wtorek, 8 września 2015

21




Czarna, londyńska taksówka zaparkowała pod wielką bramą ośrodka opiekuńczego. I zdaje się, że pierwszy raz w życiu nie cieszyłam się na wizytę u mamy. A chyba powinnam, prawda?
Szczególnie, że Chris stał kilka kroków dalej, opierając się o maskę swojego potężnego, terenowego auta. Szeroko się uśmiechał, szokując nie tylko tym, ale również swoją punktualnością.
- Mogłeś, chociaż się ogolić. Mama nie widziała cię od dwóch lat, a ty wyglądasz jak najgorszy gangster, na miłość boską.
- Odezwała się – prychnął. – Zzieleniałaś z zazdrości, czy to twój naturalny kolor?
W ramach odpowiedzi wywróciłam oczami i wyminęłam brata. Nie miałam siły na jego dziecinny humor i głupie zaczepki. Myślami byłam w zupełnie innym miejscu. Próbowałam wyobrazić sobie reakcję Liama na wiadomość o ciąży. „Zabawne” żarciki Evelyn tak głęboko zakorzeniły się w mojej głowie, że nie byłam w stanie skupić się na czymś konkretnym. Choć sam fakt wydawał mi się dość niedorzeczny, to w pewnym stopniu możliwy, ponieważ nie wszystko w naszym związku było bezpieczne.
Nie musiałam obracać się za swoim towarzyszem, bo wyraźnie słyszałam, jak szurał butami. Zawsze tak robił i nie dało się o tym zapomnieć. Z tego powodu najczęściej przyłapywałam go na podsłuchiwaniu pod drzwiami mojego pokoju. Był uporczywym dzieckiem, nieznośnym nastolatkiem, a teraz stanowi doskonały przykład bezczelnego do granic możliwości mężczyzny, który jednym susem wyprzedził moją sylwetkę i wcale nie trudnił się tym, aby otworzyć przede mną drzwi. Mało tego, puścił je na mnie i byłam zmuszona do wykonania uniku. Prychnęłam pod nosem, mrucząc coś o manierach, ale nie zrobiło to na Chrisie nawet najmniejszego wrażenia.
Za to zajął się czymś zupełnie innym. Gdy kilka sekund później przekroczyłam próg, już zagadywał pielęgniarki, posyłając w ich stronę banalne komplementy. A one były całkowicie zaabsorbowane jego osobą. W żadnym razie mnie to nie dziwiło. Kobiety od zawsze lgnęły do mojego brata i jakoś specjalnie się z tym nie kryły. Jego chłopięcy urok, ukryty pod otoczką niegrzecznego faceta był niewątpliwie pociągający, a on na tym sporo zyskiwał. Jednym uśmiechem potrafił załatwić wszystko.
- Chodź już – zawołałam za nim, już nie pierwszy raz wywracając oczami. – Mama na pewno na nas czeka.
Zanim jednak Christopher mnie posłuchał minęło kilka chwil. Nie żebym spodziewała się jego natychmiastowej reakcji, ale mógł chociaż udawać, że dzisiejsza wizyta znaczy dla niego coś więcej.
- Nie na nas – zajęczał, gdy już raczył mnie dogonić. – Ja jestem tutaj prezentem - niespodzianką.
- Nie pochlebiaj sobie. Jestem ci wdzięczna za zapłacenie rachunków za ośrodek, ale nie przesadzaj. Nie jesteś pępkiem świata – warknęłam niekontrolowanie.
Drażniło mnie jego niedojrzałe zachowanie. Był tak lekkomyślny, że często zastanawiałam się, jakim cudem jeszcze żyje, prowadząc swoje ryzykowne interesy. W milczeniu dotarliśmy do pokoju, który należał do naszej rodzicielki i zajrzeliśmy do środka. Staruszka siedziała w swoim ulubionym fotelu i wyszywała coś na skrawku materiału. Była tak pochłonięta ręcznymi robótkami, że nie zauważyła, jak podeszłam i objęłam ją od tyłu ramionami.
- Cześć mamo – powiedziałam radośnie, całując jej zaróżowiony policzek. – Przyprowadziłam ci gościa – oznajmiłam, stając naprzeciw niej. Pomogłam jej wstać i obserwowałam, jak odwraca się w stronę swojego syna. Jej wzrok spoczął na nim, przez chwilę wyglądała tak, jakby odszukiwała w pamięci imię pasujące do postaci, którą widzi.
Bardzo powoli zbliżyła się do Chrisa i dotknęła jego twarzy. Czuły, matczyny gest sprawił, że na jego buzi zagościł dziwny grymas. Zdecydowanie nie był do tego przyzwyczajony.
- Elliot?
Zamarłam. Elliot to nasz zmarły ojciec.
Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła, a ciało sztywnieje. Nie wiedziałam, czego powinnam bać się bardziej – reakcji Chrisa, czy tego, jak wytłumaczę to wszystko mamie.
- Nie, mamo – odpowiedział spokojnie chłopak, kompletnie mnie przy tym zaskakując. Nie miałam pojęcia, jak zareaguje, ale z pewnością nie spodziewałam się łagodnego tonu i wyrozumiałego spojrzenia. – To ja, Christopher. Twój syn.
Zapadła cisza.
Erin przez długą chwilę wpatrywała się w niego, jakby analizowała jego słowa. Aż w końcu zabrała swoją dłoń, odwróciła się na pięcie i z powrotem powędrowała do swojego fotela.
- Długo cię u mnie nie było, Elliot – dodała, zupełnie nie zważając na słowa Chrisa. – Myślałam, że już o mnie zapomniałeś.
- Mamo – zaczęłam, stwierdzając, że to odpowiedni moment, by się w końcu wtrącić. – Pamiętasz Chrisa? Swojego syna?
Choroba mamy niewątpliwie była problemem, ale starałam się jakoś sobie z tym radzić. Nie było łatwo, szczególnie, że nigdy nie mogłam przewidzieć nastroju swojej rodzicielki. Raz przychodziłam i Erin była roześmiana, w pełni sił, drugiego dnia zupełnie traciła kontakt z rzeczywistością.
- Córeńko, mój syn by mnie nie odwiedził – wytłumaczyła spokojnie, spoglądając na mnie z pretensją. Zerknęłam na swojego brata i zaobserwowałam zakłopotanie błąkające się po jego obliczu. – Kochanie, podaj mi herbaty, proszę – znów zwróciła się do mnie.
Podeszłam do stolika, znajdującego się w kącie, chwyciłam ucho dzbanka i nalałam brązowej cieczy do ukochanego kubka mamy. Zdążyłam zrobić dwa kroki i niespodziewanie zakręciło mi się w głowie. Kolejny raz w ciągu krótkiego czasu. Christopher szybko znalazł się obok mnie, zabrał naczynie i oddał je kobiecie. Podtrzymał moje osłabione ciało i posadził na pobliskiej sofie.
- Dobrze się czujesz? Może otworzę okno, co? – Dawno nie widziałam tak zatroskanego Walkera. Nie chciałam być złośliwa, dlatego przyjęłam jego pomoc i pokiwałam głową, czekając aż wpuści do pomieszczenia trochę świeżego powietrza.
- Skarbie, jesteś taka blada – odezwała się mama. – Jadasz coś w ogóle? Na pewno żywisz się tylko tym całym śmieciowym jedzeniem. – Pogroziła mi palcem, wciąż ignorując obecność swojego drugiego dziecka.
- Dbam o siebie – powiedziałam stanowczo. - A Chris naprawdę tutaj jest. Wiem, że dawno go nie widziałaś, ale przyjrzyj się. To on – wskazałam na brata, a kobieta znów uraczyła go powłóczystym spojrzeniem.
Brunet kucnął przed nią i pozwolił, aby dotknęła jego dłoni. Uśmiechnęła się ciepło, co odrobinę mnie uspokoiło. Teraz powinno już być tylko lepiej.


♥♥♥


Podczas, gdy Phoebe zmagała się z następstwami choroby swojej mamy, Liam postanowił spędzić trochę czasu ze swoimi przyjaciółmi. Doszedł do wniosku, że zaniedbał ich prywatne relacje, skupiając się na bezpieczeństwie i dobrym samopoczuciu swojej dziewczyny. Fakt, że przebywał z nimi w trakcie prób, czy koncertów traktował, jako spotkania służbowe, a brakowało mu po prostu męskiego towarzystwa. Ucieszył się, kiedy akurat wszystkim pasował termin. Umówili się w nowym mieszkaniu Harry'ego z zamiarem tak zwanego „ochrzczenia” go.
W piątkę siedzieli w ogromnym salonie kędzierzawego, podrygując w rytm kawałków, które wydobywały się z głośników. Popijali drogie trunki i żartowali, jak zawsze zresztą. Niall spierał się z Louisem, który klub piłkarski jest w obecnej chwili lepszy, Styles donosił przekąski z kuchni, a Malik i Payne rozprawiali o życiu w związkach. Już dawno nie było między nimi takiej swobody, jak teraz. Odkąd brunet poskromił swoją niechęć w stosunku do partnerki przyjaciela i wyrażał się o niej w bardziej pozytywnych słowach, nie mieli powodów, aby się kłócić.
Ogólnie cały skład był w dobrej formie i im mocniej się upijali, tym głupsze pomysły przychodziły im do głów. Najmłodszy, słysząc ulubioną piosenkę zaczął żwawo podskakiwać i śpiewać na całe gardło. Zayn obserwował go z rozbawieniem, a Horan duszkiem wypił resztę swojego piwa i wyzwał tańczącego kolegę na pojedynek. Nogi plątały im się niemiłosiernie, ale z uporem osła udawali, że wszystko gra. Nieskoordynowane figury wiele razy zagroziły figurkom ozdabiającym półki, które znajdowały się w zasięgu ich ramion, ale na całe szczęście nic się nie potłukło.
- Leeyum, sztywniaku! - zawołał Hazza. - Zapomniałeś, jak się ruszać?
- Póki, co ćwiczy jedynie ruchy kopulacyjne – zażartował Tomlinson, rozkładając się wygodniej na fotelu.
- To było chamskie! - odezwał się szatyn. - Ale całkiem trafne – dodał, śmiejąc się.
- Mając taką dziewczynę w domu, nie wypuszczałbym jej z łóżka – rozmarzył się Niall, sięgając po kufel z piwem.
- Koniecznie chcesz mnie sprowokować, co nie? - Payno zmrużył oczy, upijając łyk whisky. - Zmiotę cię z powierzchni ziemi – oznajmił z mocą. Po chwili wstał i stanął naprzeciw Niallera. Obaj się śmiali, gdy blondyn, chcąc wyglądać agresywnie, wypchnął do przodu klatkę piersiową, odrzucając ramiona w tył.
Tym jednym gestem wywołał nieplanowaną bitwę taneczną. Harry usunął się z drogi i zajął odległe, bezpieczne miejsce. Przeciwnicy ani na chwilę nie tracili dobrego humoru, wygłupiając się i tworząc coraz to bardziej skomplikowane choreografie. Od samego patrzenia na nich można było zejść na zawał. Ze śmiechu oczywiście.
Pech, jednak chciał, że popisy jednego z panów zostały przerwane przez niefortunny upadek. Liam usiłował zrobić coś, co miało przypominać przeskok w gwiazdę, ale nie zdążył wysunąć ręki żeby się podtrzymać i z hukiem upadł na drewniane panele. Muzyka ucichła, jak na zawołanie, a pomieszczenie wypełnił gardłowy jęk bólu. Koledzy natychmiast okrążyli chłopaka z zamiarem niesienia pomocy. Zayn i Louis powoli i ostrożnie podnieśli go z podłogi i posadzili na sofie. W międzyczasie okazało się, że Payno ma najprawdopodobniej złamaną kość w lewym przedramieniu, ponieważ nie mógł ruszyć tą kończyną. Panika dała się we znaki wszystkim, przecież w razie poważniejszego urazu, szatyn byłby wykluczony z występów, a na to nie mogli sobie pozwolić.
- Bardzo cię boli? - spytał gospodarz imprezy.
- Jak cholera – prychnął, wypuszczając głośno powietrze.
- Trzeba go zawieźć do szpitala – oświadczył Lou i sięgnął po swoją komórkę. - Wezwę Alberto.
- Musimy to zrobić po cichu. Jeśli ten głupi wypadek rozniesie się po mediach, to dopiszą do tego własną historyjkę. Wystarczy nam sensacji na jakiś czas – udzielił się Malik.
- Lepiej zadzwońcie do Phoebe. Będzie się martwiła – wyjęczał poszkodowany, przytrzymując obolałą część ciała przy sobie.
- Załatwimy to już na miejscu – odparł brunet. - Niall, weź jego kurtkę i schodzimy do garażu – zarządził. Widział grymas na twarzy przyjaciela i chciał, jak najszybciej i najsprawniej dowieźć go do lekarza, który ulży mu w cierpieniu.
Przejazd przez miasto zajął im niesamowicie mało czasu, dostali się do szpitala, który szczególnie dbał o prywatność swoich pacjentów i był znany z dyskrecji. Ochroniarz podwiózł ich pod tylne wejście, a stamtąd Liam został zabrany na wózku do jednej z sal. Przyjaciele musieli niestety poczekać na korytarzu, ale martwili się już znacznie mnie, ponieważ fachowa pomoc w końcu zostanie chłopakowi udzielona.

Zaniepokojony Zayn kręcił się w tą i z powrotem, bijąc się z myślami. Obiecał kumplowi, że powiadomi jego dziewczynę o całym zajściu, ale uświadomił sobie, że nie za bardzo potrafi z nią rozmawiać. Nie czuł się jeszcze komfortowo w kontaktach z Walker i to utrudniało sprawę, ale przekonał się do tego pomysłu, gdy przypomniał sobie o zwijającym się z bólu szatynie. Powinien to dla niego zrobić i przestać zachowywać się, jak dziecko.

3 komentarze:

  1. I właśnie na rozdział tego opowiadania miałam dzisiaj ochotę! (Cóż, najchętniej czytałabym je codziennie xD)
    Nie mam pojęcia, co może się dziać z Phoebe. Jak już mówiłam - mam nadzieje, że to nie ciąża. Moim zdaniem trochę jej dużo w ff. A po Was mogę spodziewać się wszystkiego :D

    Liam taka niezdara. Widzę nawiązanie do jego złamanej ręki. Ale to chyba nic poważnego. Bynajmniej tak sądzę ;) wyliże się, jak to mówią xD

    Zayn to nadal dupek, ale zaczynam go lubić. Wreszcie zaczyna zauważać nie tylko swój nos. Coś czuje, że on się jeszcze zaprzyjaźni z Phoebe. Będzie musiał xD

    Jak zawsze cudowny rozdział, ale nie mogłoby być inaczej w Waszym przypadku.
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie,że Zayn coraz bardziej przekonuje się do Phoebe :>

      Usuń
  2. O i natrafiła się szansa na naprawienie stosunków między Zaynem a Phoebe :>

    OdpowiedzUsuń