Czarna, londyńska taksówka
zaparkowała pod wielką bramą ośrodka opiekuńczego. I zdaje się,
że pierwszy raz w życiu nie cieszyłam się na wizytę u mamy. A
chyba powinnam, prawda?
Szczególnie, że Chris stał kilka kroków dalej, opierając się o maskę swojego potężnego, terenowego auta. Szeroko się uśmiechał, szokując nie tylko tym, ale również swoją punktualnością.
Szczególnie, że Chris stał kilka kroków dalej, opierając się o maskę swojego potężnego, terenowego auta. Szeroko się uśmiechał, szokując nie tylko tym, ale również swoją punktualnością.
- Mogłeś, chociaż się ogolić.
Mama nie widziała cię od dwóch lat, a ty wyglądasz jak najgorszy
gangster, na miłość boską.
- Odezwała się – prychnął.
– Zzieleniałaś z zazdrości, czy to twój naturalny kolor?
W ramach odpowiedzi wywróciłam
oczami i wyminęłam brata. Nie miałam siły na jego dziecinny humor
i głupie zaczepki. Myślami byłam w zupełnie innym miejscu.
Próbowałam wyobrazić sobie reakcję Liama na wiadomość o ciąży.
„Zabawne” żarciki Evelyn tak głęboko zakorzeniły się w mojej
głowie, że nie byłam w stanie skupić się na czymś konkretnym.
Choć sam fakt wydawał mi się dość niedorzeczny, to w pewnym
stopniu możliwy, ponieważ nie wszystko w naszym związku było
bezpieczne.
Nie musiałam obracać się za
swoim towarzyszem, bo wyraźnie słyszałam, jak szurał butami.
Zawsze tak robił i nie dało się o tym zapomnieć. Z tego powodu
najczęściej przyłapywałam go na podsłuchiwaniu pod drzwiami
mojego pokoju. Był uporczywym dzieckiem, nieznośnym nastolatkiem, a
teraz stanowi doskonały przykład bezczelnego do granic możliwości
mężczyzny, który jednym susem wyprzedził moją sylwetkę i wcale
nie trudnił się tym, aby otworzyć przede mną drzwi. Mało tego,
puścił je na mnie i byłam zmuszona do wykonania uniku. Prychnęłam
pod nosem, mrucząc coś o manierach, ale nie zrobiło to na Chrisie
nawet najmniejszego wrażenia.
Za to zajął się czymś
zupełnie innym. Gdy kilka sekund później przekroczyłam próg, już
zagadywał pielęgniarki, posyłając w ich stronę banalne
komplementy. A one były całkowicie zaabsorbowane jego osobą. W
żadnym razie mnie to nie dziwiło. Kobiety od zawsze lgnęły do
mojego brata i jakoś specjalnie się z tym nie kryły. Jego
chłopięcy urok, ukryty pod otoczką niegrzecznego faceta był
niewątpliwie pociągający, a on na tym sporo zyskiwał. Jednym
uśmiechem potrafił załatwić wszystko.
- Chodź już – zawołałam za
nim, już nie pierwszy raz wywracając oczami. – Mama na pewno na
nas czeka.
Zanim jednak Christopher mnie
posłuchał minęło kilka chwil. Nie żebym spodziewała się jego
natychmiastowej reakcji, ale mógł chociaż udawać, że dzisiejsza
wizyta znaczy dla niego coś więcej.
- Nie na nas – zajęczał, gdy
już raczył mnie dogonić. – Ja jestem tutaj prezentem -
niespodzianką.
- Nie pochlebiaj sobie. Jestem ci
wdzięczna za zapłacenie rachunków za ośrodek, ale nie przesadzaj.
Nie jesteś pępkiem świata – warknęłam niekontrolowanie.
Drażniło mnie jego niedojrzałe
zachowanie. Był tak lekkomyślny, że często zastanawiałam się,
jakim cudem jeszcze żyje, prowadząc swoje ryzykowne interesy. W
milczeniu dotarliśmy do pokoju, który należał do naszej
rodzicielki i zajrzeliśmy do środka. Staruszka siedziała w swoim
ulubionym fotelu i wyszywała coś na skrawku materiału. Była tak
pochłonięta ręcznymi robótkami, że nie zauważyła, jak
podeszłam i objęłam ją od tyłu ramionami.
- Cześć mamo – powiedziałam
radośnie, całując jej zaróżowiony policzek. – Przyprowadziłam
ci gościa – oznajmiłam, stając naprzeciw niej. Pomogłam jej
wstać i obserwowałam, jak odwraca się w stronę swojego syna. Jej
wzrok spoczął na nim, przez chwilę wyglądała tak, jakby
odszukiwała w pamięci imię pasujące do postaci, którą widzi.
Bardzo powoli zbliżyła się do
Chrisa i dotknęła jego twarzy. Czuły, matczyny gest sprawił, że
na jego buzi zagościł dziwny grymas. Zdecydowanie nie był do tego
przyzwyczajony.
- Elliot?
Zamarłam. Elliot to nasz zmarły
ojciec.
Czułam, jak serce podchodzi mi
do gardła, a ciało sztywnieje. Nie wiedziałam, czego powinnam bać
się bardziej – reakcji Chrisa, czy tego, jak wytłumaczę to
wszystko mamie.
- Nie, mamo – odpowiedział
spokojnie chłopak, kompletnie mnie przy tym zaskakując. Nie miałam
pojęcia, jak zareaguje, ale z pewnością nie spodziewałam się
łagodnego tonu i wyrozumiałego spojrzenia. – To ja, Christopher.
Twój syn.
Zapadła cisza.
Erin przez długą chwilę
wpatrywała się w niego, jakby analizowała jego słowa. Aż w końcu
zabrała swoją dłoń, odwróciła się na pięcie i z powrotem
powędrowała do swojego fotela.
- Długo cię u mnie nie było,
Elliot – dodała, zupełnie nie zważając na słowa Chrisa. –
Myślałam, że już o mnie zapomniałeś.
- Mamo – zaczęłam,
stwierdzając, że to odpowiedni moment, by się w końcu wtrącić.
– Pamiętasz Chrisa? Swojego syna?
Choroba mamy niewątpliwie była
problemem, ale starałam się jakoś sobie z tym radzić. Nie było
łatwo, szczególnie, że nigdy nie mogłam przewidzieć nastroju
swojej rodzicielki. Raz przychodziłam i Erin była roześmiana, w
pełni sił, drugiego dnia zupełnie traciła kontakt z
rzeczywistością.
- Córeńko, mój syn by mnie nie
odwiedził – wytłumaczyła spokojnie, spoglądając na mnie z
pretensją. Zerknęłam na swojego brata i zaobserwowałam
zakłopotanie błąkające się po jego obliczu. – Kochanie, podaj
mi herbaty, proszę – znów zwróciła się do mnie.
Podeszłam do stolika,
znajdującego się w kącie, chwyciłam ucho dzbanka i nalałam
brązowej cieczy do ukochanego kubka mamy. Zdążyłam zrobić dwa
kroki i niespodziewanie zakręciło mi się w głowie. Kolejny raz w
ciągu krótkiego czasu. Christopher szybko znalazł się obok mnie,
zabrał naczynie i oddał je kobiecie. Podtrzymał moje osłabione
ciało i posadził na pobliskiej sofie.
- Dobrze się czujesz? Może
otworzę okno, co? – Dawno nie widziałam tak zatroskanego Walkera.
Nie chciałam być złośliwa, dlatego przyjęłam jego pomoc i
pokiwałam głową, czekając aż wpuści do pomieszczenia trochę
świeżego powietrza.
- Skarbie, jesteś taka blada –
odezwała się mama. – Jadasz coś w ogóle? Na pewno żywisz się
tylko tym całym śmieciowym jedzeniem. – Pogroziła mi palcem,
wciąż ignorując obecność swojego drugiego dziecka.
- Dbam o siebie – powiedziałam
stanowczo. - A Chris naprawdę tutaj jest. Wiem, że dawno go nie
widziałaś, ale przyjrzyj się. To on – wskazałam na brata, a
kobieta znów uraczyła go powłóczystym spojrzeniem.
Brunet kucnął przed nią i
pozwolił, aby dotknęła jego dłoni. Uśmiechnęła się ciepło,
co odrobinę mnie uspokoiło. Teraz powinno już być tylko lepiej.
♥♥♥
Podczas, gdy Phoebe zmagała się
z następstwami choroby swojej mamy, Liam postanowił spędzić
trochę czasu ze swoimi przyjaciółmi. Doszedł do wniosku, że
zaniedbał ich prywatne relacje, skupiając się na bezpieczeństwie
i dobrym samopoczuciu swojej dziewczyny. Fakt, że przebywał z nimi
w trakcie prób, czy koncertów traktował, jako spotkania służbowe,
a brakowało mu po prostu męskiego towarzystwa. Ucieszył się,
kiedy akurat wszystkim pasował termin. Umówili się w nowym
mieszkaniu Harry'ego z zamiarem tak zwanego „ochrzczenia” go.
W piątkę siedzieli w ogromnym
salonie kędzierzawego, podrygując w rytm kawałków, które
wydobywały się z głośników. Popijali drogie trunki i żartowali,
jak zawsze zresztą. Niall spierał się z Louisem, który klub
piłkarski jest w obecnej chwili lepszy, Styles donosił przekąski z
kuchni, a Malik i Payne rozprawiali o życiu w związkach. Już
dawno nie było między nimi takiej swobody, jak teraz. Odkąd brunet
poskromił swoją niechęć w stosunku do partnerki przyjaciela i
wyrażał się o niej w bardziej pozytywnych słowach, nie mieli
powodów, aby się kłócić.
Ogólnie cały skład był w
dobrej formie i im mocniej się upijali, tym głupsze pomysły
przychodziły im do głów. Najmłodszy, słysząc ulubioną piosenkę
zaczął żwawo podskakiwać i śpiewać na całe gardło. Zayn
obserwował go z rozbawieniem, a Horan duszkiem wypił resztę
swojego piwa i wyzwał tańczącego kolegę na pojedynek. Nogi
plątały im się niemiłosiernie, ale z uporem osła udawali, że
wszystko gra. Nieskoordynowane figury wiele razy zagroziły figurkom
ozdabiającym półki, które znajdowały się w zasięgu ich ramion,
ale na całe szczęście nic się nie potłukło.
- Leeyum, sztywniaku! - zawołał
Hazza. - Zapomniałeś, jak się ruszać?
- Póki, co ćwiczy jedynie ruchy
kopulacyjne – zażartował Tomlinson, rozkładając się wygodniej
na fotelu.
- To było chamskie! - odezwał
się szatyn. - Ale całkiem trafne – dodał, śmiejąc się.
- Mając taką dziewczynę w
domu, nie wypuszczałbym jej z łóżka – rozmarzył się Niall,
sięgając po kufel z piwem.
- Koniecznie chcesz mnie
sprowokować, co nie? - Payno zmrużył oczy, upijając łyk whisky.
- Zmiotę cię z powierzchni ziemi – oznajmił z mocą. Po chwili
wstał i stanął naprzeciw Niallera. Obaj się śmiali, gdy blondyn,
chcąc wyglądać agresywnie, wypchnął do przodu klatkę piersiową,
odrzucając ramiona w tył.
Tym jednym gestem wywołał
nieplanowaną bitwę taneczną. Harry usunął się z drogi i zajął
odległe, bezpieczne miejsce. Przeciwnicy ani na chwilę nie tracili
dobrego humoru, wygłupiając się i tworząc coraz to bardziej
skomplikowane choreografie. Od samego patrzenia na nich można było
zejść na zawał. Ze śmiechu oczywiście.
Pech, jednak chciał, że popisy
jednego z panów zostały przerwane przez niefortunny upadek. Liam
usiłował zrobić coś, co miało przypominać przeskok w gwiazdę,
ale nie zdążył wysunąć ręki żeby się podtrzymać i z hukiem
upadł na drewniane panele. Muzyka ucichła, jak na zawołanie, a
pomieszczenie wypełnił gardłowy jęk bólu. Koledzy natychmiast
okrążyli chłopaka z zamiarem niesienia pomocy. Zayn i Louis powoli
i ostrożnie podnieśli go z podłogi i posadzili na sofie. W
międzyczasie okazało się, że Payno ma najprawdopodobniej złamaną
kość w lewym przedramieniu, ponieważ nie mógł ruszyć tą
kończyną. Panika dała się we znaki wszystkim, przecież w razie
poważniejszego urazu, szatyn byłby wykluczony z występów, a na to
nie mogli sobie pozwolić.
- Bardzo cię boli? - spytał
gospodarz imprezy.
- Jak cholera – prychnął,
wypuszczając głośno powietrze.
- Trzeba go zawieźć do szpitala
– oświadczył Lou i sięgnął po swoją komórkę. - Wezwę
Alberto.
- Musimy to zrobić po cichu.
Jeśli ten głupi wypadek rozniesie się po mediach, to dopiszą do
tego własną historyjkę. Wystarczy nam sensacji na jakiś czas –
udzielił się Malik.
- Lepiej zadzwońcie do Phoebe.
Będzie się martwiła – wyjęczał poszkodowany, przytrzymując
obolałą część ciała przy sobie.
- Załatwimy to już na miejscu –
odparł brunet. - Niall, weź jego kurtkę i schodzimy do garażu –
zarządził. Widział grymas na twarzy przyjaciela i chciał, jak
najszybciej i najsprawniej dowieźć go do lekarza, który ulży mu w
cierpieniu.
Przejazd przez miasto zajął im
niesamowicie mało czasu, dostali się do szpitala, który
szczególnie dbał o prywatność swoich pacjentów i był znany z
dyskrecji. Ochroniarz podwiózł ich pod tylne wejście, a stamtąd
Liam został zabrany na wózku do jednej z sal. Przyjaciele musieli
niestety poczekać na korytarzu, ale martwili się już znacznie
mnie, ponieważ fachowa pomoc w końcu zostanie chłopakowi
udzielona.
Zaniepokojony Zayn kręcił się
w tą i z powrotem, bijąc się z myślami. Obiecał kumplowi, że
powiadomi jego dziewczynę o całym zajściu, ale uświadomił sobie,
że nie za bardzo potrafi z nią rozmawiać. Nie czuł się jeszcze
komfortowo w kontaktach z Walker i to utrudniało sprawę, ale
przekonał się do tego pomysłu, gdy przypomniał sobie o zwijającym
się z bólu szatynie. Powinien to dla niego zrobić i przestać
zachowywać się, jak dziecko.
I właśnie na rozdział tego opowiadania miałam dzisiaj ochotę! (Cóż, najchętniej czytałabym je codziennie xD)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, co może się dziać z Phoebe. Jak już mówiłam - mam nadzieje, że to nie ciąża. Moim zdaniem trochę jej dużo w ff. A po Was mogę spodziewać się wszystkiego :D
Liam taka niezdara. Widzę nawiązanie do jego złamanej ręki. Ale to chyba nic poważnego. Bynajmniej tak sądzę ;) wyliże się, jak to mówią xD
Zayn to nadal dupek, ale zaczynam go lubić. Wreszcie zaczyna zauważać nie tylko swój nos. Coś czuje, że on się jeszcze zaprzyjaźni z Phoebe. Będzie musiał xD
Jak zawsze cudowny rozdział, ale nie mogłoby być inaczej w Waszym przypadku.
Buziaki :***
Fajnie,że Zayn coraz bardziej przekonuje się do Phoebe :>
UsuńO i natrafiła się szansa na naprawienie stosunków między Zaynem a Phoebe :>
OdpowiedzUsuń