Poranne promienie słońca
nieznośnie oświetlały moją twarz, ponieważ gospodarz nie raczył zasłonić okien.
Zmrużyłam oczy i leniwie odwróciłam się w drugą stronę. Liam spał spokojnie,
tuż obok mnie i wyglądał przy tym – błagam, niech mnie piorun strzeli –
niesamowicie seksownie. Jakim cudem można spać i prezentować się tak
nienagannie? Czy to w ogóle jest możliwe?
Kosmyki jego ciemnobrązowych
włosów swobodnie opadały na poduszkę, a kołdra osłaniała tylko dolną partię
jego ciała. Umięśniony tors z męskim, ale niezbyt gęstym owłosieniem sprawiał,
że miałam ochotę go obudzić i znów wykorzystać. Doznań, jakich dostarczył mi
minionej nocy, nie dało się opisać. Szczytowanie w jego ramionach, było
najbardziej niebiańskim doświadczeniem w moim życiu.
Nie chcąc rozpływać się nad jego
łóżkowymi umiejętnościami, po cichu zeszłam z materaca. Czułam, że na samą myśl
o kolejnym numerku robi mi się gorąco. Nago ruszyłam w kierunku łazienki. Odkręciłam
wodę, stając pod prysznicem. Skierowałam ciepły strumień na siebie i wyłączyłam
myślenie. Powoli namydliłam całe ciało, dokładnie je wypłukałam, zostawiając
włosy suche. Potem użyłam ręcznika przeznaczonego dla gości i rozejrzałam się
za czymś do ubrania. Moją uwagę przykuł biały t-shirt Liama leżący na pralce.
Narzuciłam go na siebie i od razu poczułam woń jego piżmowych perfum.
Sięgnęłam po swoją kosmetyczkę,
którą zostawiłam tu poprzedniego wieczoru i oczyściłam twarz tonikiem, po czym
zamierzałam zabrać się za robienie makijażu, aby nie chwalić się sporym,
fioletowym odznaczeniem od Martina.
Zupełnie niespodziewanie ktoś
pociągnął za klamkę. Sekundę później drzwi łazienki otworzyły się szeroko, a w
progu pomieszczenia pojawił się Liam. Bez
żadnego ostrzeżenia wpadł do środka.
Chwyciłam się teatralnie za
miejsce, w którym wyczuwałam serce i ciężko westchnęłam.
- Nie nauczyli cię pukać?-
Warknęłam, odwracając pobity policzek w inną stronę.
Chłopak roześmiał się głośno.
- Jakoś nie wpadłem na to, by
pukać do własnej łazienki – odpowiedział sarkastycznie, wchodząc i zamykając za
sobą drzwi.
- Możesz zostawić mnie samą? Chcę
się ogarnąć – poprosiłam.
- Nie krępuj się. Chciałem tylko
żebyś odpakowała swój prezent – oznajmił, przyglądając mi się. Był w
wyśmienitym nastroju. A do tego, śmiał się zupełnie tak, jakby opowiedział
niesamowicie zabawny kawał.
- Nie chcę od ciebie nic prócz
tego, co mi się należy – mruknęłam, wciąż unikając konfrontacji.
- Miałem na myśli to. – Wzrokiem wskazał swoje biodra.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, widząc
czerwone bokserki z kokardką w miejscu intymnym. I właśnie wtedy popełniam
niewiarygodny błąd. Jakimś cudem kompletnie zapomniałam o tym, co tak bardzo chciałam
przez cały ten czas ukryć. Stałam tak, że bez problemu mógł dostrzec ślad po
kłótni z Martinem.
Chyba pierwszy raz zrobiło mi się
wstyd w obecności klienta.
Liam zmarszczył brwi i dokładnie
przyjrzał się soczyście fioletowej plamie na moim policzku. Ostrożnie uniósł
dłoń i próbował jej dotknąć, ale asekuracyjnie się cofnęłam.
- Zostaw. – Zebrałam w sobie całą
stanowczość.
- Lolly, kto ci to zrobił?-
Spytał grzecznie. Jego ton momentalnie złagodniał, a głos stracił wcześniejszą
nutkę humoru. Payne był poważny, a jego oczy zdradzały współczucie.
- Nie twój interes! – Wyminęłam
go i opuściłam ciasne pomieszczenie. Nagle, jak nigdy wcześniej, zapragnęłam
samotności. Pragnęłam znaleźć się w swoim mieszkaniu i zapomnieć o całym tym
bałaganie, jakim było teraz moje życie.
Gdy zbierałam swoje rzeczy z
podłogi, zaskoczył mnie silnym uściskiem na moim przedramieniu.
- Pytam po raz ostatni, kto cię
uderzył?- Mówił to bardzo powoli i wyraźnie, ale akcentował każde słowo.
- Nie musze ci się z niczego
tłumaczyć – warknęłam.- A teraz puść, to boli – patrzyłam mu prosto w oczy,
czekając aż odpuści.
Powietrze w pomieszczeniu nagle
zgęstniało. Żadne z nas nie myślało teraz trzeźwo.
Wypuścił nadmiar powietrza z płuc
i uwolnił moją rękę, dzięki czemu mogłam przebrać się w swoje rzeczy. Na boso
przeszłam po kafelkach w korytarzu prowadzącym na parter i dopiero w holu
zatrzymałam się przy ścianie i wsunęłam niebotyczne szpilki na stopy. Słyszałam
jego głośne stąpnięcia i w końcu pojawił się na schodach. Zszedł po nich i w
ułamku sekundy znalazł się tak blisko mnie, że przez chwilę zapominałam jak się
oddycha. Przyparł mnie do ściany a dłonie oparł o moje kości biodrowe.
Walczył ze sobą. Widziałam to w
jego oczach. Toczył jakąś wewnętrzną walkę, której nie potrafiłam zrozumieć.
- Nie wychodź – syknął przez
zęby.
Przez chwilę, za sprawą jego
silnego dotyku, kompletnie zapomniałam języka w gębie. I z pewnością w jego
odzyskaniu nie pomogły mi oczy Payne’a, który spoglądał na mnie tak
intensywnie, że na chwilę odpłynęłam gdzieś daleko.
- Przykro mi. Jestem umówiona –
odparłam złośliwym tonem.
I wtedy znowu poczułam jego
zgrabne, długie palce, najpierw na swoich udach, a potem na koronkowym
materiale majtek. Delikatnie musnął moją kobiecość, wyostrzając moje zmysły.
Moje ciało płonęło pod wpływem jego dotyku. Uchyliłam, przymknięte do tej pory
powieki i zauważyłam jak jego wargi zmierzały w kierunku moich.
W ostatnim momencie zdecydowałam
się na desperacki krok - z całej siły go odepchnęłam i czym prędzej zniknęłam
za drzwiami willi.
***
Do mieszkania wbiegłam prawie
potykając się o własne nogi. Właściwie nie wiem czemu po opuszczeniu taksówki
biegłam po schodach, ale chyba musiałam wyładować frustrację, której poziom
znacznie podniósł mi Payne. W pośpiechu zrzuciłam sukienkę i buty, po czym
przebrałam się w ukochany dres. Wysłałam wiadomość do Evelyn, zapraszając ją na
wieczór i prosząc o przyniesienie alkoholu. Na trzeźwo nie mogłam mówić o
Liamie. Wzbudzał we mnie zbyt wiele emocji.
Kilka godzin później brunetka
zjawiła się w moich skromnych progach, trzymając w ręku butelkę whisky. Wspólnie
przygotowałyśmy przekąski i nieświadomie pozwoliłam jej wybrać film, który
miałyśmy obejrzeć.
- Dobra, już dłużej nie
wytrzymam. Co się stało? - Spojrzała na mnie podejrzliwie, gdy tylko
zasiadłyśmy na kanapie w salonie.
- Od razu musiało się coś stać?-
Nie chciałam przechodzić do tematu tak z marszu. Potrzebowałam wspomagaczy.
- Skarbie – westchnęła cicho,
rozsiadając się wygodnie. Napełniła nasze szklanki alkoholem, po czym położyła
talerz z przekąskami na swoich kolanach. -
Dobrze wiemy, że to ja zawsze wpraszam się do ciebie z alkoholem, bo
sama niezwykle rzadko to proponujesz. A teraz pozwoliłaś mi włączyć romansidło.
Romansidło, Phoebe! Nienawidzisz tego
rodzaju filmów. Wybacz, ale to musi być coś wielkiego – wyjaśniła.
- Masz rację. – Odwróciłam się w
jej stronę. Zanim jednak kontynuowałam, sięgnęłam po swoja kosmetyczkę. Wyjęłam
z jej wnętrza mokrą chusteczkę i przetarłam nią swoją twarz, zmazując
podkład. - Martin mnie uderzył – dodałam,
widząc jej zdziwienie.
- Martin? Ale dlaczego? - Usiadła
po turecku. Widziałam, że nie do końca wie, jak powinna zachować się w tej
sytuacji. Nie ma się czemu dziwić. W końcu, nie często twoja najlepsza
przyjaciółka oznajmia, że pobił ją jej alfons.
- Bo chciałam przystać na
propozycję pewnego klienta.
- Nie mów półsłówkami, bo nic nie
rozumiem – niecierpliwiła się. Co chwilę zmieniała pozycję, w której siedziała,
jakby nie mogła wytrzymać w jednym miejscu dłużej niż kilka sekund.
- Liam zaproponował, żebym
została jego prywatną panią do towarzystwa – określiłam to bardzo delikatnie.
Starałam się brzmieć luźno, by nie robić z tego wielkiej sensacji. - Na
wyłączność. A Szajbus-Martin, nie zgodził się i zagroził, że jeśli jeszcze raz
się z nim zobaczę, to spotka mnie coś gorszego.
- O co więc się martwisz? Po
prostu odpuść sobie tego przystojniaka. Możesz mieć każdego. – Zbagatelizowała
sprawę. Wydawała się kompletnie nie rozumieć całej sytuacji. Ale nie mogłam się
jej dziwić. W końcu dla mojej przyjaciółki Liam nie był nikim wyjątkowym.
- Dziś w nocy byłam u niego.
Uprawialiśmy dziki seks, chociaż odmówiłam bycia wyłącznie jego panienką.
Koniec końców, zmusił mnie żebym się zgodziła. Nie pytaj jak. – Uciszyłam ją
gestem dłoni.- Teraz muszę to jakoś sprytnie rozegrać.
- Chcesz zjeść ciastko i mieć ciastko.
Tak się nie da, Phoebe – pokręciła głową z niezadowoleniem.
- Jeśli mi pomożesz, to nic się
nie stanie – popatrzyłam na nią błagalnie.
Minęła chwila, zanim mi
opdowiedziała.
- Jestem twoją przyjaciółką.
Kiedy robisz głupotę, muszę się przyłączyć – zaśmiała się, wzruszając ramionami,
po czym włączyła komedie romantyczną z Jennifer Aniston, tym samym zakańczając
naszą rozmowę.
***
-
Dobrze zrobiłaś – powiedział Martin, gdy siedziałam wraz z nim na tylnym
siedzeniu jego samochodu. Zaufany kierowca mojego szefa krył swój wzrok za
szkiełkami czarnych okularów, ale miałam dziwne wrażenie, że mnie obserwuje.
Wydawało mi się, iż przypatruje się każdemu mojemu ruchowi, a słowa, jakie
padają z moich ust, dogłębnie analizuje, by potem powiedzieć swojemu
pracodawcy, czy kłamałam. Być może miałam paranoję, ale ten facet mnie
przerażał.
-
Słucham? – Westchnęłam, nie do końca pewna, o czym mówi.
-
Zrobiłaś dobrze, odsyłając z kwitkiem tamtego frajera – oznajmił, opierając się
wygodnie o skórzane siedzenie. W dłoni obracał jakiś kolorowy żeton i wydawał
się poświęcać temu przedmiotowi więcej uwagi, niż mojej osobie. – Jesteś
dziwką, Lolly, stałe układy nie są dla ciebie. Lepiej zarobisz, gdy będziesz
miała różnorodnych klientów. To najzwyczajniej w świecie się opłaca.
-
Opłaca – prychnęłam. – Mnie czy tobie?
-
Uważaj na słowa – warknął Martin. – Ostatnim razem słono zapłaciłaś za swój
cięty język. Nie każ mi powtarzać tej lekcji.
Nie
zamierzałam dawać mu satysfakcji. To ja miałam być osobą, która udzieli mu lekcji w przyszłości. Dla ścisłości -
niezbyt przyjemnej.
-
Nie zapytałeś nawet, jaką stawkę proponował.
-
Jakakolwiek by nie była, nie wyrażam na to zgody. Mam kilku klientów, którzy
umierają, by cię poznać. Nie odmawiaj im tej przyjemności, Lolly.
Złość
niemal ze mnie kipiała, ale resztkami sił zdusiłam w sobie nieprzyjemne uwagi.
Nie chciałam pokazywać, że jego słowa w ogóle na mnie działają.
-
Jesteśmy na miejscu. – Głos kierowcy był zbawieniem.
-
Wspaniale – zaświergotał mój szef. – Czas na ciebie, Lolly. Pokaż mi, że
naprawdę jesteś warta uwagi, jaką ci poświęcam. Możesz być gwiazdą w tym
biznesie. Musisz mi tylko zaufać. Wszystko, co robię jest tylko i wyłącznie dla
twojego dobra, kochanie.
Jasne. Raczej dla dobra jego kieszeni.
Stanęłam
przed drzwiami jednego z hotelowych pokoi. Większość klientów wolała spotykać
się na neutralnym gruncie. Może, dlatego, że niektórzy mieli w swoich domach
żony, które złudnie myślały, że mężowie są im wierni.
Zapukałam
dwa razy, po czym szybko poprawiłam swoją czerwoną sukienkę. Założyłam ją na
specjalnie życzenie klienta.
Drzwi
się uchyliły, a w progu stanął mężczyzna w średnim wieku. Ciemne włosy były już
lekko przerzedzone, gdyż na czubek jego głowy wkradła się łysina. Szyty na
miarę garnitur, podkreślał jego szczupłą sylwetkę, choć doskonale wiedziałam,
że wciąga swój brzuch. Cóż, nie tylko kobiety stosowały podobne triki.
-
Lolly? – zapytał niepewnie.
-
Tak. Ty musisz być Ri…
-
Nie – przerwał mi szybko, zanim zdołałam dokończyć jego imię. – Znaczy tak. Po
prostu wolałbym, żebyś dzisiaj nazywała mnie inaczej. Wejdź do środka.
Nie
wahałam się ani chwili dłużej. Zresztą, rozmowy na korytarzu pomiędzy
prostytutką a jej klientem chyba nie powinny zostać przez nikogo przypadkowo
podsłuchane.
-
Jak więc mam cię nazywać? – Zapytałam, kładąc ręce na biodrach i nieco
wypinając pierś do przodu. Jego wzrok, naturalnie, od razu spoczął na moim
dekolcie.
-
J-James – powiedział z drobnym zająknięciem.
Nie
pytałam, dlaczego wybrał akurat to imię. Nie musiałam tego wiedzieć, naprawdę.
-
Od czego chciałabyś zacząć? – Zapytał, nerwowo drapiąc się po karku. Na
szczęście wystarczyło tylko jedno, znaczące spojrzenie, by zrozumiał. Dlatego
zaraz potem wyciągnął ze swojej czarnej teczki zwitek banknotów i od razu mi go
podał.
-
Dziękuję – powiedziałam, wkładając pieniądze do torebki. Jednak w momencie, gdy
chciałam ją odłożyć, by całkowicie skupić swoją uwagę na kliencie, rozbrzmiał
dzwonek mojego telefonu.
-
Przepraszam – westchnęłam poirytowana. – Zapomniałam go wyłączyć.
-
Nie szkodzi – odpowiedział Rick. Albo James. Nieważne. – Odbierz! Śmiało.
Wyjęłam
telefon, spoglądając z przerażeniem na ekran komórki.
Liam.
Dobrze
wiedziałam, że zignorowanie tego połączenia nie będzie rozsądne. Szczególnie,
że Payne jeszcze nie do końca mi uwierzył, że na dobre porzuciłam swoich
klientów. I, jakby nie było, miał rację.
-
Tak? – Odebrałam.
-
Lolly! – Zdecydowanie w jego głosie usłyszałam podekscytowanie. – Minęło tak
niewiele czasu od naszego ostatniego spotkania, a ja już się za tobą
stęskniłem. Powinnaś zaraz do mnie przyjechać.
Nad
moją głową, niczym w tych wszystkich durnych kreskówkach, wydawała się jarzyć
czerwona lampka.
-
Nie mogę.
-
Dlaczego? Myślałem, że mam cię na wyłączność. Porzuć to, co robisz i przyjedź
do mnie.
-
Kiedy naprawdę nie mogę.
-
Co jest na tyle ważne, że nie możesz spełnić mojej cholernej prośby? – Był
naprawdę poirytowany moim zachowaniem i wiedziałam, że jeśli nie chcę zepsuć
naszego układu, muszę wymyślić naprawdę dobre kłamstwo. Szkoda tylko, że nie
byłam urodzoną kłamczuchą.
-
Moja przyjaciółka się rozchorowała i staram się jej pomóc. Postaram się
przyjechać do ciebie później. A teraz wybacz, naprawdę muszę kończyć.
I
nim Liam zdążył się odezwać, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. A potem szybko
wyłączyłam komórkę, by nie musieć wypowiadać kolejnych, nieudolnych kłamstw.
-
Czy to ja jestem tą twoją chorą przyjaciółką? – Zaśmiał się mój klient. Był
naprawdę sympatyczny.
-
Na to wygląda. – Uśmiechnęłam się delikatnie, nieco przepraszająco.
Tego
dnia oprócz stałego kontraktu z Liamem, załatwiłam sobie wyrzuty sumienia.
Niesłychane, że w ciągu jednego dnia zdołałam oszukać dwóch mężczyzn. Pozostawało
mi mieć tylko nadzieję, że ani Liam, ani mój szef, nie dostrzegą moich kłamstw.
~*~
Niezapominajka: Bez zbędnych tłumaczeń, przepraszamy za jeden dzień spóźnienia. Obiecałyśmy dodawać odcinki rzadziej ze względu na szkołę, więc jest dopiero teraz :) Dziękujemy za komentarze i zapraszamy do czytania oraz dalszego dzielenia się z nami Waszymi opiniami.
W razie pytań zapraszamy na nasze aski: