czwartek, 6 sierpnia 2015

20.



Nie byłam przeciętną kobietą. Nie miałam idealnego życia, ani typowych problemów. I z pewnością przyzna to każdy, kto tylko spojrzy na ostatnie pięć lat mojej egzystencji. Jednak w tym całym bałaganie była pewna normalność. Wprowadzała ją moja najlepsza przyjaciółka - Evelyn. Przebywanie w jej towarzystwie naprawdę mi pomagało. Co oczywiście wcale nie oznaczało, że Ev była przeciętniakiem. O nie! Tę dziewczynę można było określić wielorako, ale słowo „przeciętna” z pewnością tutaj nie pasowało.
Ona żyła w sposób, którego jej zazdrościłam. Była beztroska (można nawet powiedzieć, że szalona w swojej beztrosce), pełna energii i niezwykle otwarta. Kochała żyć. I - co nas kompletnie różniło - zawód, którego się imała w żaden sposób jej nie przeszkadzał. Była szczera i właśnie dzięki owej szczerości zyskała we mnie tak wielkiego przyjaciela. Nigdy nikogo przed sobą nie udawałyśmy, ani nie mówiłyśmy tego, co było po prostu przyjemne dla ucha. Przy niej mogłam być sobą i zawsze miałam pewność, że mnie zaakceptuje.
Nie dziwne, więc, że po wydarzeniach wczorajszego dnia od razu pobiegłam do jej mieszkania, prawda?
- Jesteś niemożliwa - oznajmiła z pełną powagą moja przyjaciółka. W między czasie postawiła butelkę wina na szklanym stoliku, znajdującym się przed sofą, na której siedziałam. Dziewczyna jednak była tak zdezorientowana tym wszystkim, co przed chwilą usłyszała, że nie była w stanie choć na chwilę gdziekolwiek posadzić swojej (jakby nie patrzeć) naprawdę zgrabnej pupy. - Jak mogłaś coś takiego powiedzieć tym smarkulom?
- Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło - wyjaśniłam szybko. - Zupełnie tego nie przemyślałam.
- W tej kwestii nie będę się z tobą spierać - powiedziała, wzruszając ramionami. Evelyn była lekko podminowana, ale nie winiłam jej za to. Jak zawsze, przyjmowała na siebie moje problemy. - Lepiej powiedz, co na to Liam.
Przełknęłam głośno ślinę. Na szczęście Evelyn nie zauważyła mojej reakcji, gdyż była zbyt zajęta rozlewaniem wina do dwóch kieliszków.
- On o niczym nie wie - odpowiedziałam po dłuższej chwili.
- Słucham?
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Wczoraj przyznałaś się przed jakimś smarkulami, że „kochasz” ich idola i twierdzisz, że Liam nie ma o tym bladego pojęcia?
Potwierdziłam skinieniem głowy.
- Dziewczyno, w jakich czasach ty żyjesz? Zdajesz sobie sprawę, że istnieje coś takiego, jak Twitter i Facebook, prawda?
Mimowolnie się skrzywiłam.
Jak mogłam nie wziąć tego pod uwagę? To, że ja nie korzystałam z żadnych portali społecznościowych nie oznaczało jeszcze, że reszta świata pozostaje na takie rzeczy obojętna.
- Ev, podaj mi swój komputer.
Moja przyjaciółka pokręciła energicznie głową.
- Nie ma mowy!
- Nie pytam przecież o twoje pozwolenie - jęknęłam, podnosząc się z kanapy i kierując w stronę sypialni, gdzie zwykł leżeć jej laptop. - Jak nie chcesz ruszyć tyłka, to sama go przyniosę.
- Nie o to mi chodziło - zawołała. - Po prostu uważam, że to głupie.
Chyba nie sądziła, że była w stanie mnie przekonać do zmiany zdania?
- Wspaniała, bardzo mądra i inspirująca artystka powiedziała kiedyś, że sprawdzanie tego typu rzeczy jest zupełnie bez sensu! - Kontynuowała, nie tracąc zapału. - Tylko człowiek niepotrzebnie się denerwuje, a przecież i tak nic dobrego z tego nie wyniknie! Nie przejmuj się tym, co napiszą te głupie smarkule. Bądź ponad to!
Weszłam do wielkiej sypialni Evelyn i od razu sięgnęłam po srebrny laptop z masą najróżniejszych naklejek znajdujących się na jego obudowie. Nie tracąc czasu na powrót do salonu od razu włączyłam sprzęt.
- Niby, jaka artystka? - Prychnęłam.
Evelyn się zawahała.
- Britney Spears - odpowiedziała, starając się nie nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego.
Oczywiście, Ev i jej mądrości rodem z czasopism.
- Phoebe, opamiętaj się - jęczała dalej. - Nic dobrego ci to nie przyniesie. Jedynie poczujesz się gorzej.
Spojrzałam znad ekranu na Evelyn.
- W takim razie pomóż mi dobić się tymi kilkoma informacjami - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
Moja ciemnowłosa przyjaciółka pokręciła z dezaprobatą głową. Postanowiła jednak odrzucić swoje wszystkie (bez wątpienia) trafne argumenty na bok i zająć miejsce obok mnie.
- Daj mi to - powiedziała naburmuszonym głosem. - Ty pewnie nawet nie wiesz, jak korzystać z Twittera.
I chociaż zupełnie nie było mi do śmiechu, to jakimś cudem się roześmiałam. Niestety, jak się okazało chwilę później, musiałam na dobre porzucić wszystkie oznaki wesołości.
Smarkule - jak to określała je Evelyn - nie tylko umieściły informację o moim wyznaniu na Twitterze, ale również (zapewne mimowolnie) sprawiły, że stałam się tematem numer jeden na tym portalu.
Wszyscy mówili o Phoebe. Nazywali mnie dziwką (co nie było wcale tak dalekie od prawdy), dopisywali najróżniejsze historie o moim życiu, wyśmiewali rodzinę i starali upokorzyć. A przecież wcale mnie nie znali. Wiedzieli o mnie tyle, co nic. A mimo to stwierdzili, że mają prawo mnie oceniać.
Nie wiedzieli, co łączyło mnie z Liamem, a wypowiadali się na temat naszego związku. Twierdzili, że jestem dla niego ciężarem. Że go wykorzystuję, psuję mu opinię i niszczę karierę. Może mieli racje? Może faktycznie byłam tym szkodliwym pierwiastkiem, który psuł wszystko, czego tylko się dotknął?
- Nie czytaj tego - prosiła dalej Evelyn.
Ale ja jej nie słuchałam.
Wertowałam każdy artykuł, śledziłam tweety i wśród tysięcy postów nie mogłam się doszukać ani jednego dobrego słowa. Nikt się za mną nie wstawił. Nikt. Ale nie wiem, czemu się dziwiłam. W końcu, czy można powiedzieć coś dobrego o prostytutce?
W pewnym momencie nie mogłam już tego znieść.
Szybko odsunęłam od siebie komputer, odskakując od niego, jakby parzył. A potem było już tylko gorzej.
Zasłoniłam usta dłonią i w te pędy pobiegłam w stronę łazienki. Z impetem otworzyłam drzwi, rzuciłam się na podłogę i uklękłam przy toalecie.
Ten wieczór nie skończył się dla mnie dobrze.


~*~


- Może powinnaś iść do lekarza? - zagaiła Evelyn, kładąc się obok mnie na łóżku.
Upłynęło kilka godzin od mojego pierwszego incydentu w toalecie, ale miniony czas wcale nie sprawił, że czułam się lepiej. Byłam zupełnie bezsilna.
- Pewnie czymś się zatrułam. - Wzruszyłam ramionami chcąc zbagatelizować sprawę.
- Tak, na pewno. Tym jadem z Twittera.
Uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki. A przynajmniej miałam nadzieję, że to, co zrobiłam przypominało uśmiech.
- Liam wysłał ci wiadomość - oznajmiła ciemnowłosa, podając mi mój telefon.
Co zabawne, wieść o tym wcale mnie nie ucieszyła. Żołądek momentalnie mi się ścisnął i przez chwilę miałam wrażenie, że będę musiała ponownie rzucić się biegiem w stronę łazienki. Chwilowy kryzys jednak przeszedł, gdy Evelyn poklepała mnie po ramieniu.
- Możesz zostać u mnie na noc, jeśli chcesz - zaproponowała. - Powiedz mu, że mam kryzys i musisz mnie ratować.
Może w życiu nie spotkało mnie wiele dobrego, ale Evelyn z pewnością była dobrą rekompensatą za wszystkie życiowe dramaty.
- Tylko nie pisz mu, że rzygałaś - zaśmiała się, podnosząc z łóżka. - Jeszcze pomyśli, że jesteś w ciąży, czy coś. Przybiegnie tutaj i zepsuje nasz śmierdzący wymiocinami, babski wieczór.
Ev wyszła z sypialni, śmiejąc się ze swojego durnego żartu, kiedy mój żołądek ponownie się ścisnął. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki moja głowa wypełniła się obawami. A potem nagle zaczęłam liczyć dni od mojego ostatniego okresu.
- Cholera - zajęczałam.

I potem znowu pobiegłam do łazienki...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
To znowu my!
Myślicie, że Phoebe jest w ciąży?
A co z Chrisem?
Do następnego! <3