niedziela, 30 listopada 2014

10.

Evelyn uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na ekran telewizora. Jej niebieskie oczy lśniły, dobrze mi znanym blaskiem. Blaskiem, który zdawał się powiększać za każdym razem, gdy swoją kwestię wypowiadał Big – jeden z bohaterów „Seksu w wielkim mieście”. Ev tuż obok filmów romantycznych, była ogromną fanką pewnego, amerykańskiego serialu. Perypetie Carrie Bradshaw śledziła wiernie od dawna, zupełnie zapominając, że każdy odcinek widziała już, co najmniej, dziesięć razy. Zawsze z tym samym zaskoczeniem reagowała na każde słowo Biga.
        Nie potrafiłam zrozumieć jej miłości do tego mężczyzny. Nie uważałam, by był jakoś szczególnie przystojny. Jakimś jednak cudem zdobył serce Carrie. I tysiąca innych kobiet, które podobnie do znanej już na całym świecie bohaterki, były kompletnie zapatrzone w Biga.
        Podczas gdy Ev wzdychała do fikcyjnej postaci, ja byłam myślami tuż przy Liamie. Payne zaledwie dzień wcześniej wyjechał za miasto wraz ze swoim zespołem, by udzielić kilku wywiadów i zagrać jakiś wielki koncert.
Gdy się z nim rozstawałam, ani przez chwilę nie pomyślałam o tym, że będę za nim tęsknić. Przecież jeszcze całkiem niedawno unikałam spotkań z chłopakiem, jak ognia. Co więcej, próbowałam go zmusić, by dał sobie ze mną spokój. A teraz, jak prawdziwa histeryczka, co chwilę spoglądałam na ekran komórki, starając się sobie wmówić, że wcale nie oczekuję telefonu od niego.
        Ale przecież mógłby już zadzwonić. Minęło dwanaście godzin, odkąd wysłał mi tego niewinnego SMS-a. Nie żebym liczyła.
        - Próbujesz go zwabić siłą umysłu, czy jak? – Zapytała Evelyn, nie odrywając wzroku od telewizora.
        Zawsze się zastanawiałam skąd moja przyjaciółka bierze tę dziwną moc i wie dokładnie, co dzieje się w mojej głowie.
        - Słucham?
        Ev zarechotała. Nie śmiała się jednak z tego, co działo się po drugiej stronie ekranu. Śmiała się ze mnie – głośno i wyraźnie. Do tego ostentacyjnie łapała się za brzuch, by zaakcentować, jak bardzo ją rozbawiłam.
        - Teraz zamierzasz zaprzeczać? – Westchnęła, gdy odzyskała już panowanie nad sobą. Zupełnie nie wiedziałam, czym tak bardzo ją rozśmieszyłam. Nim jednak zdążyłam o to zapytać, Evelyn złapała pilota i wyciszyła telewizor. – Kochanie, nie jestem ślepa. W ciągu minuty spojrzałaś na ten cholerny telefon co najmniej kilka razy.
        Evelyn zawsze potrafiła mnie wysłuchać i doradzić. Choć, co trzeba przyznać, jej rady często bywały absurdalne.
        Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Ev wstała ze swojego miejsca i nucąc sobie coś pod nosem przeszła do kuchni. Czuła się w moim mieszkaniu niesamowicie swobodnie. Tak samo, jak ja u niej. Zdaje się, że lata przyjaźni nauczyły nas już tego komfortu.
        - Zaraz mi wszystko wyśpiewasz – zaśmiała się, wracając z kuchni. Niosła ze sobą dwie butelki wina, a spod ręki wystawało jej opakowanie lodów czekoladowych. – Ale na takie wyznania potrzebujemy czegoś mocniejszego.
        Niesłychane, jak szybko po kilku kieliszkach wina rozplątał mi się język.
        - Faceci są tacy durni! – Jęknęłam, zwijając się w kulkę na kanapie. Evelyn śmiała się w głos, chociaż sama pewnie nie wiedziała, z czego konkretnie. Najwyraźniej dzisiaj miała tak dobry humor, bo wszystko ją bawiło. Łącznie z moją osobą.
        - Ja tam ich mimo wszystko lubię – powiedziała, odchylając głowę do tyłu. Przez chwilę podziwiała sufit, by potem na nowo powrócić do rzeczywistości. – W sumie tylko niektórych.
        Pokiwałam energicznie głową.
        - Liam nie jest zły – oznajmiłam, starając się z całych sił przekonać do tego przyjaciółkę. Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, jak absurdalnie brzmiałam. Alkohol potrafił sprawić, że plotłam same głupoty.
        - Pieprzysz go regularnie, to samo mówi za siebie. Nie może być zły.
        - Nie chodzi mi tylko o seks – jęknęłam, po czym usiadłam szybko na piętach. – On jest taki… och!
        Evelyn się skrzywiła.
        - Jeśli facet jest och, to znaczy, że wróży kłopoty – odpowiedziała z tą przypisaną jej pewnością siebie. - Przerabiałam to już wcześniej. Najpierw był Aron. Albo, jak wolę go nazywać, Kretyn Numer Jeden. Myślałam, że to miłość, ale mu chodziło tylko i wyłącznie o seks. Potem był Kretyn Numer Dwa. Ale on wolał swoją mamuśkę ode mnie. A Kretyn Numer Trzy miał małego. Oczywiście, to nie jest najważniejsze, ale i tak nie miał mi wiele do zaoferowania.
        Dziewczyna wzruszyła ramionami i przybrała jeden ze swoich słodkich uśmiechów. Zachowywała się, jakby mówiła o pogodzie, czymś mało istotnym.
        - Ale Liam nie jest kretynem – powiedziałam cicho.
        Oczywiście, mówiłam kompletnie bez ładu i składu. A na domiar złego mój głos zrobił się dziwnie płaczliwy.
        - Kochanie – zajęczała Ev, podbiegając do mnie. Zajęła miejsce na kanapie tuż obok i objęła mnie szczelnie ramieniem. Nie ma jak wieczór dwóch pijanych singielek. Singielek-prostytutek, jeśli wolno dodać. – Ależ oczywiście, że Liam nie jest kretynem.
        Ta rozmowa nie miała najmniejszego sensu. Naprawdę. Szczególnie, że żadna z nas już następnego dnia miała nie pamiętać słów, jakie tutaj padły.
        - Tęsknię za nim – westchnęłam chrapliwie, przytulając swoją przyjaciółkę.
        Już wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka. Jednak byłam zbyt pijana, by zauważyć, że sytuacja zrobiła się naprawdę poważna. Jeszcze kilka dni temu Liam był mi zupełnie obojętny. Związek z nim nie do końca mi pasował, ponieważ właśnie przez Payna musiałam oszukiwać Martina. Teraz jednak mój szef poszedł zupełnie w niepamięć i, co więcej, byłam gotowa kompletnie zbagatelizować tę sprawę. Przez chwilę nawet rozważałam kwestię postawienia się mężczyźnie i dania mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma nade mną żadnej władzy, a od tego momentu klientów będę wybierała sobie sama.
        - To zadzwoń do niego. Niech do ciebie przyjedzie – zaproponowała.
        - Wyjechał – zajęczałam, jakby wydarzyło się coś potwornego.      
        Evelyn przytuliła mnie mocnej. Zdecydowanie ta sytuacja zaczynała się robić z sekundy na sekundę coraz bardziej absurdalna. Szkoda tylko, że nikt nie mógł wtedy powstrzymać nas od gadania głupot. I nie zrobiła tego z pewnością również trzecia butelka wina, która magicznie pojawiła się pomiędzy nami.
        - Do mężczyzny trzeba mieć odpowiednie podejście – oznajmiła pijackim głosem Evelyn. - Najlepiej należy spróbować podchodzić nago. Stosuj się do tego, a nie zginiesz.
        Nieistotnie, że nie miało to nic wspólnego z moim problemem. Ev najwyraźniej wpadła w ciąg bezsensownego bełkotania po pijaku i snucia nieużytecznych mądrości.
        - Tak sobie myślałam – rzekłam. Mój głos był strasznie zachrypnięty. Brzmiałam jak typowy pijak. – Co by się stało, gdyby Liam nie był moim klientem?
        Evelyn zmarszczyła brwi. Westchnęła głęboko, po czym wydymała usta, myśląc nad zadanym przeze mnie pytaniem. Oczy miała trochę błędne, ale nie ma się czemu dziwić – wypiła półtorej butelki wina.
        - Przerażasz mnie – powiedziała po chwili, zupełnie omijając moje pytanie. – Mam wrażenie, że fiut Liama tobą zawładnął. A to błąd. Nie można dać zwariować się facetom. Dlatego właśnie zostałam dziwną. Teraz to ja mam nad nimi kontrolę.
        Moja przyjaciółka miała po części rację. Kontrola w tym wszystkim była niesamowicie ważna. Mając ją mogłam dyktować warunki. Mogłam się bronić. Posiadanie jej gwarantowało bezpieczeństwo – nikt nie mógł mnie zranić. A teraz, jak prawdziwa naiwniaczka, ustawiłam się w pierwszej linii, narażając na ból. Bo właśnie to przychodziło wraz z zaangażowaniem.
Byłam dziwką, a liczyłam na happy end.
        - To nie Pretty Woman, do cholery – westchnęłam z żalem.

~*~

Nie pamiętałam momentu, w którym usnęłam. Za to wyraźnie pamiętałam ten, w którym się obudziłam. Ból głowy był niesłychany. Zawsze szczyciłam się mocną głową, ale wtedy czułam się definitywnie pokonana przez czerwone wino. I lody czekoladowe.
Na domiar złego w całym mieszkaniu nie było śladu po Evelyn. Dopiero w chwili, gdy chciałam już do niej zaniepokojona dzwonić, znalazłam kartkę papieru, leżącą na stoliku w salonie – poinformowała mnie o spotkaniu z klientem. Obiecała również, że zadzwoni wieczorem, ale znając Evelyn telefonu mogłam spodziewać się lada moment.
Nim zdążyłam przekroczyć próg łazienki, by wziąć upragniony prysznic, moja komórka dała o sobie znać.
Z cwaniackim uśmiechem, ciesząc się, że przewidziałam zachowanie mojej przyjaciółki, zagarnęłam urządzenie z półki. Nie kłopotałam się sprawdzaniem, kto dzwoni i po prostu odebrałam.
- Wiesz jakie to uczucie, gdy jedyna osoba, której możesz ufać porzuca cię w środku nocy dla kogoś obcego? – Mój głos brzmiał poważnie, jednak z całych sił próbowałam się nie roześmiać. Droczenie się z Evelyn należało do moich ulubionych zajęć.
        - Pewnie okropne. – Po drugiej stronie słuchawki jednak nie usłyszałam głosu mojej roztargnionej przyjaciółki. Głos był męski i nieco zbyt ostry. – Ale chętnie posłucham, kto taki porzucił cię w środku nocy.
        - Liam? Przepraszam, myślałam, że to Ev dzwoniła – odparłam, starając się złagodzić sprawę. Oczywiście, musiałam palnąć jakąś głupotę. Gdybym tego nie zrobiła zapewne nie byłabym sobą.
        Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało.
        - Jak koncert? – Zapytałam cicho. Miałam nadzieję, że tym sposobem uda mi się wprowadzić dobry humor do naszej rozmowy.
        - W porządku. Jutro już będę w domu.
        - Super! – Pisnęłam nieco zbyt podekscytowana.
        - Super? – Niewątpliwie nieco zaintrygowałam tym Payna, którego głos nagle stracił niedawną ostrość, a stał się przyjemny. Mogłam być pewna, że w tamtym momencie się uśmiechnął.
        - Znaczy wiesz – prychnęłam, starając się brzmieć luzacko. – Pewnie jesteś zmęczony podróżą i takie tam. To super dla ciebie.
        - Oczywiście, rozumiem – odparł, definitywnie rozbawiony. – Czyli za mną nie tęskniłaś?
        - To nie tak. Znaczy trochę tak. Ugh! – W życiu tak nie plątałam się w „zeznaniach”.
        - Phoebe?
        - Wiesz co, Liam? Jesteś dupkiem. Oczywiście, że za tobą tęskniłam – oznajmiłam stanowczo. Może myślałam, że poważny ton mnie przed czymkolwiek uchroni.
        Payne roześmiał się uroczo.
        - Ja też za tobą tęskniłem, Phoebe. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu się zobaczymy. Mam dla ciebie niespodziankę.
        Wyszczerzyłam się jak idiotka, ale przepraszam bardzo – która dziewczyna na moim miejscu, by tego nie zrobiła?
        - Nie mogę się doczekać – odparłam, jak najbardziej szczerze.
        - Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, bo przecież znamy się od niedawna, ale…
        - Ale?
        - Chciałbym spróbować…
        - Spróbować czego?
        - Życia z tobą – westchnął. Domyślałam, że nie było mu najłatwiej rozmawiać o tym. Szczególnie przez telefon. Dlatego siedziałam cicho i nie przerywałam. – Co prawda, niedawno zakończyłem poważny związek, a my znamy się raptem kilka tygodni, ale chciałbym spróbować tego na poważnie. Chciałbym, żebyś była tylko moja.
        - Co przez to rozumiesz?
        - Chciałbym żebyś rzuciła swoją pracę w cholerę i… - urwał. Najwyraźniej czekał na to, co ja mam do powiedzenia w tej kwestii. Tyle, że zamiast zabrać głos przez dłuższą chwilę po prostu milczałam.
        - Tak.
        - Co tak?
        - Tak. Zróbmy to.
        Wiedziałam, że wpadłam. I to mocno. Ale jakimś cudem nie potrafiłam oprzeć się urokowi tego mężczyzny.


***


Tuż po odłożeniu telefonu, szatyn znacznie się rozluźnił. Usłyszał od Phoebe wszystko to, co od dawna chciał. Nie mógł uwierzyć w to, jak szybko, ze zwykłej panienki do łóżka urosła w jego oczach do rangi kogoś ważnego. Nadal nie potrafił nazwać relacji łączącej go z tą wyjątkową dziewczyną. Przy niej czuł, że niczego nie musi udawać. Traktowała go jak zwykłego Liama Payne’a, a właśnie tego najbardziej mu brakowało. W świecie, który go otaczał, nigdy nie mógł być w stu procentach pewien, czy ktoś lubi go za to jaki jest, czy kim jest. Stosował metodę ograniczonego zaufania i do tej pory uchował się przed konsekwencjami nierozważnych znajomości.
Phoebe była inna. Z jednej strony porywcza, pyskata i zaczepna, z drugiej zwyczajna, naturalna i zachowawcza. Usilnie próbowała ochraniać przed nim wrażliwą część osobowości, ale on widział, że z każdym dniem opór malał. Odkrywanie jej sprawiało mu przyjemność. Lubiła głupie seriale, miała chorą mamę, którą się opiekowała i sądząc po zawartości lodówki, jadła co chciała. Zawsze posiadała alkohol, była przygotowana na różne okazje, zaskakiwała go, a on wciąż pragnął więcej.
- Liam, masz gościa. – Louis przerwał przyjacielowi rozmyślanie nad cechami brunetki.
- Akurat teraz? Nie mam nastroju – mruknął, podnosząc się z fotela.
- Przyjechała specjalnie dla ciebie, bądź miły – poinformował i w ułamku sekundy zniknął z horyzontu.
Zamiast niego w drzwiach pokoju pojawiła się wysoka dziewczyna, o brązowych długich włosach, migdałowych oczach, pełnych ustach i nienagannej sylwetce. Zgrabne nogi miała odsłonięte, ponieważ odziana była w klasyczną, zwiewną sukienkę w kolorze piasku i czarne szpilki od Jimmy’ego Choo.

Sophia Smith.

- Nie przywitasz się ze mną? – Zaświergotała radośnie.
- Co tutaj robisz?- Nie zamierzał dać się wciągnąć w jej gierki.
- Oj, Li, nie mogłam tak po prostu chcieć cię odwiedzić?- Powoli i z gracją zbliżyła się o kilka kroków.
- Nie odzywałaś się odkąd odeszłaś do tego Nathana. Czego się spodziewałaś? Kwiatów na powitanie?- Zawsze był uprzejmy wobec kobiet, więc starał się nie krzyczeć.
- Nathan to jedna wielka pomyłka. Ucieszyłam się na wieść o tym, że przyjechaliście do Manchesteru – stwierdziła, bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli.- Opowiedz mi lepiej, co u ciebie – poprosiła.
- W porządku – gestem ręki zaprosił ją na kanapę.- Nie mogę narzekać na brak zainteresowania – fuknął, mając na myśli paparazzich.
- Och, tak. Lou coś wspominał. Słyszałam też plotki o tajemniczej dziewczynie, z którą cię widziano. To coś poważnego?- Wyglądała tak, jakby rzeczywiście się przejęła jego sytuacją.
- Nie chcę o tym rozmawiać. A już na pewno nie z tobą – odparł opryskliwie.
- Jest mi przykro, że mnie tak traktujesz – stwierdziła w końcu.- Nie postąpiłam dobrze, odchodząc od ciebie, ale ludzie popełniają błędy i się na nich uczą. Ja wyciągnęłam wnioski. Nathan mnie zdradził, jest mi teraz ciężko. Myślałam, że spotkanie z tobą jakoś mi pomoże – załkała, zasłaniając twarz dłońmi.
Liam obserwował ją przez chwilę aż dotarło do niego, że jest mu jej zwyczajnie żal. Nie był typem osoby, która życzy innym źle dlatego nie pozostał obojętny na jej cierpienie. Objął ją ramionami i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Sophia rozpłakała się na dobre, a on pocierał dłońmi jej plecy i czekał aż się uspokoi.
- Przepraszam Soph, nie chciałem być niemiły – odezwał się.
- To ja powinnam przeprosić ciebie. Na własne życzenie straciłam wspaniałego chłopaka – uniosła głowę tak, że ich usta dzieliły centymetry.
Szatyn nieco się speszył. Nie chciał robić niczego pochopnie, zwłaszcza po tym, co usłyszał od Phoebe. Z Sophią łączyły go przyjemne wspomnienia, ale miał mętlik w głowie. Zależało mu na brunetce, ale do byłej dziewczyny czuł ogromny sentyment.
Pozwolił by panna Smith wypłakała się na jego ramieniu, potem zaproponował coś do picia. Siedzieli naprzeciwko siebie i rozmawiali jak gdyby nic się między nimi nie zmieniło. Brązowooka ucałowała kącik jego ust w podziękowaniu za zrozumienie, a on przyjął to bez zbędnych słów. Przeprosił ją na moment i wyszedł do salonu ich tymczasowego apartamentu.
- Kto ją tu sprowadził? - Był pewien, że Sophia sama na to nie wpadła.
- Ja - Zayn podniósł się do pionu.- Nie mogę patrzeć jak rujnujesz sobie życie. Może ona przemówi ci do rozumu - mówił spokojnie, ale stanowczo.
- Moja decyzja się nie zmieni. Choćbyście sprowadzili tu samą Leonę Lewis albo królową Elżbietę. Nie wtrącaj się - dźgnął przyjaciela palcem wskazującym w pierś i wrócił do Sophie.
- Robi się późno. Zostań tutaj, ja prześpię się w salonie - oznajmił byłej dziewczynie.
- Możemy spać razem. Nie gryzę, przecież nie raz spaliśmy w jednym łóżku - spojrzała na niego uwodzicielsko.

- To nie jest dobry pomysł. Tak będzie najlepiej - uśmiechnął się całując jej czoło.- Dobranoc, Soph.



Nasze aski:

poniedziałek, 17 listopada 2014

09.



Każdy poranek w moim mieszkaniu był dla mnie relaksujący i spokojny. Mogłam tak zwyczajnie chodzić w rozciągniętym dresie do południa i oglądać swoje sitcomy. Tym razem byłam jednak nieco zestresowana i czułam się nieswojo. Popełniłam błąd wpuszczając go do mieszkania. Wiedziałam, że od tego momentu już tak łatwo się od niego nie uwolnię.
Nie chciałam by sukcesywnie obalał mur odważnej Lolly, za którym chowała się bezbronna Phoebe. Prywatności broniłam jak lwica, ale poprzedniego dnia po prostu się poddałam i w myślach rugałam się za to jak łatwo pozwoliłam Liamowi na zwalczenie moich granic.
Nie siląc się na ostrożność, wstałam z łóżka i obrzuciłam śpiącego szatyna uważnym spojrzeniem. Wyglądał tak uroczo, że mogłabym przyglądać mu się godzinami. Niechętnie przeniosłam wzrok na zupełnie inny punkt, aby uniknąć rozpływania się nad osobą, której musiałam się pozbyć.
Nałożyłam na siebie szlafrok i udałam się do kuchni.
Zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu czegoś pożywnego. Postawiłam na musli z ciepłym mlekiem, które przygotowałam w kilka minut. Usiadłam przy stoliku w salonie i włączyłam telewizor. Od razu trafiłam na ulubiony serial i wyśmiewałam kwestie poszczególnych aktorów.
- Jak się spało? - Jego poranna chrypka przyprawiła mnie o dreszcze, gdy pojawił się w samych bokserkach w salonie.
- Nie zmrużyłam oka - momentalnie spoważniałam.
- Usłyszałem twój szczery śmiech pierwszy raz i musiałem sprawdzić czy mi się to nie przyśniło - nonszalancko oparł się o framugę, krzyżując ramiona na klatce piersiowej dzięki czemu mogłam podziwiać jego tatuaże.
- Skoro sprawdziłeś, to możesz już iść - odparłam nieprzyjemnym tonem, starając się nie zwracać uwagi na to jak nisko znajduje się jego bielizna.
- Och, Phoebe. Myślałem, że wczoraj wyraziłem się wystarczająco jasno - patrzyłam jak podchodzi, siada obok i jak gdyby nigdy nic obejmuje moje ramiona.- Poczęstujesz mnie?
Bez słowa przesunęłam miskę w jego stronę. Zjadł połowę, a resztę oddał. Uśmiechał się przy tym cwaniacko i wpatrywał się w mój profil. W obecności Liama nawet oglądanie ulubionego serialu nie było tak odprężające jak powinno. Z krępującej sytuacji wybawił mnie dźwięk mojego telefonu. Nie wiedziałam jeszcze, jak odebranie tego połączenia może mi zaszkodzić.
Podbiegłam do blatu i szybko wcisnęłam zieloną ikonkę.
- Lolly, skarbie. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. - Martin śmiał się donośnie, a moje ciało zaczynało przypominać napiętą strunę.
- Nie spałam - podniosłam wzrok i napotkałam przenikliwe spojrzenie Payne’a.- O co chodzi?- Spytałam.
- Coś ty taka oficjalna? Chciałem ci powiedzieć, że Frank do mnie dzwonił i bardzo cię chwalił - zaświergotał radośnie.
- Cieszę się - wycedziłam słodkim głosikiem.
- Następnym razem będzie czekał w swoim biurze, wspominał ci coś?
- Tak. Wiem o tym. Skorzystam - modliłam się, by zdawkowe odpowiedzi nie obudziły jego czujności.
- Dziwnie się zachowujesz. Wszystko gra? - Mruknął do słuchawki.
- Jest w porządku - miałam wrażenie, że płonę żywym ogniem z powodu swoich kłamstw.
- Obyś nie była teraz z tym chłoptasiem, bo bardzo bym się pogniewał - warknął.
- Oczywiście, że nie. O to się nie martw - czułam, że tracę grunt pod nogami.
- W takim razie do usłyszenia, Lolly - zakończył podejrzliwym tonem.
W tamtym momencie bałam się spojrzeć na Liama. Jeśli zorientuje się, że go oszukuję, nie wiem, co się stanie. To znaczy wiem, ale nie poradziłabym sobie z tym.
- Jesteś strasznie spięta.- Jego ciepły oddech otulił mój kark, a dłonie oplotły mój pas.
Podszedł do mnie tak cicho, że serce podskoczyło mi do gardła.
- Twoja obecność jest dla mnie krępująca - odparłam, przymykając powieki pod wpływem jego kojącego dotyku.
- Musisz się rozluźnić, zrobię ci masaż. - Bardziej oznajmił, niż zaproponował i zaciągnął mnie z powrotem do sypialni.
Poprosił abym położyła się na brzuchu, a gdy to zrobiłam usiadł okrakiem na moich pośladkach. Jego silne dłonie z łatwością rozmasowały moje boleśnie spięte mięśnie. Czułam, jak zsuwa satynowy materiał szlafroka i gładzi moją nagą skórę. Złożył na niej kilka drobnych pocałunków, przez które przygryzłam dolną wargę by nie jęknąć na głos. Podniecenie znacznie wzrosło, co dało się odczuć w jego majtkach.
Zaskoczył mnie jednak tym, że dokończył masaż, ucałował mój kark i ułożył się tuż obok mnie. Wiedziałam, że bardzo mnie pragnął, ale z jakiegoś powodu się powstrzymał.
- Wybierzmy się na zakupy. Chciałbym kupić ci kilka fajnych rzeczy.- Patrzył mi w oczy, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- A dziennikarze?- Spytałam chcąc go zniechęcić.
- Mam na nich swoje sposoby. Nie martw się - zapewnił.


~*~

Genialnym pomysłem Liama na uniknięcie zainteresowania mediów było wezwanie czarnego Land Rovera z przyciemnianymi szybami i kierowcą-ochroniarzem, na tyły apartamentowca. Po drodze zapłacił również portierowi za milczenie. Co dziwne, wcale nie upierał się przy tym, bym specjalnie szykowała się na to wyjście. Mój codzienny styl nawet mu się spodobał. Nie zabrał mnie do centrum handlowego, tak jak się tego spodziewałam. Objechaliśmy kilka markowych i bardzo drogich butików i wspólnie wybieraliśmy ubrania. Na jego życzenie, ekspedientki zasłaniały okna, a ja organizowałam mu prywatne pokazy.
Czas mijał nam całkiem przyjemnie, naprawdę się odprężyłam, ale jak zwykle w takich sytuacjach, coś musiało się stać.
W kolejnym butiku spotkaliśmy kolegę Liama z zespołu. Zayn nie był sam. Towarzyszyła mu drobna, ale wysoka blondynka. Na ich widok dłoń Payne`a ściskająca moją, zaczęła mnie parzyć i natychmiast je rozłączyłam, chociaż wcześniej w ogóle mi to nie przeszkadzało.
- Teraz już przynajmniej wiem, gdzie i jak spędziłeś noc - westchnął pogardliwie brunet, mierząc mnie od góry do dołu.
- Zdaje się, że nie jestem dzieckiem i nie muszę się już nikomu tłumaczyć - odpowiedział spokojnie.- Witaj, Perrie - przywitał się z dziewczyną przyjaciela poprzez krótki całus w policzek.- To jest Phoebe - niespodziewanie mnie przedstawił, przez co byłam zmuszona uścisnąć jej dłoń.
- Phoebe? To już nie Lolly? - prychnął Malik.
- Tak mam na imię - wyjaśniłam, tracąc resztki pewności siebie.
- No tak. Wstyd mówić klientowi jak się nazywasz, ale co innego się puszczać - wyraźnie rosła w nim złość.
- Zayn, nie obrażaj jej. - Liam powoli tracił cierpliwość.
- A co mam powiedzieć? Udawać, że jest taka, jak my? Że do nas pasuje? Przejrzyj na oczy. Przez nią rujnujesz swój wizerunek, a to wpływa na nas wszystkich. Nie musisz się umawiać z dziwką, możesz mieć każdą. - Chłopak w końcu wylał swój żal.
Jego słowa były prawdą i to właśnie zabolało mnie najbardziej. Nie mogłam go za to uderzyć, czy obrazić. Miał rację.
- Liam, to nie ma sensu. Twój przyjaciel najlepiej wie, co jest dla ciebie dobre. Nie przejmuj się - uśmiechnęłam się sztucznie.- Pójdę już. Muszę zajrzeć do Evelyn - próbowałam uspokoić sytuację.
- Nie przeszkadza ci, że pieprzy się z innymi na boku?- Zayn podjął najbardziej drażliwy temat i zatrzymał mnie tym w pół kroku.
- Phoebe już tego nie robi. Prawda?- Znacząco na mnie spojrzał.
- Oczywiście, że nie. - Zgodziłam się z nim, ignorując
- Gówno prawda! - Brunet podniósł głos i puścił rękę Perrie.- Takie jak ty się nie zmieniają. Zostaw go w spokoju. Zniszczysz mu życie. - Wymachiwał pięścią, tak jakby chciał mnie uderzyć.
Liam natychmiast stanął przede mną, osłaniając przed atakiem kumpla a jego samego agresywnie odepchnął. Był wściekły, widząc, do czego brunet mógłby się posunąć.
- Nie uderzę cię, bo się przyjaźnimy - powiedział. Wyrównując oddech, ponownie ujął moją dłoń i zaprowadził do auta.
Poklepał siedzenie kierowcy, dając mu sygnał do odjazdu. Nerwowo zacisnął pięści i oparł o nie czoło. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go pocieszyć, ulżyć, ale nie potrafiłam.
- Przepraszam cię za niego – wyszeptał tak, że tylko ja go słyszałam.
- Nie musisz. Można było się tego spodziewać. – Niepewnie położyłam dłoń na jego plecach.
- Gdyby poznał cię bliżej, nie mówiłby tak. Sam był kiedyś oceniany ze względu na otoczkę, ale najwyraźniej o tym zapomniał – był zły, ale starał się nad tym panować.
- Liam, tego kim jestem nie zmieni nikt ani nic. Nawet jeżeli kiedykolwiek zakończę pracę w tym gównie, wciąż będę dziwką. Nie wymażę tych wszystkich spotkań z klientami. Już nic nie będzie takie samo. Nie ma, o co się spierać. - Wtedy po raz pierwszy to ja zapragnęłam kontaktu wzrokowego, chociaż do tej pory było to dla mnie obce uczucie. Chwyciłam delikatnie dwoma palcami jego lekko zarośnięty podbródek i skierowałam jego twarz na siebie.- Jesteś dobrym człowiekiem, nie marnuj swojej kariery przeze mnie, bo będziesz tego żałował – poprosiłam szeptem.
- Jeśli myślisz, że po tym, co teraz powiedziałaś, posłucham cię i odejdę, to bardzo głęboko się mylisz – odpowiedział po chwili i pocałował mnie czule w policzek.

*
Z okazji premiery 'FOUR' mały prezencik :)
Zaczęłam słuchać piosenek i póki, co nie mogę wyjść z podziwu i zachwytu.
Całuję, Niezapominajka.

niedziela, 2 listopada 2014

08.

            Zawsze powtarzałam sobie, że byłam profesjonalistką, a swoją pracę wykonywałam lepiej niż większość – nie oszukujmy się – dziwek. Zawdzięczałam to przede wszystkim wiedzy. Tak jak lekarz posiadał szereg niezbędnych mu do pracy umiejętności, tak i ja wiedziałam, co w danej sytuacji powinnam zrobić. Ciała facetów czasem znałam lepiej niż swoje własne. Wiedziałam dobrze, gdzie dotknąć, by poczuli się najlepiej. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o ich fiuty. Faceci, wbrew pozorom, również mieli wiele czułych miejsc. A ja wiedziałam doskonale, jak i gdzie ich szukać.
            Tamtego wieczora desperacko potrzebowałam przypomnienia sobie o tym wszystkim. Liam wydawał się zagościć w moich myślach nieustannie, dlatego naprawdę cieszyłam się na wizytę u klienta, którą zaaranżował Martin. Wiedziałam, że będzie to idealny sposób na wyrzucenie z głowy Payne’a.
            Zabawne, bo okazało się, iż nie mogłam się bardziej mylić.
            Frank, bo tak miał na imię klient, był niesłychanie zamożnym biznesmenem. Już na wstępie uraczył mnie historyjkami o swojej pracy i fakcie, że zamierzał wykupić jakąś upadającą firmę. Jakby w istocie obchodziło mnie to choć odrobinę. Ale przynajmniej dobrze płacił, co wyjaśniało, dlaczego dla Martina był tak wyjątkowy.
            Szkoda tylko, że poza pieniędzmi nie miał zbyt wiele do zaoferowania. Całą robotę musiałam odwalić sama. Powtarzał, że lubi, gdy kobiety są na górze, ale szybko się zorientowałam, jaki był tego powód. Nie miał za grosz łóżkowych umiejętności. Nie to, co Payne.
            Przynajmniej dzięki myśli o Liamie znalazłam sposób, by przetrwać ten wieczór. Co prawda, musiałam pomagać sobie dłońmi, by dojść, ale to usatysfakcjonowało Franka. Więcej - myślał, że to jego zasługa.
            Padnięty, jakby przebiegł, co najmniej maraton, leżał na hotelowym łóżku, dalej rozprawiając o swojej firmie. Zdaje się, że była to jedyna rzecz, która naprawdę go podniecała. Z całą zawziętością udawałam, że go słucham, ale myślami byłam przy Liamie i tym, co mi ostatnio powiedział. Nie byłam pewna, czy po prostu zdobył się na te romantyczne słowa, by uśpić moją czujność, czy naprawdę tak myslał. Chciał mnie, czy tylko mojego ciała? I jak bardzo byłam naiwna, skoro nawet teraz pragnęłam sięgnąć po telefon, by mu coś odpowiedzieć? I najważniejsze – jak bardzo bezduszna byłam? Leżałam przecież w łóżku z kimś innym i rozprawiałam o mężczyźnie, któremu dałam słowo, że nie będę spotykać się z innymi facetami.
            Godzinę później, gdy czas, za który zapłacił Frank minął, ubrałam się w swoje ciuchy i zabrałam torebkę.
            - Musimy jeszcze kiedyś to powtórzyć – oznajmił mężczyzna, opierając się o framugę drzwi. By wyjść z pokoju musiałam go tylko minąć. – Może następnym razem wpadniesz do mojego biura? Mam znakomity widok z okna.
            Doskonale wiedziałam, co kryje się za jego słowami. Szczególnie, że większość facetów miało tę dziwną fantazję, by uprawiać seks w pracy na swoim biurku. Niektórzy nawet szli ze swoimi wyobrażeniami dalej, bo chcieli pieprzyć się w gabinetach swoich szefów. Nie krytykowałam tego. Co więcej, gdy proponowali mi podobne rzeczy, uśmiechałam się szeroko i kiwałam głową. Każdy miał prawo do swoich pragnień, a ja nie miałam prawa tego osądzać.
            - Z przyjemnością, Frank – odpowiedziałam grzecznie. – Do zobaczenia.
           
~*~

            Powietrze tego dnia było naprawdę chłodne. Dlatego, zmierzając jedną z londyńskich ulic, byłam szczelnie opatulona płaszczem, a apaszka zakrywała nie tylko szyję, ale policzki i nos, którego czubek już dawno przybrał czerwony kolor.
            Telefon w mojej torbie zawibrował po raz kolejny tego wieczora. I choć doskonale wiedziałam, kto dzwoni, wyciągnęłam urządzenie, by zerknąć na wyświetlacz.
            Liam.
            Straciłam już rachubę. Nie wiedziałam, czy dzwonił do mnie po raz dwudziesty, czy może już trzydziesty. W każdym razie – nie odbierałam. Nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z nim. Nie miałam pojęcia, co powinnam mu powiedzieć.
            Dodatkowo, moje sumienie wyraźnie dawało o sobie znać. Oczywiście, obiecałam Payne’owi, że będę na jego wyłączność i choć oszukiwanie tego faceta wychodziło mi perfekcyjnie, po tym, co powiedział w ośrodku, nie mogłam już tego znieść. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jak by się poczuł, gdybym zakomunikowała, że dwie godziny temu pieprzyłam innego kolesia. Liam nie był przecież typem faceta, który umiał się dzielić. Szczególnie, jeśli chodziło o kobiety.
            Było coś w jego stylu bycia, co jasno i wyraźnie mówiło, że pod wizerunkiem grzecznego i uśmiechniętego piosenkarza kryło się coś więcej. Mówił to sposób, w jaki rzucał mnie na łóżko i w jaki się ze mną kochał. A to, jak mnie nagabywał i na mnie patrzył, sprawiało, że chciałam, by nie był moim klientem. Zastanawiałam się również nad tym, jak by się potoczyła nasza znajomość, gdybyśmy nie spotkali się dzięki Peterowi, a - na przykład - przypadkowo na ulicy? Wtedy także skończyłabym w jego łóżku, krzycząc jego imię?
            Liam.
            Telefon zawibrował ponownie, a ja i tym razem odrzuciłam połączenie.
            Po raz kolejny podjęłam próbę odgonienia myśli o Paynie z mojej głowy i westchnęłam głośno, gdy i tym razem mi się to nie udało. Z roztargnieniem wyjęłam z torby klucze, zmierzając przez dłuży hol w apartamentowcu, w którym mieszałam.
            - Panno Walker – zawołał portier. Ale w odpowiedzi machnęłam tylko w jego stronę ręką. Nie miałam siły z nim rozmawiać. Pewnie i tak miał mi do powiedzenia jakąś bzdurę.
            Tyle że już chwilę później tego pożałowałam. To, co chciał mi powiedzieć portier wcale nie było jakąś tam bzdurą, a całkiem istotną kwestią.
            - Liam? – Zapytałam, łamiącym się głosem. Jednak w tamtej chwili wydawało mi się to całkiem wytłumaczalne. Bądź, co bądź pod drzwiami mojego mieszkania stał Payne. Opierał się o ścianę z dłońmi wciśniętymi w kieszenie jeansowych spodni. Czarna kurtka niedbale wisiała na jego szczupłym, umięśnionym ciele, a koszulka tego samego koloru lekko opinała tors.
            - Co ty tu robisz? – Zapytałam, zerkając w tył. Dokładnie tak, jakbym szukała ucieczki.
            Mężczyzna odepchnął się od ściany, wzdychając głęboko. A potem przez długą chwilę patrzył na mnie tym swoim świdrującym spojrzeniem, jakby się spodziewał, że pod jego wpływem wyśpiewam wszystkie najgłębiej skrywane tajemnice.
            - Nie odbierałaś moich telefonów – oznajmił tak, jakby sprawa była oczywista.
            - Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
            Wzruszył niedbale ramionami, nie udzielając mi żadnej konkretnej odpowiedzi. Nie musiał. Zresztą, facet z jego pieniędzmi zapewne w dzisiejszych czasach mógł zdobyć każdą informację.
            - Nie zaprosisz mnie do środka? – Westchnął.
            Z początku nie miałam takiego zamiaru. Co więcej, łudziłam się, że może jakimś cudem przemknę do swojego mieszkania, a jego zostawię na korytarzu. A wszystko po to, by nie musieć mierzyć się z odpowiedziami na gnębiące mnie pytania.
            Ale zamiast tego, z wymuszonym uśmiechem na twarzy podeszłam do drzwi, a gdy tylko je otworzyłam, zaprosiłam Liama do środka.
            - Ładnie tutaj – powiedział, przechadzając się pomiędzy pokojami. Nie wiedziałam, czy mówił szczerze. Jakby nie patrzeć, był właścicielem ogromnej willi, a takie mieszkanie pewnie nie robiło na nim żadnego wrażenia. Ale ja lubiłam swój kąt. Czułam się w nim swobodnie. Byłam tutaj Phoebe, a nie Lolly.
            - Nie przyszedłeś chyba, aby komplementować mój dom?
            - Nie – potwierdził, po czym odwrócił się w moją stronę. – Unikasz mnie, unikasz moich telefonów i znikasz na całe dnie z domu.
            - Skąd niby wiesz, czy –
            - Twój portier nie potrafi trzymać buzi na kłódkę – przerwał mi. – Gdzie byłaś cały dzień?
            - Nie twoja sprawa.
            - A właśnie, że moja. Płacę i wymagam.
            Roześmiałam się głośno. Zupełnie tak, jakby wypowiedział najbardziej zabawny żart na świecie.
            - Nie myślałeś, by wynająć sobie jakąś inną dziwkę? Taką, której spodoba się sposób, w jaki ją traktujesz?
            Liam zmrużył oczy, mierząc mnie ostrym spojrzeniem.
            - Dlaczego ja? – Zapytałam po chwili, gdy nie uzyskałam odpowiedzi na poprzednie pytanie. – Mógłbyś mieć każdą. Co więcej! Nie musiałbyś nikomu płacić. Miliony dziewczyn pragnie ci wskoczyć do łóżka.
            - Widzisz – prychnął – a ja pragnę tej, która udaje, że się opiera.
            - Niczego nie udaję!
            - Och, naprawdę? – Zakpił, po czym powolnym krokiem podszedł do mnie. A ja z każdym jego ruchem cofałam się do tyłu. Do momentu, gdy nie natrafiłam na ścianę. I nawet wtedy przyległam do niej płasko, próbując osiągnąć odpowiedni dystans.
            Tyle, że Liam się tym nie przejmował. Definitywnie zamierzał wziąć to, po co tutaj przyszedł. I jak się okazało chwilę później – był naprawdę zdeterminowany, by osiągnąć swój cel.
            - Powiem to teraz i nie mam zamiaru się powtarzać – oznajmił surowo. Stał przede mną, dzieliły nas tylko nieliczne centymetry, które były naładowane dziwną energią. Przepływał między nami prąd. Nawet wtedy, gdy nie dotykaliśmy się ani jedną częścią ciała. – Chcę, żebyś była moja. Będziesz krzyczeć tylko dla mnie i nie chcę już słyszeć ani jednego słowa sprzeciwu. Pragnę cię i zrobię wszystko, byś ty zapragnęła mnie. Choćbym miał płacić zwielokrotnioną cenę za każdą sekundę, jaką z tobą spędzę.
            - Liam –
            - Cicho – przerwał mi.  – To, co powiedziałem do mojego menagera, to kłamstwo. I teraz zamierzam ci pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy. Rozumiemy się?
            - Ja…
            - Pytałem, czy się rozumiemy?
            Skinęłam głową, niezdolna do wypowiedzenia ani jednego słowa.
            A potem zawładnął mną. Moim ciałem i moją duszą. Wziął to, po co przyszedł. Wziął mnie. I gdy szczytował, nie wykrzyczał mojego pseudonimu, a prawdziwe imię.
            Phoebe.
            Tego dnia przekroczył próg mojego mieszkania i tym samym zmiażdżył granicę, jaką budowałam przez cały okres mojej pracy. Nigdy nie angażowałam się w żadne związki z klientami. Nigdy wcześniej nie zapraszałam ich do swojego domu, a tym bardziej nie do swojego łóżka.
            Liamowi się udało. I już mogłam odliczać dni do czasu, kiedy tego pożałuję.



Zapraszamy na nasze aski: