Nie byłam
przeciętną kobietą. Nie miałam idealnego życia, ani typowych
problemów. I z pewnością przyzna to każdy, kto tylko spojrzy na
ostatnie pięć lat mojej egzystencji. Jednak w tym całym bałaganie
była pewna normalność. Wprowadzała ją moja najlepsza
przyjaciółka - Evelyn. Przebywanie w jej towarzystwie naprawdę mi
pomagało. Co oczywiście wcale nie oznaczało, że Ev była
przeciętniakiem. O nie! Tę dziewczynę można było określić
wielorako, ale słowo „przeciętna” z pewnością tutaj nie
pasowało.
Ona żyła
w sposób, którego jej zazdrościłam. Była beztroska (można nawet
powiedzieć, że szalona w swojej beztrosce), pełna energii i
niezwykle otwarta. Kochała żyć. I - co nas kompletnie różniło -
zawód, którego się imała w żaden sposób jej nie przeszkadzał.
Była szczera i właśnie dzięki owej szczerości zyskała we mnie
tak wielkiego przyjaciela. Nigdy nikogo przed sobą nie udawałyśmy,
ani nie mówiłyśmy tego, co było po prostu przyjemne dla ucha.
Przy niej mogłam być sobą i zawsze miałam pewność, że mnie
zaakceptuje.
Nie dziwne, więc, że po
wydarzeniach wczorajszego dnia od razu pobiegłam do jej mieszkania,
prawda?
- Jesteś niemożliwa -
oznajmiła z pełną powagą moja przyjaciółka. W między czasie
postawiła butelkę wina na szklanym stoliku, znajdującym się przed
sofą, na której siedziałam. Dziewczyna jednak była tak
zdezorientowana tym wszystkim, co przed chwilą usłyszała, że nie
była w stanie choć na chwilę gdziekolwiek posadzić swojej (jakby
nie patrzeć) naprawdę zgrabnej pupy. - Jak mogłaś coś takiego
powiedzieć tym smarkulom?
- Nie mam pojęcia, co we mnie
wstąpiło - wyjaśniłam szybko. - Zupełnie tego nie przemyślałam.
- W tej kwestii nie będę się
z tobą spierać - powiedziała, wzruszając ramionami. Evelyn była
lekko podminowana, ale nie winiłam jej za to. Jak zawsze,
przyjmowała na siebie moje problemy. - Lepiej powiedz, co na to
Liam.
Przełknęłam głośno ślinę.
Na szczęście Evelyn nie zauważyła mojej reakcji, gdyż była zbyt
zajęta rozlewaniem wina do dwóch kieliszków.
- On o niczym nie wie -
odpowiedziałam po dłuższej chwili.
- Słucham?
Wzruszyłam niewinnie
ramionami.
- Wczoraj przyznałaś się
przed jakimś smarkulami, że „kochasz” ich idola i twierdzisz,
że Liam nie ma o tym bladego pojęcia?
Potwierdziłam skinieniem
głowy.
- Dziewczyno, w jakich czasach
ty żyjesz? Zdajesz sobie sprawę, że istnieje coś takiego, jak
Twitter i Facebook, prawda?
Mimowolnie się skrzywiłam.
Jak mogłam nie wziąć tego
pod uwagę? To, że ja nie korzystałam z żadnych portali
społecznościowych nie oznaczało jeszcze, że reszta świata
pozostaje na takie rzeczy obojętna.
- Ev, podaj mi swój komputer.
Moja przyjaciółka pokręciła
energicznie głową.
- Nie ma mowy!
- Nie pytam przecież o twoje
pozwolenie - jęknęłam, podnosząc się z kanapy i kierując w
stronę sypialni, gdzie zwykł leżeć jej laptop. - Jak nie chcesz
ruszyć tyłka, to sama go przyniosę.
- Nie o to mi chodziło -
zawołała. - Po prostu uważam, że to głupie.
Chyba nie sądziła, że była
w stanie mnie przekonać do zmiany zdania?
- Wspaniała, bardzo mądra i
inspirująca artystka powiedziała kiedyś, że sprawdzanie tego typu
rzeczy jest zupełnie bez sensu! - Kontynuowała, nie tracąc zapału.
- Tylko człowiek niepotrzebnie się denerwuje, a przecież i tak nic
dobrego z tego nie wyniknie! Nie przejmuj się tym, co napiszą te
głupie smarkule. Bądź ponad to!
Weszłam do wielkiej sypialni
Evelyn i od razu sięgnęłam po srebrny laptop z masą
najróżniejszych naklejek znajdujących się na jego obudowie. Nie
tracąc czasu na powrót do salonu od razu włączyłam sprzęt.
- Niby, jaka artystka? -
Prychnęłam.
Evelyn się zawahała.
- Britney Spears -
odpowiedziała, starając się nie nawiązywać ze mną kontaktu
wzrokowego.
Oczywiście, Ev i jej mądrości
rodem z czasopism.
- Phoebe, opamiętaj się -
jęczała dalej. - Nic dobrego ci to nie przyniesie. Jedynie
poczujesz się gorzej.
Spojrzałam znad ekranu na
Evelyn.
- W takim razie pomóż mi
dobić się tymi kilkoma informacjami - powiedziałam ze sztucznym
uśmiechem.
Moja ciemnowłosa przyjaciółka
pokręciła z dezaprobatą głową. Postanowiła jednak odrzucić
swoje wszystkie (bez wątpienia) trafne argumenty na bok i zająć
miejsce obok mnie.
- Daj mi to - powiedziała
naburmuszonym głosem. - Ty pewnie nawet nie wiesz, jak korzystać z
Twittera.
I chociaż zupełnie nie było
mi do śmiechu, to jakimś cudem się roześmiałam. Niestety, jak
się okazało chwilę później, musiałam na dobre porzucić
wszystkie oznaki wesołości.
Smarkule - jak to określała
je Evelyn - nie tylko umieściły informację o moim wyznaniu na
Twitterze, ale również (zapewne mimowolnie) sprawiły, że stałam
się tematem numer jeden na tym portalu.
Wszyscy mówili o Phoebe.
Nazywali mnie dziwką (co nie było wcale tak dalekie od prawdy),
dopisywali najróżniejsze historie o moim życiu, wyśmiewali
rodzinę i starali upokorzyć. A przecież wcale mnie nie znali.
Wiedzieli o mnie tyle, co nic. A mimo to stwierdzili, że mają prawo
mnie oceniać.
Nie wiedzieli, co łączyło
mnie z Liamem, a wypowiadali się na temat naszego związku.
Twierdzili, że jestem dla niego ciężarem. Że go wykorzystuję,
psuję mu opinię i niszczę karierę. Może mieli racje? Może
faktycznie byłam tym szkodliwym pierwiastkiem, który psuł
wszystko, czego tylko się dotknął?
- Nie czytaj tego - prosiła
dalej Evelyn.
Ale ja jej nie słuchałam.
Wertowałam każdy artykuł,
śledziłam tweety i wśród tysięcy postów nie mogłam się
doszukać ani jednego dobrego słowa. Nikt się za mną nie wstawił.
Nikt. Ale nie wiem, czemu się dziwiłam. W końcu, czy można
powiedzieć coś dobrego o prostytutce?
W pewnym momencie nie mogłam
już tego znieść.
Szybko odsunęłam od siebie
komputer, odskakując od niego, jakby parzył. A potem było już
tylko gorzej.
Zasłoniłam usta dłonią i w
te pędy pobiegłam w stronę łazienki. Z impetem otworzyłam drzwi,
rzuciłam się na podłogę i uklękłam przy toalecie.
Ten wieczór nie skończył
się dla mnie dobrze.
~*~
- Może
powinnaś iść do lekarza? - zagaiła Evelyn, kładąc się obok
mnie na łóżku.
Upłynęło kilka godzin od
mojego pierwszego incydentu w toalecie, ale miniony czas wcale nie
sprawił, że czułam się lepiej. Byłam zupełnie bezsilna.
- Pewnie czymś się zatrułam.
- Wzruszyłam ramionami chcąc zbagatelizować sprawę.
- Tak, na pewno. Tym jadem z
Twittera.
Uśmiechnęłam się lekko do
przyjaciółki. A przynajmniej miałam nadzieję, że to, co zrobiłam
przypominało uśmiech.
- Liam wysłał ci wiadomość
- oznajmiła ciemnowłosa, podając mi mój telefon.
Co zabawne, wieść o tym
wcale mnie nie ucieszyła. Żołądek momentalnie mi się ścisnął
i przez chwilę miałam wrażenie, że będę musiała ponownie
rzucić się biegiem w stronę łazienki. Chwilowy kryzys jednak
przeszedł, gdy Evelyn poklepała mnie po ramieniu.
- Możesz zostać u mnie na
noc, jeśli chcesz - zaproponowała. - Powiedz mu, że mam kryzys i
musisz mnie ratować.
Może w życiu nie spotkało
mnie wiele dobrego, ale Evelyn z pewnością była dobrą
rekompensatą za wszystkie życiowe dramaty.
- Tylko nie
pisz mu, że rzygałaś - zaśmiała się, podnosząc z łóżka. -
Jeszcze pomyśli, że jesteś w ciąży, czy coś. Przybiegnie tutaj
i zepsuje nasz śmierdzący wymiocinami, babski wieczór.
Ev wyszła z sypialni, śmiejąc
się ze swojego durnego żartu, kiedy mój żołądek ponownie się
ścisnął. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki moja głowa
wypełniła się obawami. A potem nagle zaczęłam liczyć dni od
mojego ostatniego okresu.
- Cholera - zajęczałam.
I potem znowu pobiegłam do
łazienki...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
To znowu my!
Myślicie, że Phoebe jest w ciąży?
A co z Chrisem?
Do następnego! <3