niedziela, 19 kwietnia 2015

17.



          Nie należałam do osób, które lubią prosić o pomoc, jednak w tej sytuacji nie miałam innego wyjścia. Wizyta w banku okazała się kompletnie bezsensowna, a co za tym szło, nie byłam w stanie odzyskać pieniędzy, które tajemniczo zniknęły z mojego konta. Martin spisał się na medal. Wyczyścił moje konto w zabawnie legalny sposób. Wyglądało na to, że musiałam się pogodzić z faktem, że byłam spłukana.
        Odkąd zostałam prostytutką nie musiałam martwić się o pieniądze. Układ z Martinem był prosty i gwarantował mi spory zarobek. Czasem w przeciągu miesiąca potrafiłam zarobić więcej niż przecięty obywatel przez cały rok. Tyle, że ten czas się skończył. Jeśli chciałam prowadzić uczciwe życie, musiałam się przyzwyczaić do śmiesznie niskich pensji. Co więcej, wyglądało na to, że przyszedł czas, aby pożegnać się z moim apartamentem. Nie było mnie już dłużej stać na jego wynajem.
        Krążyłam po swoim mieszkaniu, wymachując rękoma w zabawny sposób. Ale wtedy w żadnym razie nie było mi do śmiechu.
        - Ev, proszę, pomóż mi – zawołałam do przyjaciółki, siedzącej na kanapie.
        Opowiedziałam Evelyn o wszystkim, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Począwszy od niespodziewanej zgody z Liamem, po nagły i kolejny kryzys z Martinem. Jednak snucie opowieści nie było powodem, dla którego zaprosiłam dziewczynę do siebie. Zdaje się, że po raz pierwszy nie byłam całkowicie bezinteresowna. Przyjaciółka była, bowiem moją szansą. Wydawało mi się, że tylko od niej mogłam pożyczyć odpowiednią sumę pieniędzy, by pokryć wszelkie opłaty w ośrodku. Nie mogłam pozwolić, by moje decyzje odbiły się na zdrowiu mojej mamy.
        - Naprawdę bym chciała – odpowiedziała, patrząc na mnie smutno. – Ale nie mam tylu pieniędzy. Dobrze wiesz, że przez te cholerne zakupy mam zablokowane karty kredytowe. Żyję ostatnio bez sensownej gotówki przy duszy.
        Wszelka nadzieja upadła. Jeszcze kilka minut temu byłam przekonana, że uda mi się uzyskać odpowiednią sumę, by uratować pobyt matki w ośrodku. Teraz jakakolwiek szansa na to wydawała się odejść naprawdę daleko. Wyglądało na to, że z tego labiryntu nie było wyjścia.
        - Może niech Liam ci pożyczy? – Zaproponowała, ale nim zdążyła rozwinąć swoją myśl, pokręciłam przecząco głową.
        - Nie ma takiej opcji – oznajmiłam surowo. – Nie chcę go w to mieszać. Zresztą, jestem z nim od… dnia? Nie mam prawa go o to prosić. I nie chcę, by sobie pomyślał, że związałam się z nim tylko dla pieniędzy.
        - Gdy wyjaśnisz mu sprawę, na pewno sobie tak nie pomyśli – skarciła mnie.
        Jednak ja wiedziałam swoje. Mieszanie w to Liama w ogóle nie wchodziło w grę. Nie chciałam zrzucać na niego swoich problemów. Chłopak miał przecież rodzinę, o którą musiał dbać. Moja mama nie powinna znajdować się na jego liście członków do utrzymania.
        - Muszę wypowiedzieć umowę najmu tego mieszkania – zmieniłam temat. – Zrobię porządek w swoich rzeczach. Wystawię może coś na eBay’a i dzięki temu zarobię trochę potrzebnej gotówki.
        - Nie masz na to czasu, Phoebe – powiedziała niezbyt pocieszająco. Doskonale wiedziała, jak zgasić we mnie ostatnią iskierkę nadziei, choć z pewnością nie to było jej intencją.
        - Jak myślisz, co powinnam zrobić? – Zapytałam, łudząc się, że dziewczyna wpadnie na jakiś genialny pomysł.
        Evelyn przez długą chwilę się nie odzywała. Dodatkowo odwróciła wzrok od mojej osoby, wpatrując się w jakiś odległy punkt w mieszkaniu. Najpierw pomyślałam, że mnie ignoruje, by nie być osobą, która przekaże mi złe wieści. Ale myliłam się.
        - Zadzwoń do tych pań w ośrodku. Spróbuj się dogadać. One też są ludźmi, może zrozumieją – oznajmiła, starając się wykrzesać z siebie odpowiednią dawkę dobrej energii i optymizmu. – Jeśli się nie uda, to wtedy zadzwoń do Chrisa.
        Zamarłam.
        - Do Chrisa?
        - Wiem, że nie chcesz tego robić, ale to twój brat. Jeśli jest szansa, że może ci pomóc, to wato spróbować. Pomijając fakt, że to również jego mama. Na pewno się o nią zatroszczy.
        Nie byłam tak wielką optymistką, jak Ev. Problem Chrisa polegał na tym, że dbał tylko i wyłącznie o siebie.
Był ode mnie o rok młodszy, ale w żaden sposób ta drobna różnica wieku nie sprawiła, że dogadywaliśmy się lepiej. Od zawsze było nam ciężko nawiązać kontakt. Każde z nas miało swoich znajomych i swoje życie. I choć niegdyś mieszkaliśmy w jednym domu, to nigdy nie zachowywaliśmy się, jak przykładne rodzeństwo. Głośne awantury były na porządku dziennym. Podczas, gdy mój brat zaliczał najlepsze imprezy i upijał się bez pamięci, to ja siedziałam w domu, próbując przekonać mamę, że jej syn w istocie uczy się u kolegi. Zawsze go kryłam. Być może, dlatego, że chłopak był mistrzem w wykorzystywaniu ludzi. Zawsze tańczyli tak, jak im zagrał. Łącznie ze mną, bo choć znałam go doskonale, byłam kompletnie ślepa na jego wszelkie wady. Do czasu. W pewnym momencie wszystko się skończyło. Również chciałam „użyć życia”. Ale Chris zamiast kryć mnie tak, jak ja to robiłam w jego przypadku, wykorzystał moją nieobecność do własnych celów.
W żadnym razie nie sprawiło to, że kochałam go mniej. Był moim bratem i na swój pokręcony sposób on również się o mnie troszczył. Rzadko to okazywał, ale przez moją ogromną miłość do tego chłopaka, wyłapywałam te najdrobniejsze sytuacje, zapisując je głęboko w pamięci.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – dodałam po chwili zwłoki.
Zapewne była to najgłupsza z możliwych propozycji. Ale Christopher miał przecież pieniądze. Zarobione nielegalnie, ale zawsze.
Cóż, zdaje się, że mama - pomimo ogromnych starań - nie wychowała nas tak, jak zamierzała. Córka prostytutka, a syn… Właśnie syn. Nikt nie wiedział, czym naprawdę zajmował się Chris. To miało najwyraźniej pozostać dla mnie już zawsze tajemnicą.

~*~

Przeszłam przez salon, udając, że wcale nie przeszkadzają mi papierowe kartony, zajmujące niemal każdy metr kwadratowy mojego mieszkania. Zaraz po wyjściu Evelyn zaczęłam pakować swoje rzeczy. Przyjaciółka powiedziała, że na jakiś czas mogę zatrzymać się u niej, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Najpierw jednak musiałam dojść do ładu ze swoimi rzeczami. Co wcale nie było takie proste. Nie spodziewałam się, że mam aż tyle ubrań, butów, dodatków i mniej ważnych bibelotów. Część z nich od razu zapakowałam do sprzedaży lub oddania, aby nie zajmowały miejsca.
W momencie, gdy złapałam stos magazynów, by wyrzucić je do największego kartonu z napisem „śmieci”, doszło mnie pukanie do drzwi. Szybko dokończyłam wykonywaną czynność i przebiegłam przez zagracony salon.
- Liam? – zapytałam zdziwiona, spoglądając na mojego gościa. – Nie miałeś przypadkiem udzielać jakiegoś wywiadu, czy coś?
- Miałem – odpowiedział, szczerząc się. – Ale został odwołany. Postanowiłem, więc zrobić ci niespodziankę.
Takie niespodzianki zdecydowanie mogły zdarzać się częściej.
- Cześć – powiedział tym swoim seksownym i cichym głosem, nieświadomie dając mi znak, że nie przywitałam go należycie. Nim jednak mogłam naprawić swój błąd, zrobił krok w moją stronę. Przekroczył próg domu, nogą zamykając za sobą drzwi. I, jak gdyby nigdy nic, przyciągnął mnie śmiałym ruchem do siebie.
Pocałował mnie delikatnie, co nieco mnie zaskoczyło, ale w żadnym razie nie rozczarowało. Jego usta były doskonałe. Wprost stworzone do całowania.
I choć zaczął delikatnie, już chwilę później pocałunek wyglądał zupełnie inaczej. Zrobiło się drapieżnie, namiętnie i… desperacko, bowiem zaczął mnie całować tak, jakby właśnie przypadła jego ostatnia szansa.
- Sypialnia. Już – zakomunikował, a ja poczułam, jak jego wargi delikatnie unoszą się w uśmiechu.
Byłam gotowa spełnić jego każdą prośbę, każde polecenie.
- Nie – westchnęłam z jękiem.
Proszę, nie pytajcie mnie, dlaczego to powiedziałam.
- Słucham?
Liam nie był jedyną osobą, którą zaskoczyło to jedno słowo. Sama zresztą nie mogłam uwierzyć, dlaczego w ogóle zaprzeczyłam.
- Jeśli teraz z tobą pójdę do sypialni, nie wyjdziemy stamtąd przez najbliższe kilka godzin – wytłumaczyłam.
- To chyba oczywiste. – Wciąż nic nie rozumiał.
- A ja mam masę roboty! Muszę się z tym uporać do jutra – oznajmiłam, z bólem serca odpychając go od siebie. I nim zdążył ponownie mnie przyciągnąć, pognałam do salonu.
Liam podążył za mną. I przysięgam, jego zdumiona mina była naprawdę komiczna.
- Skąd tu tyle tych pudeł? – zapytał zdezorientowany. Ale teraz przynajmniej wiedział, że nie żartowałam, gdy mówiłam, jak dużo mam jeszcze do zrobienia.
- Wyprowadzam się. Zerwałam już umowę najmu. Teraz tylko muszę się stąd wynieść.
Payne zmarszczył brwi. Dopiero po chwili jego rysy twarzy złagodniały.
- W porządku – zaczął. – Jutro przyślę tu mojego kierowcę. Wszystko przewiezie do mojego domu.
Stanęłam jak wryta. Czy on powiedział to, co ja usłyszałam? A może mam omamy słuchowe?
- O nie, nie! Już umówiłam się z Evelyn. Tymczasowo zamieszkam u niej – zaprzeczyłam szybko.
Spojrzenie Liama mówiło wszystko. Począwszy od niezadowolenia z mojego pomysłu, skończywszy na jasnym komunikacie, że nie mam w tej kwestii nic do gadania. W razie gdybym jednak nie zrozumiała przekazu, Payne po chwili się odezwał:
- Jestem pewien, że się domyślasz, jak wielką radość byś mi sprawiła, zgadzając się od razu i mówiąc, że z wielką chęcią u mnie zamieszkasz. W porządku, rozumiem, możesz twierdzić, że to nieco za szybko. Ledwo się znamy, bla, bla, bla. Ale szczerze, Phoebe? Mam to gdzieś. Jutro mój kierowca przyjedzie, by zabrać te wszystkie kartony. Przecież nie będziesz tego sama nosić.
- Liam…
- Wydaje mi się, że wyraziłem się jasno. – Stanowczo ukrócił moje wszelkie próby odmowy.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Zawsze to ja byłam tą osobą, do której należało ostatnie zdanie. I bez wątpienia przyzwyczajanie się do tego, że może być inaczej nie szło mi najlepiej.
- Zrozum, Liam, to nie jest takie łatwe. Zostałam u ciebie wcześniej kilka razy na noc, ale to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością…
- Wspaniale – przerwał mi. – Już nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak ta rzeczywistość wygląda.
Zatkał mi buzię. Tym razem naprawdę. Już nawet nie chciałam wymyślać dalszych wymówek.
- W porządku – westchnęłam, udając pokonaną. Ale bądźmy realistami. Właśnie wygrałam spanie w łóżku Liama Payne'a każdej nocy. Czy nie powinnam tego traktować, jak swojego rodzaju zwycięstwa?
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Dlatego, by poskromić nieco jego dobry humor, szybko dodałam:
- Ale gdy tylko nie będzie nam dobrze szło i będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać, przenoszę swoje rzeczy, do Evelyn.
Payne pokiwał głową, po czym zrobił kilka kroków do przodu i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Umowa? – Zapytał z podstępnym uśmieszkiem.
- Umowa – dodałam i choć za wszelką cenę starałam się zachować pokerową twarz, to na moich ustach zawitał szeroki uśmiech.

~*~

Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Liam wyszedł ode mnie chwilę wcześniej. Rano miał jakiś kolejny, ważny wywiad i, jak twierdził, musiał się do niego przygotować. Choć ja węszyłam w tym podstęp. Mówił – więcej, wręcz krzyczał – o tym, jego cwany uśmieszek, który towarzyszył mu, kiedy opuszczał moje mieszkanie. Ale nie odezwałam się ani jednym słowem.
Wzdychając głęboko, sięgnęłam po swój telefon. Przez dłuższą chwilę po prostu się w niego wpatrywałam. Kiedy w końcu zdałam sobie sprawę, że nie rozwiąże to mojego problemu; odblokowałam klawiaturę i wystukałam dobrze mi znany numer.
Przyłożyłam komórkę do ucha, czekając. A każda następna sekunda wydawała mi się niezmiernie dłużyć.
- Co jest? – odezwał się znajomy głos.
- Chris? – zapytałam piskliwie. Żeby odzyskać dawne brzmienie, musiałam odchrząknąć. – Z tej strony Phoebe.
Chwila ciszy.
- Phoebe? – zawołał zdziwiony. – Stało się coś?
Oczywiście, że właśnie o to zapytał. Nie dzwoniliśmy przecież do siebie często i nie urządzaliśmy sobie pogaduszek. Zdecydowanie mój telefon musiał go zaskoczyć.
- Właściwie to tak – odpowiedziałam, nie siląc się na żadne grzeczności, ani tym bardziej na owijanie w bawełnę.
Kolejna chwila ciszy.

- Chodzi o mamę. Potrzebuję twojej pomocy.

~*~
Hej!
Myślicie, że Chris pomoże siostrze?
Co myślicie o tym, że nasza zakochana para zamieszka razem? To dobry pomysł?
Całuski xx
Niezapominajka. 

sobota, 4 kwietnia 2015

16.




Przychodzą takie dni, kiedy nagle los odmienia się na lepsze i masz ochotę skakać z radości, chociaż nie możesz, bo masz złamane żebro. Troska, którą chciał otoczyć mnie Liam, sprawiła, że nareszcie się na niego otworzyłam, a ogromna dziura w moim sercu została wypełniona. Magiczny poranek zaczął się jego delikatnym dotykiem na moim poobijanym policzku. Wcale nie chciałam otwierać oczu, bo bałam się, że to tylko sen, a on zniknie zanim się zorientuję. Potem poczułam na skórze jego nos, ciepły oddech i silne ramię oplatające moje nagie ciało. Ostrożnie przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał:
- Nie udawaj, że śpisz. – Czym wywołał mój szeroki, szczery uśmiech.
- Nie przestawaj. – Poprosiłam, spoglądając na niego.
- Phoebs – wymruczał czule.- Nigdy nie przestanę. - Podparł głowę na ręce, którą zgiął w łokciu.
Leżąc na plecach, wpatrywałam się w jego przepiękne orzechowe oczy, z których bił niezwykły blask. Uśmiechał się do mnie subtelnie, ukazując swoje zadbane uzębienie, a w jego policzkach, pojawiły się ledwo widoczne, urocze dołeczki. Włosy miał zabawnie potargane, spojrzenie zaspane, ale i tak wyglądał idealnie. Nie mogłam uwierzyć, że teraz był cały mój.
Zmarszczki na czole, gdy się uśmiechał.
Znamiona na szyi i policzku, których czasem się wstydził.
Pełne, spierzchnięte usta, którymi całował tak namiętnie.
Męskie owłosienie na umięśnionej klatce piersiowej.
Seksowne V jego bioder.
Wszystko było moje.

- Która godzina?- spytałam wyrywając się z zamyślenia.
- Coś koło jedenastej. Masz jakieś plany na dziś? - Brzmiał tak jakbym go zawiodła.
- Właściwie tak, ale możesz jechać ze mną, głuptasie. – Pochyliłam się i musnęłam jego wargi.
Całowanie jego ponętnych ust było tak ekscytujące, że żałowałam, iż tak późno tego spróbowałam. Starałam się to nadrabiać najczęściej, jak tylko mogłam.
- A gdzie się wybieramy?
- Muszę odwiedzić moją mamę. Na pewno się martwi. Spróbuję zrobić coś ze swoją twarzą. - Odrzuciłam kołdrę, a chłodne powietrze przyprawiło mnie o gęsią skórkę.
Wzięłam prysznic i długo męczyłam się z makijażem, który idealnie pokryłby moje siniaki. Czułam się dziwnie, ponieważ jeszcze wczoraj nie miałam ochoty nawet ruszyć nogą, a dziś chciałam wyjść do ludzi, ale wiedziałam, że to za sprawą pana Payne’a. Tchnął we mnie nowe siły życiowe, wierzyłam, że dobrze się mną zaopiekuje i nie pozwoli zrobić mi krzywdy, ale ostatnią rzeczą, której chciałam to, to żeby mierzył się osobiście z Martinem. To zbyt niebezpieczne, nawet jak na niego.
Gdy już stwierdziłam, że wyglądam wystarczająco dobrze, przebrałam się w jasne jeansy, kolorowy top i opuściłam łazienkę. Liam poszedł tam, wcześniej całując mnie czule, a ja ruszyłam do kuchni, aby przygotować kilka kanapek w ramach śniadania. Szatyn stosunkowo szybko do mnie dołączył i z racji ogromnego głodu, który odczuwaliśmy po nocy pełnej wrażeń, zjedliśmy posiłek w ciągu dosłownie kilku minut.
- Wezwę Paddy’ego i zawiezie nas do ośrodka, zgoda?- Otoczył ramionami moją talię, stając za mną.
- Zgoda. - Nie chciałam się z nim znów sprzeczać.
Wyciągnął komórkę, wykonał połączenie i już kwadrans później schodziliśmy po schodach, trzymając się za ręce.
- Jak się czujesz? Nie nadwyrężyłaś sobie nic w nocy?- rzucił zaczepnie, wsiadając do auta.
- Jestem wystarczająco wysportowana, nie tak łatwo mi zaszkodzić panie Payne – odgryzłam mu się i wystawiłam język, który w ułamku sekundy złapał delikatnie swoimi zębami i rozpoczął namiętny pocałunek.
- Gdzie jedziemy Liam?- Usłyszeliśmy bas ochroniarza.
- Do ośrodka, w którym byliśmy ostatnio z chłopakami na akcji charytatywnej – odpowiedział mu Li, odrywając się ode mnie na parę sekund.



***

Moja mama siedziała w salonie w otoczeniu innych seniorów i grała z nimi w karty. Uśmiechała się od ucha do ucha, więc domyśliłam się, że wygrywa. Podeszłam do niej i położyłam dłonie na jej ramionach.
- Witaj mamo. – Pochyliłam się i ucałowałam czule jej policzek.
- Och, Phoebe. – Ucieszyła się na mój widok i wstała.- Tak dawno cię nie było, zaczynałam się martwić. – Ujęła moją twarz w dłonie i wbiła we mnie spojrzenie pełne matczynej troski.
- Miałam mnóstwo spraw, przepraszam. – Przytuliłam ją do siebie.- Przyprowadziłam kogoś. – Odciągnęłam ją od innych pensjonariuszy.
Jej wzrok powędrował na stojącego pod ścianą szatyna. Zamyśliła się a po chwili uśmiechnęła.
- Nareszcie mnie odwiedziłeś, Chris – odezwała się.- Przytul mnie, kochanie – dodała.
Payne przybrał zaskoczoną minę i nie ruszył się z miejsca.
- Mamo, to nie jest Chris. – Objęłam ją, przymykając oczy. - To Liam, mój chłopak. – Poprawiłam ją.
Atmosfera zgęstniała, zrobiło mi się głupio, ale Li przejął inicjatywę i jak dżentelmen pocałował moją mamę w obie dłonie, mówiąc przy tym coś miłego.
- Córeńko, przystojny ten twój chłopak – przyznała, jakby w ciągu sekundy zapomniała, o tym, co powiedziała przed chwilą.
- Panno Walker. – Za moimi plecami pojawiła się dyrektorka ośrodka. - Nie otrzymaliśmy do tej pory przelewu. Wie pani jak bardzo cenimy dbanie o terminy. – Brzmiała bardzo surowo.
- To niemożliwe – zaśmiałam się. – Na moim koncie jest ustawiony automatyczny przelew w ten sam dzień, co miesiąc.
- Pozwoli pani ze mną, wyjaśnimy to. – Wskazała ręką swój gabinet.- Proszę zobaczyć. - Włączyła odpowiednią stronę w komputerze i pokazała, że faktycznie żadnej wpłaty nie było.
- Mogę skorzystać?
- Proszę bardzo.
Usiadłam na krześle i zalogowałam się na stronie swojego banku, aby sprawdzić stan konta. Widząc cyferki, które pojawiły się na ekranie, zrobiło mi się słabo.       Zostało mi ledwo dwieście funtów. To przecież niemożliwe! Miałam odłożone oszczędności.
Martin! Tylko on miał możliwość wyczyszczenia mojego konta. No tak. W akcie zemsty odebrał mi to, czego najbardziej potrzebowałam.
- Bardzo panią przepraszam. Jeszcze dziś wyjaśnię tą sprawę i prześlę należność.– Wylogowałam się i wstałam.
- Oby. Jesteśmy szanowanym ośrodkiem o podwyższonym standardzie. Nie chciałabym żeby taka sytuacja się powtórzyła - ostrzegła mnie.
- Tak, tak rozumiem. Ureguluję wszystko. – Wyszłam z jej gabinetu i wróciłam do mamy oraz Liama.
- Nie zapłaciłaś?- Chłopak od razu stał się podejrzliwy.
- Wszystko gra. Zwyczajna pomyłka – skłamałam i usiadłam przy mamie.
Wspólnie spędziliśmy bardzo przyjemne popołudnie. Cieszyłam się widząc, jak Erin świetnie dogaduje się z Payne’m. Polubili się i kamień spadł mi z serca, chociaż nadal męczyła mnie sprawa z pieniędzmi. Nie zapłacę czynszu za mieszkanie, nie wniosę opłaty za ośrodek mamy i nie będę mogła zrobić zakupów. Musiałam natychmiast coś wymyślić, ale tak żeby Liam się nie dowiedział.
Około godziny osiemnastej byliśmy zmuszeni zostawić mamę pod opieką pielęgniarek, ponieważ na seniorów czekała kolacja. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do auta.
- Kim jest Chris?- Szatyn przerwał krępującą ciszę, niekoniecznie wygodnym dla mnie pytaniem.
- Chris to mój brat – wyznałam, chociaż wcale nie chciałam go wtajemniczać.
- Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo – stwierdził, przyglądając mi się uważnie.
- Nie miałam z nim kontaktu od kilku lat. Wyjechał do Stanów. Moja mama z powodu Alzheimera, często myli osoby i fakty. Przepraszam za nią. – Siedząc w samochodzie, przysunęłam się do niego i oparłam głowę o jego ramię.
- Nic się nie stało. Pojedziemy do mnie, dobrze? Chłopcy pewnie już czekają.
- Powinnam raczej unikać konfrontacji z nimi. Zwłaszcza z Zaynem – mruknęłam wspominając, jak się o mnie wyrażał.
- Daj spokój. Wszystko sobie z nim wyjaśniłem. Będzie dobrze – obiecał.
Cokolwiek by powiedział i tak czułam się nieswojo z myślą o spotkaniu z jego przyjaciółmi. Nie lubili mnie od samego początku. Wątpię, że zmienili zdanie. W końcu nawet ja sama nie potrafiłam spojrzeć na siebie z sympatią. Dziewczyny, które robią to, czym ja się zajmowałam nie mają do siebie szacunku. Inaczej nawet nie pomyślałyby o takim ‘zawodzie’. Nie podzielałam entuzjazmu mojego chłopaka w tej kwestii, ale nie zamierzałam sprawiać mu niepotrzebnych kłopotów. Postanowiłam, że będę miła dla jego kolegów, bez względu na to, co będą o mnie mówić.
Pod willą Payne’a zebrał się jak zwykle tłum fanek oraz kilkoro paparazzi. Paddy osłonił nas swoją olbrzymią sylwetką, ale i tak zrobili nam kilka zdjęć. Liam cały czas szeptał abym się nie przejmowała i trzymała nisko głowę. Jakimś cudem przebiliśmy się do wnętrza domu, gdzie dało się słyszeć męskie rozmowy. W ostatniej chwili przed pojawieniem się w salonie, szatyn spojrzał mi prosto w oczy, chcąc mnie uspokoić i kilka razy czule ucałował moje usta. Przelał na mnie swój optymizm i wprowadził prosto w paszczę lwa.
Cztery pary oczu momentalnie skierowały się w naszą stronę. Czułam się jak brzydka, oszpecona małpka w zoo, której nikt nie lubi, ale i tak się na nią gapią.
- Cześć chłopaki. – Liam na chwilę puścił moją dłoń, aby się przywitać. - Obecność Phoebe chyba nie będzie nam przeszkadzać, prawda?
- Jasne. Siadaj z nami. – Sympatyczny blondyn podniósł się z miejsca i przyjaźnie mnie uścisnął.- Jestem Niall, a to Lou, Harry i…
- Zayn. Wiem, my się już znamy – przerwałam mu, patrząc na bruneta. - Nie zwracajcie na mnie uwagi.– Uśmiechnęłam się i usiadłam obok swojego chłopaka, który mruknął niezadowolony i przeciągnął mnie na swoje kolana.
- Phoebe, nasz Zaynee na pewno chciałby ci coś powiedzieć. – Znacząco spojrzał na przyjaciela.
Mulat odchrząknął i przeniósł wzrok na mnie. Przysięgam, że widziałam gulę, która stała mu w gardle i utrudniała wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Albo był zmuszony do wysłowienia się albo to, co miał oznajmić nie leżało w jego naturze.
- Przepraszam – wydusił z siebie, czym całkowicie mnie zaskoczył.
- Nie trzeba, naprawdę. – Doceniałam jego gest, ale zrobiło się bardzo niezręcznie.
- Uszczęśliwiasz mojego przyjaciela. To powinno się dla mnie liczyć i już. – Przez chwilę na jego twarzy widniał zawadiacki uśmiech.
- Dziękuję, to miłe. – Odruchowo odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
Może to dobry początek budowania poprawnych relacji z ekipą Liama? Na pewno by się ucieszył gdybym wpasowała się w jego towarzystwo. Zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo chciałby się pochwalić oficjalnie, całemu światu, że jesteśmy razem. Byłam jednak pewna, że tego nie zrobi ze względu na mnie. Przynajmniej na razie. Cenił sobie prywatność, był dobrym człowiekiem i robił wszystko żeby chronić swoich bliskich.
Gdy omawiali zbliżającą się trasę koncertową, oddaliłam się do łazienki by sprawdzić jak trzyma się mój makijaż. Nie spodziewałam się, że moja komórka akurat wtedy się rozdzwoni. Numer był, co prawda nieznany, ale odebrałam.
- Myślisz, że tak łatwo ci odpuszczę, mała dziwko?- Głos Martina zmroził mi krew w żyłach.
- Zabrałeś moje pieniądze, gnoju! – warknęłam cicho do słuchawki.
- Nie zasłużyłaś na nie. Beze mnie jesteś zerem, rozumiesz? Odzyskasz je, kiedy wrócisz i przeprosisz. Mówiłem ci już, że ten gwiazdor się tobą pobawi i rzuci, jak wszystkie inne. Nie jesteś nikim wyjątkowym.
- Przestań pieprzyć, Martin!
- Mam jeszcze wiele asów w rękawie. Twoja mama ucieszy się z mojej wizyty, jak sądzisz?- Uderzył w mój czuły punkt.
- Nie waż się do niej zbliżać!
- Bo co mi zrobisz? Pójdziesz na policję czy poskarżysz się swojemu kretynowi? Nie boję się ciebie, ale ty powinnaś się bać mnie – zagroził i rozłączył się nie dając mi możliwości odpowiedzi.

Doigrałam się. Mroczna przeszłość nigdy mnie nie opuści.

~*~
Happy Easter Everyone!
Dodaję odcinek w ramach prezentu na Zajączka :)
W imieniu swoim i Charlie życzę Wam udanych, radosnych, rodzinnych świąt w przyjemnej atmosferze.
Całujemy Was mocno <3
Niezapominajka&Charlie.