Ostatnimi czasy moim
największym przyjacielem stała się kanapa. Zaraz po niej był pilot do
telewizora. Jeszcze nigdy wcześniej tak bardzo nie zbliżyłam się do tej dwójki.
Spędzaliśmy razem naprawdę dużo czasu. Staliśmy się niemalże trójkątem
miłosnym. Jakkolwiek żałośnie to brzmi.
Nie byłam w stanie
wychodzić z domu. I nie chodziło tylko o to, że wszystko mnie bolało. Po prostu
wyglądałam fatalnie i dobrze wiedziałam, że straszenie ludzi siniakami na
twarzy i reszcie ciała nie było najlepszym rozwiązaniem. Skupiłam się, więc na
tym, co umiałam robić najlepiej. Leżałam.
Szkoda tylko, że
oglądanie telewizji wcale nie było tak ekscytującym zajęciem. Co więcej, było
cholernie nudne. Zdołałam nawet przez ten czas nauczyć się wielu reklam na
pamięć. Głupie melodyjki śpiewałam razem z nędznymi aktorami, a bzdurną
piosenkę reklamującą proszek do prania nuciłam częściej niżbym tego chciała.
W całej tej sytuacji
pocieszająca była tylko Evelyn, która odwiedzała mnie naprawdę często.
Przychodziła do mnie kilka razy dziennie i opowiadała o wszelkich bezsensownych
rzeczach. Zdradzała najświeższe plotki ze świata i komentowała zachowania moich
sąsiadów. Z przerażeniem musiałam przyznać, że z powodu tej otaczającej mnie
nudy, nawet to wydawało się ekscytujące.
Z westchnieniem
przełączyłam na następny kanał, modląc się, by i tym razem nie uraczono mnie
jakąś powtórką. Jakaż to była radość, gdy na ekranie ujrzałam zupełnie nieznane
mi show. I gdy już miałam rozkoszować się swoim szczęściem, doszło mnie stukanie
do drzwi.
- Po co pukasz,
Evelyn? – Krzyknęłam, domyślając się, kto jest moim gościem. Jakby nie patrzeć,
dziewczyna była moim jedynym przyjacielem i tylko ona przejmowała się moim
losem. W żadnym przecież wypadku nie zamierzałam informować mojej mamy, że coś
mi się stało. – Chyba nie myślisz, że wstanę i ci otworzę te cholerne drzwi?
W odpowiedzi jednak
rozległo się kolejne pukanie.
- Do diabła z tobą! –
Warknęłam, podnosząc się z kanapy. Oczywiście, w akompaniamencie niezliczonych
jęków. Póki nie było dziewczyny w środku mogłam sobie pozwolić na
uzewnętrznienie bólu. Nie chciałam jej pokazywać, co naprawdę czułam. Musiało
jej wystarczyć już samo patrzenie na moją posiniaczoną twarz. – Jeśli zgubiłaś
swój komplet kluczy, to następny wyrabiamy już na twój koszt – dodałam, nie
szczędząc sobie narzekania na jej niezdarność.
Gdy w końcu podeszłam
do drzwi, przekręciłam szybko zamek i otworzyłam je szeroko. Na mojej twarzy
widniał grymas, ale był on wynikiem raczej gry aktorskiej, niżeli rzeczywistej
złości. Nie potrafiłam naprawdę gniewać się na Ev. Jednak, co istotne, ów
grymas nie zniknął, gdy zobaczyłam, kto stoi po drugiej stronie.
- Co ty, do cholery, tu
robisz? – Warknęłam.
Jeżeli kiedykolwiek
mama uczyła mnie zasad dobrego wychowania i tego, jak powinno się witać gości,
w tym momencie zupełnie o tym zapomniałam. Ale proszę, nie bądźcie dla mnie
surowi. Myślę, że wiele kobiet zachowałoby się tak, gdyby w zbliżonej sytuacji w
progu swojego mieszkania zobaczyły podobną postać.
Podczas gdy ja nie
miałam na sobie ani grama makijażu, zakrywającego moje siniaki i ubrana byłam w
znoszone i może nawet poplamione dresy, mój gość wyglądał perfekcyjnie. Stał,
jedną dłonią oparty o framugę drzwi, przyglądając mi się uważnie. Jego włosy
zakrywała szara, materiałowa czapka, ale mogłabym przysiąc, że nawet gdyby ją teraz
zdjął, ułożyłby się doskonale. Lekki, kilkudniowy zarost dodawał jego twarzy
ostrości, którą w jakiś magiczny sposób łagodziły jego oczy.
- Mój Boże, Phoebe…
Z początku nie był w
stanie nic więcej powiedzieć. Jedną z dłoni, którą wcześniej trzymał w kieszeni
jeansowych spodni, przyłożył do swoich ust, tym samym wyrażając swoje
niedowierzanie. Po chwili i drugą rękę uniósł do twarzy, wciąż mi się po prostu
przyglądając.
- Kto ci to zrobił? –
Zapytał, nie kryjąc swojego przerażenia.
W pierwszej chwili nie
wiedziałam, o czym mówi. Przez jego widok zupełnie zapomniałam o siniakach
zdobiących moją twarz i resztę ciała. Wciąż były fioletowe i niezwykle
widoczne. Nie byłam w stanie ich zakryć, dlatego nigdzie nie wychodziłam.
- Nie twoja sprawa,
Liam.
Wypowiedzenie jego
imienia zagwarantowało mi szereg sprzecznych emocji. Czułam, jak mój głos
załamuje się na tym jednym, krótkim słowie, choć jednocześnie był dziwnie
piskliwy. Jakbym nie używała go od bardzo dawana. A przecież wciąż gadałam. Jak
nie do Evelyn, to do telewizora, próbując przemówić aktorom do rozumu i
wyjaśnić jakąś sytuację, choć ci wcale mnie nie słuchali. Podobnie, jak Liam,
kiedy kazałam mu wynosić się z mojego życia i już nigdy nie wracać.
- Po co przyszedłeś?
– Zapytałam, wciąż stojąc w progu swojego mieszkania. Czułam się dziwnie
nieswojo i naprawdę nie wiedziałam, jak powinnam się zachować.
- Wpadłem na Evelyn i
– urwał nagle. – Nie wiem, Phoebe. To był po prostu impuls.
Mogłam tak stać w
progu mieszkania i rozmawiać z nim bez żadnego sensu, albo mogłam go wyprosić
stąd i udawać, że ta wizyta nie miała miejsca. Wybrałam tę drugą opcję. Tak
było lepiej dla mojego serca.
- Do widzenia –
oznajmiłam surowo, po czym złapałam za klamkę, by zamknąć drzwi.
Ale Payne był
szybszy. Włożył stopę do środka, uniemożliwiając mi ich zamknięcie. I jakby
tego było mało, nieco pchnął je w moją stronę, dzięki czemu mógł prześlizgnąć
się do mieszkania.
- Ale ja się nigdzie
nie wybieram – odpowiedział. Był stanowczy. Wiedział, po co tu przyszedł i w
żadnym razie nie miał zamiaru się wycofać.
- Co ty, do diaska, tu
robisz? – Krzyknęłam, po raz kolejny próbując z niego wydusić prawdę. Problem
polegał na tym, że nawet on takowej nie znał.
- Nie wiem, Phoebe.
Nie mam pojęcia. Po prostu potrzebowałem cię zobaczyć. Chciałem… - Zrobił krok
w moją stronę, ale momentalnie się cofnęłam.
- Nie dotykaj mnie.
Liam westchnął. Był
bezradny i zdezorientowany.
- Kto ci to zrobił? –
Zapytał po raz kolejny. Z tą samą uwagą, co chwilę temu, śledził moją twarz.
Przyglądał się każdemu siniakowi, każdemu najmniejszemu zadrapaniu. I
niesamowicie mnie to przerażało.
- Kto ci to zrobił?!
– Tym razem nie miał zamiaru przyjmować żadnych wymijających odpowiedzi. Ale ja
również nie chciałam się poddać. Złość we mnie rosła z każdą następną sekundą.
I byłam niewiarygodnie bliska wybuchu.
- Domyśl się –
prychnęłam, nie mogąc uwierzyć w jego naiwność. – Po części to przecież twoja
zasługa.
Trafiłam. Mocno i
boleśnie. Kto wie, czy czasem nie znalazłam jego czułego punktu.
- Słucham?
- Liam, to naprawdę
urocze, że się tak o mnie martwisz, ale ja nie potrzebuję twojej litości.
Jestem w stanie zadbać sama o siebie. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałabym w
spokoju spędzić ten wieczór.
Pokręcił głową w
zdezorientowaniu, po czym przyłożył obie dłonie do twarzy, wzdychając głęboko.
Wiedziałam, że nie było mu łatwo, ale nie miałam zamiaru mu tego upraszczać.
Był odpowiedzialny za dziurę w moim sercu i chciałam, żeby, choć przez chwilę
zobaczył, jak to jest. Być może byłam bezlitosna, ale to wydawało mi się
naprawdę pomocne. Jakby czyjś ból miał uśmierzyć mój własny.
Absurd!
- Myślę, że
powinniśmy porozmawiać – oznajmił po chwili. - Tym razem szczerze i bez żadnych
niedomówień.
- Doprawdy? – Zaśmiałam
się. – Myślę, że Sophii nie spodoba się to, że tutaj jesteś. Może lepiej
biegnij do niej i mydl jej oczy, ale nie rób tego ze mną.
Byłam przekonana, że
ta dwójka wróciła do siebie. Przecież razem wyglądali tak perfekcyjnie. Byli
stworzeni dla siebie. Ale to, co chwilę później usłyszałam, kompletnie zbiło
mnie z pantałyku.
- Myślałem, że jesteś
mądrzejsza – wyznał, zakładając ręce na piersiach. – Myślałem, że będziesz tą
nieliczną osobą, która nie będzie wierzyć we wszystko, o czym mówi prasa. Nie
wróciłem wtedy do Sophii. Pojawiła się w Manchesterze, bo Zayn ją tam ściągnął.
Wcale mi się to nie podobało, bo jedyne, o czym wtedy myślałem, to ty. Chciałem
mieć cię tylko dla siebie i rozkoszować się każdą sekundą. Ale zaraz po naszej
rozmowie, pojawiła się Smith, błagając o drugą szansę. Nie otrzymała jej.
Przyglądałam się
Liamowi, czując się jak największa idiotka. Jego słowa niemiłosiernie wirowały
w mojej głowie, próbując mi uzmysłowić, że popełniłam ogromny błąd.
- Chcesz mi
powiedzieć, że to wszystko, to tylko i wyłącznie jakieś nieporozumienie?
Payne wzruszył
ramionami i po raz kolejny obrzucił mnie tym przenikliwym spojrzeniem. Nie
wiedziałam, czy bardziej mnie to przerażało, czy podniecało. A może jedno i
drugie?
- Czy wszystko, tego
nie wiem. Czas, więc na to, byś ty w końcu oświeciła mnie swoją częścią
historii.
Pokiwałam głową, po
czym wskazałam gestem ręki, by przeszedł do salonu. Oczywiście, nie zawahał się
ani chwili. Był niezwykle pewny siebie i do tego czuł się w moim mieszkaniu naprawdę
swobodnie.
Zajął miejsce na
kanapie, czekając, aż ja usiądę naprzeciwko niego.
- Zacznijmy od
najważniejszego – zażądał. – Kto ci to zrobił?
Wiedziałam, że nie
ustąpi. Musiałam wyjść mu z wyjaśnieniami naprzeciw.
- Gdy zaproponowałeś
mi, bym była twoja na wyłączność, nie zgodziłam się. Nie, dlatego, że nie
chciałam. Uwierz, w jakiś pokręcony sposób podobał mi się pomysł, że mogłabym
do ciebie należeć. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, ale chyba naprawdę
chciałam być kogoś. Wiesz, poczuć się
potrzeba i chciana.
Liam patrzył na mnie
cierpliwie i słuchał. Czekał na dalsze wyjaśnienia.
- Powiedziałam o tym swojemu
szefowi. Myślałam, że nie będzie miał nic, przeciwko, bo proponowałeś dobrą
cenę, ale myliłam się. Powiedział, że kilkoro klientów chce mnie jeszcze poznać
i nie wyraża zgody na ten głupi układ. Naprawdę się wściekł.
- Wtedy, kiedy
wszedłem do łazienki i starałaś się zamaskować swój posiniaczony policzek… -
Przypomniał sobie. - To on cię wtedy uderzył, prawda? To była jego sprawka?
Pokiwałam głową,
zauważając, jak wszystkie mięśnie Liama się napinają.
- Skur…
- Obiecałam mu, że
nie wejdę z tobą w żaden układ. Co więcej, obiecałam, że już więcej się z tobą
nie spotkam. Ale ty byłeś naprawdę przekonujący tamtej nocy – dodałam, ledwie
widocznie uśmiechając się do wspomnień. – Groźby Martina przestały dla mnie
istnieć. Byłam pewna, że jakoś to pogodzę.
- Ale Martin się dowiedział
– dopowiedział dalej, spoglądając na mnie ze współczuciem. – Byłaś z tym na
policji?
Prychnęłam głośno,
oburzona jego pomysłem.
- I co im powiem?
„Panowie, skujcie w kajdany mojego alfonsa, bo mnie uderzył?” Liam, w jakim ty
świecie żyjesz? Jestem zwykłą dziwką!
- Nie mów tak –
zaprotestował.
- Dlaczego? To
przecież prawda…
Payne oparł łokcie na
udach i na chwilę schował twarz w swoich dłoniach.
- Nie powinnaś teraz
leżeć w szpitalu? Nie wyglądasz najlepiej.
- Dzięki.
- Wiesz, że nie to
miałem na myśli.
Rozejrzałam się po
pokoju, poszukując ratunku. Nie miałam pojęcia, dlaczego mu o tym wszystkim
powiedziałam. Nie należałam do zbyt wylewnych osób, a swoje sprawy zawsze
zatrzymywałam dla siebie. Jednak, Liam miał w sobie coś, co mówiło mi, że mogę
mu zaufać. Że mogę powierzyć mu każdą tajemnicę.
- Gdybym tylko
wiedział… - Warknął, ze złością uderzając pięścią w materiał kanapy.
- To, co? Co byś wtedy
zrobił? – Pokręciłam głową w bezsilności. – To sprawa pomiędzy mną a Martinem.
Pozwól, że sama się tym zajmę. Nie chcę, żebyś w cokolwiek się mieszał.
Payne momentalnie
zerwał się z miejsca.
- Nie ma mowy! Nigdy
więcej nie spotkasz się z tym gościem – syknął przez zaciśnięte zęby. Dopiero
po chwili, nieco spokojniej, dodał: – Od dzisiaj wszędzie będziesz chodzić z
moim ochroniarzem. I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Już postanowiłem.
Ja również podniosłam
się z kanapy.
- To bardzo miłe z
twojej strony – zaczęłam. – Ale nie mogę się na to zgodzić. Nie mogę pozwolić,
byś ryzykował swoją karierę i swoje dobre imię dla osoby takiej jak ja. Gdyby
media się dowiedziały…
- Nie obchodzi mnie
to!
- A powinno!
Jeszcze kilka minut
temu starałam się zapomnieć o Liamie Paynie i żyć dalej. Teraz wpatrywałam się
w jego przystojną twarz i piękne oczy, które wyrażały ogromną troskę o moją osobę.
Tego dnia pokazał mi zbyt wiele. Ujawnił swoje uczucia, choć w istocie wcale
ich nie nazwał. Ale ja tego nie potrzebowałam. Miałam w głowie coś znacznie
bardziej przejmującego.
Zapominając o całym bożym
świecie, zrobiłam krok w stronę Payne’a, potem następny i jeszcze kolejny.
Zatrzymałam się tuż przed nim. Dzieliło nas kilka centymetrów, a dziwne
napięcie zdawało się rosnąć z każdą następną sekundą. Powietrze nagle stało się
bardziej gęste, a ładunki elektryczne wydawały się przeskakiwać z niego na mnie
i odwrotnie, próbując nas w jakiś irracjonalny sposób połączyć. A ja temu
uległam.
Nie tracąc ani chwili
dłużej, złapałam klapy kurtki Liama i przyciągnęłam go bliżej siebie. Musiałam
jednak stanąć na palcach, by dosięgnąć jego ust, ale w żadnym razie mi to nie
przeszkadzało.
Pocałowałam
go.
Mocno i zachłannie.
Nie miałam czasu na jakieś czułe i delikatne całusy. Nie, gdy wydawało mi się,
że jeszcze moment, a wybuchnę.
- Phoebe… - westchnął
w moje usta.
- Zamknij się, Payne –
zaśmiałam się cicho, przyciągając go jeszcze bliżej. Jakby to w ogóle było
możliwe. – Po prostu mnie całuj.
Posłuchał. A nawet
poszedł krok dalej, bo zaledwie chwilę później jego kurtka leżała już na ziemi.
Tak samo, jak koszulka i moje dresy.
Całował
niewiarygodnie. Miał niezwykle uzdolnione usta. I chociaż wiedziałam już o tym
wcześniej, teraz mogłam w pełni potwierdzić tę informację.
- Od teraz już naprawdę jesteś moja. Na wyłączność –
oznajmił pewnie. Odsunął się na chwilę, by móc na mnie spojrzeć. – Gdzie się
nauczyłaś tak całować? – Zapytał kąśliwie, puszczając mi oczko.
Niezaprzeczalnie i
nieodwołalnie zakochałam się w Liamie.
~*~
Hejka!
Niezapominajka z tej strony.
Kto jest zachwycony tym rozdziałem?! Ja! Napisała go Charlie i wręcz go ubóstwiam! Gratulacje kochana, kłaniam się nisko <3
#Piam!
Gdybyście były również zainteresowane to na moim osobistym blogu również pojawił się nowy odcinek Marked, a na Wattpadzie za chwil kilka dodam nowy odcinek Illusion. Serdecznie zapraszam!
A teraz lecę spać, bo rano trzeba wstać xD
Całuję <3
Całuję <3