Ważna notka pod rozdziałem :)
Elegancka
i znakomicie ubrana kobieta zmierzała jedną z londyńskich ulic wprost do
ustronnej kawiarenki, mieszczącej się w tej części miasta, do której wcześniej
nie zwykła nawet zaglądać. Jej życie ostatnimi czasy kręciło się wokół
najbardziej popularnych i wysoko cenionych miejsc wśród Londyńczyków.
Przyzwyczaiła się do niebotycznie wysokich cen na metkach i ludzi, którzy
usługiwali jej, jakby to było dla nich najbardziej atrakcyjne zajęcie. A ona
wierzyła w ich sztuczną życzliwość, czy fałszywe uśmiechy i śmiała się uroczo,
gdy każdy pytał ją o samopoczucie. Pokochała życie w luksusie, drogie ciuchy i
nowych znajomych, dlatego nie miała zamiaru z tego wszystkiego zrezygnować. W
każdym razie, nie tak łatwo.
Jedyne,
co musiała zrobić, by pozostać przy tym wspaniałym i łatwym życiu, to usunąć ze
swojej drogi pewną przeszkodę. Przeszkodę o imieniu Phoebe.
Sophia
Smith doskonale zdawała sobie sprawę, że popełniła błąd odchodząc od Liama.
Była jednak przekonana, że może to łatwo i szybko naprawić. Wierzyła, że Payne
wciąż żywił do niej gorące uczucia, a jego „związek” z prostytutką był jedynie
odskocznią. Musiał przecież w jakiś sposób się pocieszyć po stracie ukochanej.
Weszła
do średniej klasy kawiarni, rozglądając się z odrazą po wnętrzu. Drewniane stoliki,
pokryte różnokolorowymi obrusami w żadnym razie nie przypadły jej do gustu.
Podobnie, jak pomalowane farbą krzesła, czy tandetne obrazy, wiszące na
ścianie. Wszystko w tym pomieszczeniu wydawało się krzyczeć o swojej niskiej
cenie. Sophia już naprawdę dawno nie była w podobnym miejscu. I po raz kolejny
tego dnia naszła ją pewna obawa. Wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi, by
zatrzymać Liama Payna przy sobie już niedługo będzie zmuszona odwiedzać właśnie
takie miejsca. Tanie kawiarnie i tanie sklepy, gdzie ludzie wcale nie
uśmiechali się do ciebie i nie zadawali mało istotnych pytań o samopoczucie.
Jeszcze
raz obrzuciła wzrokiem pomieszczenie. Tym razem nie skupiała się jednak na
meblach, a na poszukiwaniu pewnego mężczyzny, z którym była umówiona. Co
prawda, spóźniła się kilka minut, ale była pewna, że nijaki Martin Kinnley
siedział przy którymś ze stolików i na nią czekał.
I
nie pomyliła się.
W
samym rogu kawiarenki zauważyła mężczyznę w średnim wieku. Ciemne włosy i
nieprzyjemna mina zdecydowanie mówiły jej, że to właściwy facet.
Ze
sztucznym uśmiechem na twarzy podeszła do odpowiedniego stolika. Zanim się
jednak odezwała, wolną dłonią poprawiła swoją czarną, obcisłą sukienkę, a
czerwoną, skórzaną torebkę, znajdującą się na zgięciu jej ramienia, lekko
uniosła ku górze. Po chwili zdjęła z nosa okulary przeciwsłoneczne i z zadartym
ku górze podbródkiem, zapytała:
-
Martin?
-
Dzień dobry, pani Smith – odpowiedział wyniośle. On także ze swoim eleganckim,
trzyczęściowym garniturem nie pasował do tego miejsca. Nie był typowym
alfonsem, którego często widzi się w filmach. Nie był ani wielki, ani gruby i
nie miał na nosie tych tandetnych, wąskich okularów. Był wyniosły i, jak łatwo
się domyślić, obnosił się ze swoim bogactwem. Na nadgarstku mężczyzny widniał srebrny
i nieziemsko drogi zegarek. A wielki sygnet na jednym z jego palców, nadawał
jego delikatnym i bardzo zadbanym dłoniom ostrości. – Proszę usiąść.
Nie
wstał, aby odsunąć przed kobietą krzesło. I choć był niewiarygodnie bogaty w
żadnym razie nie miał zamiaru wydać ani grosza na lekcje dobrego wychowania.
Niesłychane, bo mimo faktu, iż zarabiał tylko i wyłącznie dzięki kobietom, je
same traktował, jak nic nieznaczące przedmioty. Uważał je za nic i wcale nie
krył się ze swoimi myślami.
-
Przejdźmy od razu do rzeczy – prychnął, sięgając po stojącą przed nim szklankę
ze szkarłatną cieczą. W żadnym razie, oczywiście, nie zaproponował kobiecie nic
do picia. Nie martwił się w końcu o nikogo potrzeby, miał na uwadze tylko swoje
dobro. – Proszę mi powiedzieć, dlaczego
mnie pani tu sprowadziła – dodał,
wyrażając swoje niezadowolenie z powodu swojej obecności w tak tandetnym
miejscu. Podobnie jak panna Smith nie bywał w tak tanich i niecieszących się
popularnością miejscach.
-
Zależy mi na dyskrecji – oznajmiła sucho. – Nikt nie może się dowiedzieć, że
rozmawialiśmy.
-
Oczywiście – odparł nonszalancko, wygodnie rozpierając się na krześle. – Jestem
bardzo dyskretnym mężczyzną.
Sophia
uśmiechnęła się w podzięce, ale zanim zdążyła mu odpowiedzieć, mężczyzna
kontynuował:
-
W czym mogę więc pani pomóc? Chodzi o pracę? Jeśli tak, gwarantuję, że jestem w
stanie załatwić pani naprawdę dobrych klientów. Jestem przecież najlepszy w tym
mieście.
Skromnością
również nie grzeszył. No, bo, po co? Doskonale znał swoją wartość. I podobnie,
jak wielu interesujących się jego branżą dobrze wiedział, że jest najwyżej
ceniony w Londynie. Miał najlepsze dziwki.
Kobieta
burknęła coś niezrozumiałego pod nosem, pokazując swoje oburzenie. Martin,
oczywiście, mylnie je odczytał. Ale zanim zdążył powiedzieć coś niewłaściwego i
obraźliwego, Sophia zabrała głos.
-
Nie chodzi o mnie – warknęła. – A o jedną z pańskich dziwek.
-
Ach, rozumiem – zaczął, uśmiechając się cwaniacko. – Proszę tylko powiedzieć,
jaki jest pani typ, a zaaranżuję spotkanie.
Smith
pokręciła z dezaprobatą głową.
-
Źle mnie pan zrozumiał.
-
Doprawdy? – Martin wydawał się naprawdę dobrze bawić.
-
Przyszłam w sprawie Phoebe, albo, jak pan pewnie woli, w sprawie Lolly.
Martin
nieco się wyprostował, po czym poprawił klapy swojej marynarki. W tamtej chwili
wydawał się być nagle niesamowicie zainteresowany całą rozmową.
-
Lolly? Co z nią?
Sophia
uśmiechnęła się cwaniacko, zadowolona, że zwróciła na siebie całą uwagę
mężczyzny. Dodatkowo, jego reakcja powiedziała jej, że i on najwyraźniej ma
jakieś zastrzeżenia do pracy Phoebe.
-
Ta kobieta umawia się z moim chłopakiem.
Martin roześmiał się głośno. Rechotał przez
dobre kilka sekund, a gdy znowu przemówił, jego głos był przesiąknięty dobrym
humorem.
-
Przychodzi pani do mnie, by powiedzieć, że pański chłopak sypia z prostytutką?
Proszę wybaczyć – zaczął, podnosząc się z miejsca i wciąż rechocząc – ale to
nie mój problem, że mu pani nie wystarcza.
Smith
skrzywiła się na jego słowa, ale udała, że puściła je mimo uszu.
-
Mój chłopak nazywa się Liam Payne.
Uśmiech
na twarzy mężczyzny momentalnie zamienił się w grymas.
-
Co proszę?
-
Liam Payne. I myślę, że spotkania tej dwójki w istocie są naszym problemem.
Martin
ponownie zajął miejsce przy stoliku, obrzucając Smith ostrym i uważnym
spojrzeniem.
-
To niemożliwe – oznajmił ściszonym głosem. – Lolly z całą pewnością nie spotyka
się z tym celebrytą. Zabroniłem jej tego.
Sophia
uśmiechnęła się z wyższością.
-
Widocznie nie pa pan posłuchu wśród swoich dziwek.
Wszystkie
mięśnie Martina wydawały się spiąć w jednej sekundzie. Ale przecież nie mógł
użyć siły fizycznej, by uciszyć tę kobietę. Na pewno nie w publicznym miejscu.
Nienawidził,
gdy ktoś z niego kpił. Nienawidził, gdy ktoś ignorował jego polecenia. A Phoebe
bez wątpienia to zrobiła. Nie pierwszy raz z resztą. Był gotowy dać jej
nauczkę, po której się nie pozbiera. I wiedział, że zrobi wszystko, co w jego
mocy, żeby spełnić swoje groźby, którymi kiedyś ją uraczył. On nie rzucał słów
na wiatr i chciał, aby Lolly się o tym przekonała.
-
Doskonale wiem, co musimy zrobić, by zakończyć ten absurdalny związek. Zresztą,
nie chcę by o moich dziewczynach pisano w prasie. To mogłoby zepsuć moją
reputację. Klienci muszą wiedzieć, że wszystko, co robię odbywa się w tajemnicy.
Oczywiście,
nie był to główny powód, dla którego chciał zakończyć ten cyrk, ale przecież
nie mógł powiedzieć pannie Smith prawdy. Nie mógł ryzykować, że kobieta
zrezygnuje ze współpracy przy tej intrydze.
-
Zadzwonię do pani, gdy wszystko ustawię.
~*~
Tego
dnia nie miałam na nic siły. Zdawałam sobie sprawę, że obwiniać mogę za to moje
ostatnie spotkanie z Liamem, ale wolałam myśleć, że to zwykły ból głowy
spowodowany zmianą pogody. W końcu w przeciwieństwie do poprzedniego dnia, było
naprawdę słonecznie. Silne promienie słońca wlewały się do mojego mieszkania z
tak wielką arogancją, że w końcu byłam zmuszona, by zasłonić wszystkie okna.
Evelyn
niejednokrotnie dzwoniła, próbując mnie wyciągnąć na miasto. Miała najwyraźniej
nadzieję, że zakupy, albo szwendanie się po londyńskich ulicach poprawi mi
humor. Niestety. Nie miałam najmniejszej ochoty, by wyjść na zewnątrz i
zmierzyć się ze światem. Albo z tym cholernym słońcem, które zamiast poprawić
mi humor jedynie przypominało o tym, jak bardzo jestem nieszczęśliwa.
Nigdy
nie przypuszczałam, że facet będzie w stanie mnie tak zranić. Zwłaszcza, że nie
zdążyliśmy tak naprawdę się poznać. Przecież nasza przygoda miała się tamtego
dnia dopiero zacząć. Dopiero po powrocie Liama miałam stać się wolna. Skończyć
ze swoim zawodem i zająć się czymś, do czego będę mogła przyznać się mamie.
Z
rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Bardziej z przyzwyczajenia, niż z dobrej
woli, sięgnęłam po komórkę i sprawdziłam, kto dzwoni. Podczas tej krótkiej
czynności towarzyszyło mi mnóstwo myśli: Co
jeśli to Liam? Odebrać, czy zignorować połączenie? A może to Ev z kolejną
głupią propozycją wspólnego spędzenia czasu?
Niestety,
a może i stety, nie było to żadne z nich.
-
Cześć, Martin – odebrałam nawet nie starając się stłumić zmęczonego głosu i
zastąpić go sztucznym optymizmem. Zresztą, nie sądziłam, by mogło go to w
istocie interesować.
-
Spałaś? – Zapytał z udawaną troską.
-
Tak – skłamałam. – Zrobiłam sobie małą, popołudniową drzemkę.
-
Wspaniale. Rozumiem, więc, że zebrałaś odpowiednie siły na wieczór. Mam dla
ciebie klienta.
-
Dzisiaj?
-
A co, masz inne plany?
Westchnęłam
głośno. Jeśli użalanie się nad swoim losem można było uznać za plany na
wieczór, to tak – byłam zajęta.
-
Nie, po prostu nie mam ochoty.
-
To lepiej jej nabierz, bo to ważny wieczór. Przyjedź do hotelu Stark na godzinę
dwudziestą. Pokój numer dwieście czterdzieści. Klient będzie już na ciebie
czekał.
-
Nie powiesz mi, kto to? – Zapytałam zdziwiona. Martin był doskonałym
gawędziarzem. Uwielbiał zatruwać mi życie, opowiadając o klientach i sprzedając
różne, małoznaczące anegdoty z ich życia.
-
A jaki w tym sens? Masz go po prostu porządnie wypieprzyć, by wrócił do nas
następnym razem. Ubierz się ładnie.
-
Oczywiście – odparłam z udawanym entuzjazmem.
Być
może jedynym sposobem, by zapomnieć o Paynie, było spotykanie się z innymi
mężczyznami. Seks najwyraźniej miał stać się moim lekarstwem na rozczarowanie.
~*~
Stanęłam
pod pokojem o odpowiednim numerze, ale po raz pierwszy nie mogłam odnaleźć się
w roli, jaką miałam odegrać. Czasem z Evelyn śmiałyśmy się, że bycie dziwką ma
wiele wspólnego z grą aktorską. Na każdym spotkaniu wcielałyśmy się w kogoś
innego. Raz seksowna pielęgniarka, drugim razem pokojówka, a kolejnym
sekretarka. Nie raz bawiłam się w zazdrosną kochankę, czy pomocnicę św.
Mikołaja. Niekiedy mężczyźni żądali, abym była po prostu sobą, ale w istocie
nie robiłam tego ani przez chwilę. W tamtych chwilach nie byłam Phoebe. To
przecież Lolly była odważna, zabawna i niepokonana. Nie bała się niczego. Żadne
wyzwanie nie było jej groźne.
Phoebe
natomiast była tak naprawdę po prostu przestraszoną dziewczyną, która szukała
miłości i zrozumienia. Żałowałam, że Liam nie potrafił mi tego dać. Zabawne, że
jeszcze tak niedawno wydawał się być mężczyzną wprost stworzonym dla mnie. Ufał
mi i chciał żebym była jego. Chciał mnie mieć tylko dla siebie, a moja
przeszłość nie miała dla niego żadnego znaczenia.
Zanim
zapukałam do pokoju naszła mnie pewna myśl: może
powinnam jeszcze raz porozmawiać z Liamem i wytłumaczyć sobie z nim tę całą
sprawę? Najwyraźniej jakaś część mnie wciąż chciała myśleć, że przyjazd
Sophii jest zwykłym nieporozumieniem.
Pokręciłam
głową, starając się odgonić wszelkie myśli.
Koniec z Liamem – postanowiłam sobie i momentalnie
uniosłam rękę do góry, by zapukać do drzwi.
-
Otwarte! – Zabrzmiał dobrze mi znany głos.
Zaskoczona
złapałam za klamkę, po czym już bez wahania weszłam do środka.
-
Peter? – Zapytałam, nie kryjąc swojego zdziwienia.
Chciałam
zapomnieć o Liamie, a moim klientem okazał się być jego przyjaciel. Naprawdę
zabawne. Los widocznie lubił sobie ze mnie kpić.
-
Lolly, kochanie – zawołał radośnie, zmierzając w moim kierunku z otwartymi
ramionami. – Wydajesz się być zaskoczona moim widokiem.
Przytuliłam
mężczyznę, zupełnie ignorując jego wypowiedź. Nie zamierzałam mu przecież
opowiadać o rozmowie z Martinem i fakcie, że z dzisiejszego spotkania zrobił
sobie pewnego rodzaju niespodziankę.
-
Wyglądasz na zmęczoną – westchnął mężczyzna, obrzucając mnie uważnym
spojrzeniem.
Zanim
pojawił się Liam, Peter był jednym z moich ulubionych klientów. Był dowcipny,
przyjacielski i w żadnym razie niczego nie udawał. Dla niego seks był po prostu
seksem, a wszelkie gry i kłamstwa odkładał na bok. Lubiłam o nim myśleć, jako o
swoim przyjacielu do łóżka. Tyle, że Peter dodatkowo płacił mi za tę „przyjaźń
z korzyściami”.
-
Nie spałam zbyt dobrze – odpowiedziałam szczerze. Był jednym z tych niewielu
klientów, przy których ta moja łagodniejsza i prawdziwa strona osobowości
próbowała się wydostać.
-
Moje biedactwo – westchnął. Podszedł do hotelowego barku i wyciągnął dwie
szklanki.
-
Dla mnie woda – oznajmiłam, zanim zdążył standardowo nalać mi whisky.
Peter
pokiwał głową. Nalał nam odpowiednich trunków i postawił dwa szklane naczynia
na niewielkim stoliku pomiędzy nami. Następnie podszedł do mnie wolnym,
swobodnym krokiem i położył mi obie dłonie na biodrach.
-
Pozwól, że choć odrobinę poprawię ci humor – powiedział i zbliżył swoje usta do
mojej szyi. Z każdym następnym pocałunkiem jego ruchy robiły się coraz bardziej
zachłanne. Peter nie tylko brał, ale również dawał.
Najpierw
pozbawił mnie czarnej marynarki, potem zajął się rozpinaniem obcisłej sukienki,
a ja przez chwilę pomyślałam, że może miałam rację, myśląc, że seks z
mężczyznami pomoże w jakimś stopniu posklejać moje popękane serce. Ale zaledwie
sekundę później okazało się, że nie mogłam się bardziej mylić.
Nie
pamiętam, bym cokolwiek słyszała. Wiedziałam tylko, że w jednej chwili Peter
mnie całował, a w drugiej z zapartym tchem przyglądałam się, jak drzwi pokoju
się otwierają, a w przejściu stanął ten, o którym tak desperacko próbowałam
zapomnieć.
~*~
Witajcie kochani w Nowym Roku! :)
Jak tam Sylwester i początek 2015?
U nas wszystko w porządku.
Dowiedziałyśmy się, że The Hooker zostało nominowane do Bloga Miesiąca! Jest to dla nas ogromne wyróżnienie, za które dziękujemy i chciałybyśmy prosić o głosy w sondzie. Liczymy na Was :) Głosować możecie w linku poniżej lub na Spis1D.
Blog Miesiąca
Blog Miesiąca
Całujemy! <3
Rozdział świetny:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO mój borze ! Nie !!! Dlaczego to zrobiłaś ? Ale właśnie za to cię kocham .
OdpowiedzUsuńKiedy next ?
Ahh czyżby to był Liam? Nakrył ich? Wredny ren Martin. Gardzę tym człowiekiem. Jak można tak ludziom życie zepsuć? Na miejscu Phoebe dawno odeszła bym od takiego człowieka. Ta cała była Liam'a to też taka wredna menda :/ Zostawiła chłopaka, a później wraca z miną zbitego psiaka, by ten ją przyjął. Ta dziewczyna jest bezczelna.
OdpowiedzUsuńRozdzial bardzo mi się podobał i czekam na następny :3
Primo: Jakim kurwa prawem przerywacie rozdział w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńTo jest tak świetne opowiadanie, że ja po prostu tylko czekam aż dodacie następny rozdział. Dlaczego nie dodacie od razu całości? Uh, w sumie, przez takie rzadkie dodawanie dłużej utrzymuje się mały dreszczyk emocji...
No przecież to Liam tam wszedł. No jak Boga kocham (a tu bym się zastanowiła, średnio w niego wieże, ale gińcie moje przemyślenia, to ma być komentarz a nie!)
Wracając. Ja wiem, że to jest Payne. Mam tylko nadzieje, że nie trzaśnie drzwiami i nie wyjdzie tylko będzie się awanturował a w końcu zabierze stamtąd Phoebe.
Oh, dziewczyno! Ogarnij dupę! Seks nie pomoże Ci zapomnieć o tym seksiaku, który stoi w progu. To nierealne o nim zapomnieć, a uwierz, próbowałam...
Tak czy inaczej, znów pozostaje mi czekać na następny. Moja prośba: dodajcie szybciej, bo nie wytrzymam!
Kocham, całuję, ściskam! <3
nie nie nie, Liam oslepl na 5 minut i niczego nie widzial!
OdpowiedzUsuńbedzie masakra cos czuje ;c
do nastepnego ;*
No nieee !! Zawsze tylko drama ! Kiedy ona w końcu b przestanie cierpieć bi dostanie coś z życia. Tak mi jej żal, a teraz jeszcze to. Liam powinien przyjebac Paulowi że się na to zgodził a ją zabrać i powiedzieć że się nią zaopiekuje. Ona nie mogłaby uwierzyć że jej wybaczyć byli by razem, martin dostałby wpierdol bo pewnie jesczw chciałby coś zrobić Phoebe, a Liam pyk pyk i po kolesiu. Tu byś wymyśliła coś bardzo romantycznego i Bum mogę marzenia by się spełniły i Chociaż bw jedym miejscu wiedziałabym, że pomimo że mi się nie układa nie znaczy że innym także, a dotego jeszcze dałoby nadzieję na tę True Big ♥.
OdpowiedzUsuńMyślę że chyba większość z nas ma podobne podejście, i chyba b ten gatunek o ile można go tak nazwać, jest stworzony strikte by przynosić ukojenie prawdziwemu życiu, miłosnemu lub nie.
XX KCKCKCKCKCK :*
♥
OdpowiedzUsuń