wtorek, 17 marca 2015

15.



Ostatnimi czasy moim największym przyjacielem stała się kanapa. Zaraz po niej był pilot do telewizora. Jeszcze nigdy wcześniej tak bardzo nie zbliżyłam się do tej dwójki. Spędzaliśmy razem naprawdę dużo czasu. Staliśmy się niemalże trójkątem miłosnym. Jakkolwiek żałośnie to brzmi.
Nie byłam w stanie wychodzić z domu. I nie chodziło tylko o to, że wszystko mnie bolało. Po prostu wyglądałam fatalnie i dobrze wiedziałam, że straszenie ludzi siniakami na twarzy i reszcie ciała nie było najlepszym rozwiązaniem. Skupiłam się, więc na tym, co umiałam robić najlepiej. Leżałam.
Szkoda tylko, że oglądanie telewizji wcale nie było tak ekscytującym zajęciem. Co więcej, było cholernie nudne. Zdołałam nawet przez ten czas nauczyć się wielu reklam na pamięć. Głupie melodyjki śpiewałam razem z nędznymi aktorami, a bzdurną piosenkę reklamującą proszek do prania nuciłam częściej niżbym tego chciała.
W całej tej sytuacji pocieszająca była tylko Evelyn, która odwiedzała mnie naprawdę często. Przychodziła do mnie kilka razy dziennie i opowiadała o wszelkich bezsensownych rzeczach. Zdradzała najświeższe plotki ze świata i komentowała zachowania moich sąsiadów. Z przerażeniem musiałam przyznać, że z powodu tej otaczającej mnie nudy, nawet to wydawało się ekscytujące.
Z westchnieniem przełączyłam na następny kanał, modląc się, by i tym razem nie uraczono mnie jakąś powtórką. Jakaż to była radość, gdy na ekranie ujrzałam zupełnie nieznane mi show. I gdy już miałam rozkoszować się swoim szczęściem, doszło mnie stukanie do drzwi.
- Po co pukasz, Evelyn? – Krzyknęłam, domyślając się, kto jest moim gościem. Jakby nie patrzeć, dziewczyna była moim jedynym przyjacielem i tylko ona przejmowała się moim losem. W żadnym przecież wypadku nie zamierzałam informować mojej mamy, że coś mi się stało. – Chyba nie myślisz, że wstanę i ci otworzę te cholerne drzwi?
W odpowiedzi jednak rozległo się kolejne pukanie.
- Do diabła z tobą! – Warknęłam, podnosząc się z kanapy. Oczywiście, w akompaniamencie niezliczonych jęków. Póki nie było dziewczyny w środku mogłam sobie pozwolić na uzewnętrznienie bólu. Nie chciałam jej pokazywać, co naprawdę czułam. Musiało jej wystarczyć już samo patrzenie na moją posiniaczoną twarz. – Jeśli zgubiłaś swój komplet kluczy, to następny wyrabiamy już na twój koszt – dodałam, nie szczędząc sobie narzekania na jej niezdarność.
Gdy w końcu podeszłam do drzwi, przekręciłam szybko zamek i otworzyłam je szeroko. Na mojej twarzy widniał grymas, ale był on wynikiem raczej gry aktorskiej, niżeli rzeczywistej złości. Nie potrafiłam naprawdę gniewać się na Ev. Jednak, co istotne, ów grymas nie zniknął, gdy zobaczyłam, kto stoi po drugiej stronie.
- Co ty, do cholery, tu robisz? – Warknęłam.
Jeżeli kiedykolwiek mama uczyła mnie zasad dobrego wychowania i tego, jak powinno się witać gości, w tym momencie zupełnie o tym zapomniałam. Ale proszę, nie bądźcie dla mnie surowi. Myślę, że wiele kobiet zachowałoby się tak, gdyby w zbliżonej sytuacji w progu swojego mieszkania zobaczyły podobną postać.
Podczas gdy ja nie miałam na sobie ani grama makijażu, zakrywającego moje siniaki i ubrana byłam w znoszone i może nawet poplamione dresy, mój gość wyglądał perfekcyjnie. Stał, jedną dłonią oparty o framugę drzwi, przyglądając mi się uważnie. Jego włosy zakrywała szara, materiałowa czapka, ale mogłabym przysiąc, że nawet gdyby ją teraz zdjął, ułożyłby się doskonale. Lekki, kilkudniowy zarost dodawał jego twarzy ostrości, którą w jakiś magiczny sposób łagodziły jego oczy.
- Mój Boże, Phoebe…
Z początku nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Jedną z dłoni, którą wcześniej trzymał w kieszeni jeansowych spodni, przyłożył do swoich ust, tym samym wyrażając swoje niedowierzanie. Po chwili i drugą rękę uniósł do twarzy, wciąż mi się po prostu przyglądając.
- Kto ci to zrobił? – Zapytał, nie kryjąc swojego przerażenia.
W pierwszej chwili nie wiedziałam, o czym mówi. Przez jego widok zupełnie zapomniałam o siniakach zdobiących moją twarz i resztę ciała. Wciąż były fioletowe i niezwykle widoczne. Nie byłam w stanie ich zakryć, dlatego nigdzie nie wychodziłam.
- Nie twoja sprawa, Liam.
Wypowiedzenie jego imienia zagwarantowało mi szereg sprzecznych emocji. Czułam, jak mój głos załamuje się na tym jednym, krótkim słowie, choć jednocześnie był dziwnie piskliwy. Jakbym nie używała go od bardzo dawana. A przecież wciąż gadałam. Jak nie do Evelyn, to do telewizora, próbując przemówić aktorom do rozumu i wyjaśnić jakąś sytuację, choć ci wcale mnie nie słuchali. Podobnie, jak Liam, kiedy kazałam mu wynosić się z mojego życia i już nigdy nie wracać.
- Po co przyszedłeś? – Zapytałam, wciąż stojąc w progu swojego mieszkania. Czułam się dziwnie nieswojo i naprawdę nie wiedziałam, jak powinnam się zachować.
- Wpadłem na Evelyn i – urwał nagle. – Nie wiem, Phoebe. To był po prostu impuls.
Mogłam tak stać w progu mieszkania i rozmawiać z nim bez żadnego sensu, albo mogłam go wyprosić stąd i udawać, że ta wizyta nie miała miejsca. Wybrałam tę drugą opcję. Tak było lepiej dla mojego serca.
- Do widzenia – oznajmiłam surowo, po czym złapałam za klamkę, by zamknąć drzwi.
Ale Payne był szybszy. Włożył stopę do środka, uniemożliwiając mi ich zamknięcie. I jakby tego było mało, nieco pchnął je w moją stronę, dzięki czemu mógł prześlizgnąć się do mieszkania.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram – odpowiedział. Był stanowczy. Wiedział, po co tu przyszedł i w żadnym razie nie miał zamiaru się wycofać.
- Co ty, do diaska, tu robisz? – Krzyknęłam, po raz kolejny próbując z niego wydusić prawdę. Problem polegał na tym, że nawet on takowej nie znał.
- Nie wiem, Phoebe. Nie mam pojęcia. Po prostu potrzebowałem cię zobaczyć. Chciałem… - Zrobił krok w moją stronę, ale momentalnie się cofnęłam.
- Nie dotykaj mnie.
Liam westchnął. Był bezradny i zdezorientowany.
- Kto ci to zrobił? – Zapytał po raz kolejny. Z tą samą uwagą, co chwilę temu, śledził moją twarz. Przyglądał się każdemu siniakowi, każdemu najmniejszemu zadrapaniu. I niesamowicie mnie to przerażało.
- Kto ci to zrobił?! – Tym razem nie miał zamiaru przyjmować żadnych wymijających odpowiedzi. Ale ja również nie chciałam się poddać. Złość we mnie rosła z każdą następną sekundą. I byłam niewiarygodnie bliska wybuchu.
- Domyśl się – prychnęłam, nie mogąc uwierzyć w jego naiwność. – Po części to przecież twoja zasługa.
Trafiłam. Mocno i boleśnie. Kto wie, czy czasem nie znalazłam jego czułego punktu.
- Słucham?
- Liam, to naprawdę urocze, że się tak o mnie martwisz, ale ja nie potrzebuję twojej litości. Jestem w stanie zadbać sama o siebie. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałabym w spokoju spędzić ten wieczór.
Pokręcił głową w zdezorientowaniu, po czym przyłożył obie dłonie do twarzy, wzdychając głęboko. Wiedziałam, że nie było mu łatwo, ale nie miałam zamiaru mu tego upraszczać. Był odpowiedzialny za dziurę w moim sercu i chciałam, żeby, choć przez chwilę zobaczył, jak to jest. Być może byłam bezlitosna, ale to wydawało mi się naprawdę pomocne. Jakby czyjś ból miał uśmierzyć mój własny.
Absurd!
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać – oznajmił po chwili. - Tym razem szczerze i bez żadnych niedomówień.
- Doprawdy? – Zaśmiałam się. – Myślę, że Sophii nie spodoba się to, że tutaj jesteś. Może lepiej biegnij do niej i mydl jej oczy, ale nie rób tego ze mną.
Byłam przekonana, że ta dwójka wróciła do siebie. Przecież razem wyglądali tak perfekcyjnie. Byli stworzeni dla siebie. Ale to, co chwilę później usłyszałam, kompletnie zbiło mnie z pantałyku.
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza – wyznał, zakładając ręce na piersiach. – Myślałem, że będziesz tą nieliczną osobą, która nie będzie wierzyć we wszystko, o czym mówi prasa. Nie wróciłem wtedy do Sophii. Pojawiła się w Manchesterze, bo Zayn ją tam ściągnął. Wcale mi się to nie podobało, bo jedyne, o czym wtedy myślałem, to ty. Chciałem mieć cię tylko dla siebie i rozkoszować się każdą sekundą. Ale zaraz po naszej rozmowie, pojawiła się Smith, błagając o drugą szansę. Nie otrzymała jej.
Przyglądałam się Liamowi, czując się jak największa idiotka. Jego słowa niemiłosiernie wirowały w mojej głowie, próbując mi uzmysłowić, że popełniłam ogromny błąd.
- Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko, to tylko i wyłącznie jakieś nieporozumienie?
Payne wzruszył ramionami i po raz kolejny obrzucił mnie tym przenikliwym spojrzeniem. Nie wiedziałam, czy bardziej mnie to przerażało, czy podniecało. A może jedno i drugie?
- Czy wszystko, tego nie wiem. Czas, więc na to, byś ty w końcu oświeciła mnie swoją częścią historii.
Pokiwałam głową, po czym wskazałam gestem ręki, by przeszedł do salonu. Oczywiście, nie zawahał się ani chwili. Był niezwykle pewny siebie i do tego czuł się w moim mieszkaniu naprawdę swobodnie.
Zajął miejsce na kanapie, czekając, aż ja usiądę naprzeciwko niego.
- Zacznijmy od najważniejszego – zażądał. – Kto ci to zrobił?
Wiedziałam, że nie ustąpi. Musiałam wyjść mu z wyjaśnieniami naprzeciw.
- Gdy zaproponowałeś mi, bym była twoja na wyłączność, nie zgodziłam się. Nie, dlatego, że nie chciałam. Uwierz, w jakiś pokręcony sposób podobał mi się pomysł, że mogłabym do ciebie należeć. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, ale chyba naprawdę chciałam być kogoś. Wiesz, poczuć się potrzeba i chciana.
Liam patrzył na mnie cierpliwie i słuchał. Czekał na dalsze wyjaśnienia.
- Powiedziałam o tym swojemu szefowi. Myślałam, że nie będzie miał nic, przeciwko, bo proponowałeś dobrą cenę, ale myliłam się. Powiedział, że kilkoro klientów chce mnie jeszcze poznać i nie wyraża zgody na ten głupi układ. Naprawdę się wściekł.
- Wtedy, kiedy wszedłem do łazienki i starałaś się zamaskować swój posiniaczony policzek… - Przypomniał sobie. - To on cię wtedy uderzył, prawda? To była jego sprawka?
Pokiwałam głową, zauważając, jak wszystkie mięśnie Liama się napinają.
- Skur…
- Obiecałam mu, że nie wejdę z tobą w żaden układ. Co więcej, obiecałam, że już więcej się z tobą nie spotkam. Ale ty byłeś naprawdę przekonujący tamtej nocy – dodałam, ledwie widocznie uśmiechając się do wspomnień. – Groźby Martina przestały dla mnie istnieć. Byłam pewna, że jakoś to pogodzę.
- Ale Martin się dowiedział – dopowiedział dalej, spoglądając na mnie ze współczuciem. – Byłaś z tym na policji?
Prychnęłam głośno, oburzona jego pomysłem.
- I co im powiem? „Panowie, skujcie w kajdany mojego alfonsa, bo mnie uderzył?” Liam, w jakim ty świecie żyjesz? Jestem zwykłą dziwką!
- Nie mów tak – zaprotestował.
- Dlaczego? To przecież prawda…
Payne oparł łokcie na udach i na chwilę schował twarz w swoich dłoniach.
- Nie powinnaś teraz leżeć w szpitalu? Nie wyglądasz najlepiej.
- Dzięki.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli.
Rozejrzałam się po pokoju, poszukując ratunku. Nie miałam pojęcia, dlaczego mu o tym wszystkim powiedziałam. Nie należałam do zbyt wylewnych osób, a swoje sprawy zawsze zatrzymywałam dla siebie. Jednak, Liam miał w sobie coś, co mówiło mi, że mogę mu zaufać. Że mogę powierzyć mu każdą tajemnicę.
- Gdybym tylko wiedział… - Warknął, ze złością uderzając pięścią w materiał kanapy.
- To, co? Co byś wtedy zrobił? – Pokręciłam głową w bezsilności. – To sprawa pomiędzy mną a Martinem. Pozwól, że sama się tym zajmę. Nie chcę, żebyś w cokolwiek się mieszał.
Payne momentalnie zerwał się z miejsca.
- Nie ma mowy! Nigdy więcej nie spotkasz się z tym gościem – syknął przez zaciśnięte zęby. Dopiero po chwili, nieco spokojniej, dodał: – Od dzisiaj wszędzie będziesz chodzić z moim ochroniarzem. I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Już postanowiłem.
Ja również podniosłam się z kanapy.
- To bardzo miłe z twojej strony – zaczęłam. – Ale nie mogę się na to zgodzić. Nie mogę pozwolić, byś ryzykował swoją karierę i swoje dobre imię dla osoby takiej jak ja. Gdyby media się dowiedziały…
- Nie obchodzi mnie to!
- A powinno!
Jeszcze kilka minut temu starałam się zapomnieć o Liamie Paynie i żyć dalej. Teraz wpatrywałam się w jego przystojną twarz i piękne oczy, które wyrażały ogromną troskę o moją osobę. Tego dnia pokazał mi zbyt wiele. Ujawnił swoje uczucia, choć w istocie wcale ich nie nazwał. Ale ja tego nie potrzebowałam. Miałam w głowie coś znacznie bardziej przejmującego.
Zapominając o całym bożym świecie, zrobiłam krok w stronę Payne’a, potem następny i jeszcze kolejny. Zatrzymałam się tuż przed nim. Dzieliło nas kilka centymetrów, a dziwne napięcie zdawało się rosnąć z każdą następną sekundą. Powietrze nagle stało się bardziej gęste, a ładunki elektryczne wydawały się przeskakiwać z niego na mnie i odwrotnie, próbując nas w jakiś irracjonalny sposób połączyć. A ja temu uległam.
Nie tracąc ani chwili dłużej, złapałam klapy kurtki Liama i przyciągnęłam go bliżej siebie. Musiałam jednak stanąć na palcach, by dosięgnąć jego ust, ale w żadnym razie mi to nie przeszkadzało.
Pocałowałam go.
Mocno i zachłannie. Nie miałam czasu na jakieś czułe i delikatne całusy. Nie, gdy wydawało mi się, że jeszcze moment, a wybuchnę.
- Phoebe… - westchnął w moje usta.
- Zamknij się, Payne – zaśmiałam się cicho, przyciągając go jeszcze bliżej. Jakby to w ogóle było możliwe. – Po prostu mnie całuj.
Posłuchał. A nawet poszedł krok dalej, bo zaledwie chwilę później jego kurtka leżała już na ziemi. Tak samo, jak koszulka i moje dresy.
Całował niewiarygodnie. Miał niezwykle uzdolnione usta. I chociaż wiedziałam już o tym wcześniej, teraz mogłam w pełni potwierdzić tę informację.
- Od teraz już naprawdę jesteś moja. Na wyłączność – oznajmił pewnie. Odsunął się na chwilę, by móc na mnie spojrzeć. – Gdzie się nauczyłaś tak całować? – Zapytał kąśliwie, puszczając mi oczko.
Wtedy wiedziałam to już na pewno.

Niezaprzeczalnie i nieodwołalnie zakochałam się w Liamie.
~*~
Hejka!
Niezapominajka z tej strony.
Kto jest zachwycony tym rozdziałem?! Ja! Napisała go Charlie i wręcz go ubóstwiam! Gratulacje kochana, kłaniam się nisko <3
#Piam!
Gdybyście były również zainteresowane to na moim osobistym blogu również pojawił się nowy odcinek Marked, a na Wattpadzie za chwil kilka dodam nowy odcinek Illusion. Serdecznie zapraszam!
A teraz lecę spać, bo rano trzeba wstać xD
Całuję <3