sobota, 4 kwietnia 2015

16.




Przychodzą takie dni, kiedy nagle los odmienia się na lepsze i masz ochotę skakać z radości, chociaż nie możesz, bo masz złamane żebro. Troska, którą chciał otoczyć mnie Liam, sprawiła, że nareszcie się na niego otworzyłam, a ogromna dziura w moim sercu została wypełniona. Magiczny poranek zaczął się jego delikatnym dotykiem na moim poobijanym policzku. Wcale nie chciałam otwierać oczu, bo bałam się, że to tylko sen, a on zniknie zanim się zorientuję. Potem poczułam na skórze jego nos, ciepły oddech i silne ramię oplatające moje nagie ciało. Ostrożnie przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał:
- Nie udawaj, że śpisz. – Czym wywołał mój szeroki, szczery uśmiech.
- Nie przestawaj. – Poprosiłam, spoglądając na niego.
- Phoebs – wymruczał czule.- Nigdy nie przestanę. - Podparł głowę na ręce, którą zgiął w łokciu.
Leżąc na plecach, wpatrywałam się w jego przepiękne orzechowe oczy, z których bił niezwykły blask. Uśmiechał się do mnie subtelnie, ukazując swoje zadbane uzębienie, a w jego policzkach, pojawiły się ledwo widoczne, urocze dołeczki. Włosy miał zabawnie potargane, spojrzenie zaspane, ale i tak wyglądał idealnie. Nie mogłam uwierzyć, że teraz był cały mój.
Zmarszczki na czole, gdy się uśmiechał.
Znamiona na szyi i policzku, których czasem się wstydził.
Pełne, spierzchnięte usta, którymi całował tak namiętnie.
Męskie owłosienie na umięśnionej klatce piersiowej.
Seksowne V jego bioder.
Wszystko było moje.

- Która godzina?- spytałam wyrywając się z zamyślenia.
- Coś koło jedenastej. Masz jakieś plany na dziś? - Brzmiał tak jakbym go zawiodła.
- Właściwie tak, ale możesz jechać ze mną, głuptasie. – Pochyliłam się i musnęłam jego wargi.
Całowanie jego ponętnych ust było tak ekscytujące, że żałowałam, iż tak późno tego spróbowałam. Starałam się to nadrabiać najczęściej, jak tylko mogłam.
- A gdzie się wybieramy?
- Muszę odwiedzić moją mamę. Na pewno się martwi. Spróbuję zrobić coś ze swoją twarzą. - Odrzuciłam kołdrę, a chłodne powietrze przyprawiło mnie o gęsią skórkę.
Wzięłam prysznic i długo męczyłam się z makijażem, który idealnie pokryłby moje siniaki. Czułam się dziwnie, ponieważ jeszcze wczoraj nie miałam ochoty nawet ruszyć nogą, a dziś chciałam wyjść do ludzi, ale wiedziałam, że to za sprawą pana Payne’a. Tchnął we mnie nowe siły życiowe, wierzyłam, że dobrze się mną zaopiekuje i nie pozwoli zrobić mi krzywdy, ale ostatnią rzeczą, której chciałam to, to żeby mierzył się osobiście z Martinem. To zbyt niebezpieczne, nawet jak na niego.
Gdy już stwierdziłam, że wyglądam wystarczająco dobrze, przebrałam się w jasne jeansy, kolorowy top i opuściłam łazienkę. Liam poszedł tam, wcześniej całując mnie czule, a ja ruszyłam do kuchni, aby przygotować kilka kanapek w ramach śniadania. Szatyn stosunkowo szybko do mnie dołączył i z racji ogromnego głodu, który odczuwaliśmy po nocy pełnej wrażeń, zjedliśmy posiłek w ciągu dosłownie kilku minut.
- Wezwę Paddy’ego i zawiezie nas do ośrodka, zgoda?- Otoczył ramionami moją talię, stając za mną.
- Zgoda. - Nie chciałam się z nim znów sprzeczać.
Wyciągnął komórkę, wykonał połączenie i już kwadrans później schodziliśmy po schodach, trzymając się za ręce.
- Jak się czujesz? Nie nadwyrężyłaś sobie nic w nocy?- rzucił zaczepnie, wsiadając do auta.
- Jestem wystarczająco wysportowana, nie tak łatwo mi zaszkodzić panie Payne – odgryzłam mu się i wystawiłam język, który w ułamku sekundy złapał delikatnie swoimi zębami i rozpoczął namiętny pocałunek.
- Gdzie jedziemy Liam?- Usłyszeliśmy bas ochroniarza.
- Do ośrodka, w którym byliśmy ostatnio z chłopakami na akcji charytatywnej – odpowiedział mu Li, odrywając się ode mnie na parę sekund.



***

Moja mama siedziała w salonie w otoczeniu innych seniorów i grała z nimi w karty. Uśmiechała się od ucha do ucha, więc domyśliłam się, że wygrywa. Podeszłam do niej i położyłam dłonie na jej ramionach.
- Witaj mamo. – Pochyliłam się i ucałowałam czule jej policzek.
- Och, Phoebe. – Ucieszyła się na mój widok i wstała.- Tak dawno cię nie było, zaczynałam się martwić. – Ujęła moją twarz w dłonie i wbiła we mnie spojrzenie pełne matczynej troski.
- Miałam mnóstwo spraw, przepraszam. – Przytuliłam ją do siebie.- Przyprowadziłam kogoś. – Odciągnęłam ją od innych pensjonariuszy.
Jej wzrok powędrował na stojącego pod ścianą szatyna. Zamyśliła się a po chwili uśmiechnęła.
- Nareszcie mnie odwiedziłeś, Chris – odezwała się.- Przytul mnie, kochanie – dodała.
Payne przybrał zaskoczoną minę i nie ruszył się z miejsca.
- Mamo, to nie jest Chris. – Objęłam ją, przymykając oczy. - To Liam, mój chłopak. – Poprawiłam ją.
Atmosfera zgęstniała, zrobiło mi się głupio, ale Li przejął inicjatywę i jak dżentelmen pocałował moją mamę w obie dłonie, mówiąc przy tym coś miłego.
- Córeńko, przystojny ten twój chłopak – przyznała, jakby w ciągu sekundy zapomniała, o tym, co powiedziała przed chwilą.
- Panno Walker. – Za moimi plecami pojawiła się dyrektorka ośrodka. - Nie otrzymaliśmy do tej pory przelewu. Wie pani jak bardzo cenimy dbanie o terminy. – Brzmiała bardzo surowo.
- To niemożliwe – zaśmiałam się. – Na moim koncie jest ustawiony automatyczny przelew w ten sam dzień, co miesiąc.
- Pozwoli pani ze mną, wyjaśnimy to. – Wskazała ręką swój gabinet.- Proszę zobaczyć. - Włączyła odpowiednią stronę w komputerze i pokazała, że faktycznie żadnej wpłaty nie było.
- Mogę skorzystać?
- Proszę bardzo.
Usiadłam na krześle i zalogowałam się na stronie swojego banku, aby sprawdzić stan konta. Widząc cyferki, które pojawiły się na ekranie, zrobiło mi się słabo.       Zostało mi ledwo dwieście funtów. To przecież niemożliwe! Miałam odłożone oszczędności.
Martin! Tylko on miał możliwość wyczyszczenia mojego konta. No tak. W akcie zemsty odebrał mi to, czego najbardziej potrzebowałam.
- Bardzo panią przepraszam. Jeszcze dziś wyjaśnię tą sprawę i prześlę należność.– Wylogowałam się i wstałam.
- Oby. Jesteśmy szanowanym ośrodkiem o podwyższonym standardzie. Nie chciałabym żeby taka sytuacja się powtórzyła - ostrzegła mnie.
- Tak, tak rozumiem. Ureguluję wszystko. – Wyszłam z jej gabinetu i wróciłam do mamy oraz Liama.
- Nie zapłaciłaś?- Chłopak od razu stał się podejrzliwy.
- Wszystko gra. Zwyczajna pomyłka – skłamałam i usiadłam przy mamie.
Wspólnie spędziliśmy bardzo przyjemne popołudnie. Cieszyłam się widząc, jak Erin świetnie dogaduje się z Payne’m. Polubili się i kamień spadł mi z serca, chociaż nadal męczyła mnie sprawa z pieniędzmi. Nie zapłacę czynszu za mieszkanie, nie wniosę opłaty za ośrodek mamy i nie będę mogła zrobić zakupów. Musiałam natychmiast coś wymyślić, ale tak żeby Liam się nie dowiedział.
Około godziny osiemnastej byliśmy zmuszeni zostawić mamę pod opieką pielęgniarek, ponieważ na seniorów czekała kolacja. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do auta.
- Kim jest Chris?- Szatyn przerwał krępującą ciszę, niekoniecznie wygodnym dla mnie pytaniem.
- Chris to mój brat – wyznałam, chociaż wcale nie chciałam go wtajemniczać.
- Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo – stwierdził, przyglądając mi się uważnie.
- Nie miałam z nim kontaktu od kilku lat. Wyjechał do Stanów. Moja mama z powodu Alzheimera, często myli osoby i fakty. Przepraszam za nią. – Siedząc w samochodzie, przysunęłam się do niego i oparłam głowę o jego ramię.
- Nic się nie stało. Pojedziemy do mnie, dobrze? Chłopcy pewnie już czekają.
- Powinnam raczej unikać konfrontacji z nimi. Zwłaszcza z Zaynem – mruknęłam wspominając, jak się o mnie wyrażał.
- Daj spokój. Wszystko sobie z nim wyjaśniłem. Będzie dobrze – obiecał.
Cokolwiek by powiedział i tak czułam się nieswojo z myślą o spotkaniu z jego przyjaciółmi. Nie lubili mnie od samego początku. Wątpię, że zmienili zdanie. W końcu nawet ja sama nie potrafiłam spojrzeć na siebie z sympatią. Dziewczyny, które robią to, czym ja się zajmowałam nie mają do siebie szacunku. Inaczej nawet nie pomyślałyby o takim ‘zawodzie’. Nie podzielałam entuzjazmu mojego chłopaka w tej kwestii, ale nie zamierzałam sprawiać mu niepotrzebnych kłopotów. Postanowiłam, że będę miła dla jego kolegów, bez względu na to, co będą o mnie mówić.
Pod willą Payne’a zebrał się jak zwykle tłum fanek oraz kilkoro paparazzi. Paddy osłonił nas swoją olbrzymią sylwetką, ale i tak zrobili nam kilka zdjęć. Liam cały czas szeptał abym się nie przejmowała i trzymała nisko głowę. Jakimś cudem przebiliśmy się do wnętrza domu, gdzie dało się słyszeć męskie rozmowy. W ostatniej chwili przed pojawieniem się w salonie, szatyn spojrzał mi prosto w oczy, chcąc mnie uspokoić i kilka razy czule ucałował moje usta. Przelał na mnie swój optymizm i wprowadził prosto w paszczę lwa.
Cztery pary oczu momentalnie skierowały się w naszą stronę. Czułam się jak brzydka, oszpecona małpka w zoo, której nikt nie lubi, ale i tak się na nią gapią.
- Cześć chłopaki. – Liam na chwilę puścił moją dłoń, aby się przywitać. - Obecność Phoebe chyba nie będzie nam przeszkadzać, prawda?
- Jasne. Siadaj z nami. – Sympatyczny blondyn podniósł się z miejsca i przyjaźnie mnie uścisnął.- Jestem Niall, a to Lou, Harry i…
- Zayn. Wiem, my się już znamy – przerwałam mu, patrząc na bruneta. - Nie zwracajcie na mnie uwagi.– Uśmiechnęłam się i usiadłam obok swojego chłopaka, który mruknął niezadowolony i przeciągnął mnie na swoje kolana.
- Phoebe, nasz Zaynee na pewno chciałby ci coś powiedzieć. – Znacząco spojrzał na przyjaciela.
Mulat odchrząknął i przeniósł wzrok na mnie. Przysięgam, że widziałam gulę, która stała mu w gardle i utrudniała wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Albo był zmuszony do wysłowienia się albo to, co miał oznajmić nie leżało w jego naturze.
- Przepraszam – wydusił z siebie, czym całkowicie mnie zaskoczył.
- Nie trzeba, naprawdę. – Doceniałam jego gest, ale zrobiło się bardzo niezręcznie.
- Uszczęśliwiasz mojego przyjaciela. To powinno się dla mnie liczyć i już. – Przez chwilę na jego twarzy widniał zawadiacki uśmiech.
- Dziękuję, to miłe. – Odruchowo odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
Może to dobry początek budowania poprawnych relacji z ekipą Liama? Na pewno by się ucieszył gdybym wpasowała się w jego towarzystwo. Zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo chciałby się pochwalić oficjalnie, całemu światu, że jesteśmy razem. Byłam jednak pewna, że tego nie zrobi ze względu na mnie. Przynajmniej na razie. Cenił sobie prywatność, był dobrym człowiekiem i robił wszystko żeby chronić swoich bliskich.
Gdy omawiali zbliżającą się trasę koncertową, oddaliłam się do łazienki by sprawdzić jak trzyma się mój makijaż. Nie spodziewałam się, że moja komórka akurat wtedy się rozdzwoni. Numer był, co prawda nieznany, ale odebrałam.
- Myślisz, że tak łatwo ci odpuszczę, mała dziwko?- Głos Martina zmroził mi krew w żyłach.
- Zabrałeś moje pieniądze, gnoju! – warknęłam cicho do słuchawki.
- Nie zasłużyłaś na nie. Beze mnie jesteś zerem, rozumiesz? Odzyskasz je, kiedy wrócisz i przeprosisz. Mówiłem ci już, że ten gwiazdor się tobą pobawi i rzuci, jak wszystkie inne. Nie jesteś nikim wyjątkowym.
- Przestań pieprzyć, Martin!
- Mam jeszcze wiele asów w rękawie. Twoja mama ucieszy się z mojej wizyty, jak sądzisz?- Uderzył w mój czuły punkt.
- Nie waż się do niej zbliżać!
- Bo co mi zrobisz? Pójdziesz na policję czy poskarżysz się swojemu kretynowi? Nie boję się ciebie, ale ty powinnaś się bać mnie – zagroził i rozłączył się nie dając mi możliwości odpowiedzi.

Doigrałam się. Mroczna przeszłość nigdy mnie nie opuści.

~*~
Happy Easter Everyone!
Dodaję odcinek w ramach prezentu na Zajączka :)
W imieniu swoim i Charlie życzę Wam udanych, radosnych, rodzinnych świąt w przyjemnej atmosferze.
Całujemy Was mocno <3
Niezapominajka&Charlie.

8 komentarzy:

  1. Ech,ten głupi Martin wszystko psuje :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie na widzę Martina ale fajnie by było gdyby przejechał Chris :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dziwnego, że po tak wspaniałej nocy Phoebe od razu poczuła nowe chęci do życia. Co ta miłość wyprawia z człowiekiem :) Cieszę się, że ona i Liam nareszcie doszli do porozumienia. Uwielbiam ich razem, świetnie się uzupełniają i prezentują piękną, zgraną całość, dlatego mam nadzieję, że już nic ich nigdy nie rozdzieli. We dwójkę łatwiej będzie im przetrwać ewentualne problemy, co do których byłam pewna, że się pojawią - o czym świadczy dalsza część rozdziału. Tak czułam, że sielanka nie potrwa długo, wystarczyło tylko poczekać na jakiś nieprzyjemny zwrot akcji, co jednak nie przeszkadzało mi w cieszeniu się szczęściem głównej bohaterki. To tylko pokazuje, że każdy z nas zasługuje na uczucie drugiej osoby i nie można kogoś oceniać po pozorach. Nawet Zayn doszedł do takiego wniosku :) Bardzo doceniam jego przeprosiny, bo wciąż mam w pamięci jego bardzo stanowcze, okrutne uwagi w stosunku do Phoebe. Liam miał na niego pewien wpływ, ale Malik mógł się uprzeć i postawić na swoim, tymczasem on i reszta chłopaków zdecydowała się zaakceptować dziewczynę. I dobrze.
    Bardzo się cieszę, że Phoebe przedstawiła Liama swojej mamie. To taka ciepła, kochana kobieta, choroba nie wpłynęła negatywnie na jej usposobienie w żaden sposób. Niestety zaczęły się schody, bo po informacji, że ośrodek nie otrzymał przelewu, od razu się domyśliłam, kto jest sprawcą tego wszystkiego. Martin. Co za cholerny gnój! Nie dość mu, że prawie zabił Phoebe gołymi rękami, teraz jeszcze chce ją pozbawić środków do życia! Boję się, co z tego wyniknie. Moim zdaniem ona powinna powiedzieć o tej sprawie Liamowi. Jeśli znowu spróbuje sama rozwiązać swoje problemy, wpakuje się w jeszcze gorsze bagno niż ostatnim razem.
    Bardzo ciekawy rozdział, opowiadanie ani trochę nie zwalnia, wszystko się kręci w odpowiednim tempie :) Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niech chłopcy obiją tego wstrętnego Martina i będzie po sprawie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszcie szybko kolejną czesc! Zapraszam tez na moje nowe opowiadanie :) http://waiting-for--love.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Martin sam jest meska dziwka
    tyle w temacie ;)
    do nastepnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiesić tego Martina za mandarynki i załatwione :>

    OdpowiedzUsuń