Ogromnie Was przepraszamy za zwłokę. Nie wiem, co więcej możemy powiedzieć. Jest nam przykro i nic nas nie tłumaczy. Mamy nadzieję, że wciąż tu zaglądacie. :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wracając do domu wstąpiłam
do apteki, aby kupić test ciążowy. Pierwszy raz przy tak
trywialnej czynności towarzyszyło mi tyle emocji. Byłam
zestresowana, zdenerwowana, roztrzęsiona, smutna i przygnębiona.
Musiałam też kryć się przed ciekawskimi spojrzeniami
potencjalnych fanek i dziennikarzy, którzy mogli wyskoczyć zza rogu
w każdej chwili. Chodzili za mną dosłownie wszędzie, zagadywali,
nieraz obrażali. Liam wciąż powtarzał żebym niczym się nie
przejmowała, a ja udawałam, że mnie to nie rusza.
W rzeczywistości okazało
się, że z osobowości twardej Lolly, która miała wszystko gdzieś,
praktycznie nic nie zostało. Wrażliwa Phoebe została odsłonięta
niemal w całości i obelgi mocno w nią uderzały. Paradoksalnie nie
chciałam utożsamiać się z samą sobą. Pragnęłam być kimś
innym, dziewczyną, której nie dręczą obcy ludzie za to, że
związała się z członkiem boysbandu.
Pomijając to niezdrowe
zainteresowanie mediów moim życiem, sen z powiek spędzała mi myśl
o tym, że mogę być w ciąży. Panicznie się tego bałam, dlatego
z duszą na ramieniu weszłam do domu mojego chłopaka. Dzięki
niepozornemu strojowi zwyczajnej Brytyjki, nie skupiałam zbyt wiele
uwagi i udało mi się uchronić od ataków i śledzenia, co
sprawiło, że dotarłam do posiadłości znacznie szybciej. Ulgę po
wizycie w ośrodku, zastąpiła obawa o to, co będzie.
Nie zdążyłam jednak zrobić
nic w kierunku odkrycia powodów mojego kiepskiego samopoczucia, bo
nagle mój telefon tkwiący w torebce rozbrzmiał stłumionym
dźwiękiem. Odnalazłam go pośród szpargałów i odebrałam
połączenie, chociaż numer był mi nieznany.
- Halo?
- Cześć, Phoebe. Tu Zayn. -
Niepewny głos przyjaciela Payne'a zszokował mnie podwójnie. Po
pierwsze w życiu bym nie pomyślała, że do mnie zadzwoni, a po
drugie nie spodziewałam się po nim tak łagodnego tonu i jąkania.
- Cześć – odparłam
krótko, nie mogąc wyjść ze zdziwienia.
- Dzwonię, bo... - zaczął,
a ja przeszłam przez fazę nagłego olśnienia. Skoro mój
największy przeciwnik odważył się na wykonanie takiego kroku, to
znaczy, że coś musiało się stać.
- Coś nie tak z Liamem? -
odezwałam się szybko, czując narastającą panikę i ścisk w
żołądku.
- Za dużo tłumaczenia. Po
prostu przyjedź do szpitala St. Thomasa. Chciałby cię zobaczyć –
odpowiedział napiętym tonem.
Serce podeszło mi do gardła.
- W porządku. Niedługo będę.
- Szybko zakończyłam rozmowę, wrzuciłam swój zakup do szuflady w
łazience i zamawiając taksówkę, z powrotem wyszłam na alejkę
prowadzącą do bramy willi.
W głowie kotłowało mi się
milion myśli dotyczących tego, co mogło się stać Paynowi.
Jeszcze tego mi brakowało. W ciągu pół godziny dojechałam na
miejsce. Nie wiem, jak do tego doszło, ale przed wejściem głównym
znajdował się już tłum paparazzi, a fanki zaczęły się zbierać.
Niestety weszłam w sam środek tego szaleństwa i posypały się
kretyńskie, wścibskie pytania. Ledwo przepchnęłam się na
korytarz. Tam poprosiłam jedną z pielęgniarek o przekierowanie do
chłopaków. Całe szczęście, że ten szpital należał do
najlepszych placówek w Londynie, więc personel był pozytywnie
nastawiony i niezwykle uprzejmy. Innych tutaj nie zatrudniają.
Dzięki temu bez problemu dostałam się na trzecie piętro budynku,
gdzie znalazłam nie do końca trzeźwych kolegów Liama.
- Niech mi ktoś w końcu
powie, co się stało? - powiedziałam drżącym głosem, próbując
złapać oddech, po przejściu kilkudziesięciu schodów.
Zamiast jakichkolwiek
wyjaśnień usłyszałam głośny śmiech Louisa i Nialla, którzy
trzymali się za ramiona i zgięli w pół. Harry stał prosto,
oparty plecami o ścianę, a Zayn z zagryzioną wargą, spoglądał
na mnie dziwnie.
- Ten kretyn chciał się
popisać breakdance'm i złamał rękę – udzielił się Malik,
pocierając swój nos.
- Że co? - prychnęłam
nerwowo.
Leciałam tutaj na złamanie
karku, robiło mi się słabo, martwiłam się, a tymczasem ten pajac
uszkodził się podczas zabawy z kumplami. Z jednej strony
odetchnęłam z ulgą, z drugiej chciało mi się śmiać. Albo
płakać. Nie byłam w tym momencie pewna.
- Kończą zakładać mu gips
– dodał po chwili.
- Dzięki, że do mnie
zadzwoniłeś. Doceniam to. - Uśmiechnęłam się do niego
przyjaźnie, krzyżując ręce na piersiach.
- Jesteś dla niego ważna.
Pojąłem to późno, ale jego szczęście jest dla mnie istotne.
Brunet sprawiał wrażenie
skrępowanego rozmową ze mną. Najwyraźniej ledwo mnie tolerował,
a o powstaniu przyjaźni raczej nie było mowy. Mimo to uważałam,
że postąpił bardzo dojrzale, nie unosząc się dumą.
W pewnym momencie nasze oczy
zwróciły się w kierunku drzwi gabinetu, które otworzył lekarz i
wyprowadził mojego niezdarnego chłopaka. Moje usta opuścił
niekontrolowany, delikatny śmiech, ale kiedy szatyn zmroził mnie
wzrokiem, zasłoniłam się dłonią.
- Trzeba czekać aż kość
poprawnie się zrośnie. Zapisałem jedynie leki przeciwbólowe na
wszelki wypadek. Widzimy się na zdjęciu gipsu – oświadczył
mężczyzna w kitlu.
- Jasne. Dziękuję, doktorze.
- Uścisnął jego dłoń swoją zdrową i podszedł do mnie.
- Jak teraz powinnam cię
nazywać? Gapcio? - Wprost nie mogłam się powstrzymać od przytyku.
Zasłużył sobie, bo myślałam, że to coś poważnego i niemal
zeszłam na zawał.
- Daj spokój, Phoebs –
mruknął naburmuszony.
- Dałeś niezły popis, Payno
– wtrącił się Niall, który do tej pory miał ubaw po pachy.
- Zamknij się – odgryzł
się, chcąc ukryć swoją zranioną, męską dumę.
- To co, chłopaki? Wracamy do
mnie? - podrzucił Styles, rozluźniając atmosferę.
- Pewnie – ucieszył się
Louis, a Horan go poparł.
- Ja jadę do siebie. Było
super, mieszkanie świetne. - Liam po przyjacielsku przytulił
długowłosego. Pożegnaliśmy się, a on zatrzymał się dłużej
przy Zaynie. Z pewnością chciał mu szczególnie podziękować.
Miło było widzieć, że nie zniszczyłam łączącej ich więzi.
Paddy, ochroniarz Liama,
bezpiecznie odwiózł nas do domu, gdzie mogłam zaopiekować się
moim mężczyzną. Dziwne, że musiałam się odnaleźć w takiej
roli. Wcześniej troszczyłam się jedynie o siebie, no i o mamę.
Obce mi były wszystkie aspekty dbania o faceta poza zadowalaniem go
w łóżku. Robienie herbatki, podawanie leków, przekąsek, czy inne
takie, to nie było w moim stylu. Przy nim się zmieniałam, czułam
to. To się chyba nazywa miłość, prawda?
- Nie wiem, jak mogłeś
złamać rękę tańcząc. Przecież robisz to całkiem nieźle –
nabijałam się z niego, krążąc po kuchni podczas, gdy on zalegał
na kanapie.
- Kiedy jestem pijany, mam
problemy z oceną sytuacji – odpowiedział z ironią.
- Kto by pomyślał –
zaśmiałam się, podając mu szklankę z wodą i tabletkę
przeciwbólową. - A tak serio, to nieźle mnie nastraszyłeś. -
Usiadłam obok niego.
- Martwiłaś się o mnie? -
spytał tak, jakby to nie było oczywiste.
- Pewnie, głupku. - Klepnęłam
go w udo.
- Właśnie dlatego jesteś
moją dziewczyną. Nie jesteś wylewna, za to każde twoje słowo ma
podwójną moc. - Objął mnie ramieniem, przycisnął do siebie i z
czułością ucałował w skroń.
Zawsze, gdy nazywał mnie
'swoją dziewczyną', od wewnątrz rozpierała mnie radość
pięciolatki na widok nowej lalki. Te dwa proste słowa sprawiały,
że czułam się cudownie. Należałam do niego nie tylko cieleśnie,
ale i mentalnie, a tego właśnie mi brakowało. Stałam się dla
niego kimś więcej niż dziwką na telefon.
Ciekawiło mnie teraz, czy
jeżeli faktycznie jestem w ciąży, nic się między nami nie
zmieni. A może powinnam liczyć na zmiany? Sama nie wiem. Chciałam
tylko mieć pewność, że nie zostawi mnie, jak pierwszą lepszą,
gdy w moim łonie będzie rosło jego dziecko.
Dotarło do mnie, że muszę w
końcu sprawdzić, czy zostanę matką. Na szczęście Liam zasnął,
więc bez problemu mogłam zaszyć się w łazience. Starałam się
być cicho żeby go nie zbudzić i sięgnęłam po pudełko kupione w
aptece. Dokładnie przeczytałam instrukcję i wykonałam polecenia.
Czas oczekiwania na wynik był najgorszy. Dłużył się w
nieskończoność i miałam ochotę coś rozwalić z tej rosnącej
frustracji. A wściekłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam dwie
kreski na teście. Chwilę później spłynęła na mnie fala
bezradności i przygnębiającego smutku.
Zrozpaczona przysiadłam na
muszli klozetowej i pociągnęłam się za włosy. W zasadzie nie ma
stuprocentowej pewności, co do wyniku, ale nie mogłam myśleć
spokojnie. Jedyną deską ratunku, jak zawsze, była Evelyn, dlatego
odszukałam swoją komórkę, zadzwoniłam do niej i wytłumaczyłam
wszystko konspiracyjnym szeptem.
Pewnie,że zaglądamy,choć musze przyznać,że trochę już nadzieja gasła :)
OdpowiedzUsuńSuper,że Zayn zachował się tak,a nie inaczej i ciesze się,że między nimi jest tak dobrze :)
Boże super rozdział ! Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńByło warto czekać, jak zawsze zresztą. :) Uwielbiam ten blog i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem kiedy Liam dowie się o wyniku testu.
Pozdrawiam <3
Super:-)
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja ciesze się z tej ciąży ? :D
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę :> I mam nadzieje,że na następny rozdział nie będziemy czekać tak długo :)
OdpowiedzUsuń