Ach i najważniejsze! Sto lat dla naszego długowłosego aniołka! Happy Birthday Harold! <3
Całusy xoxo