Dzień rozpoczął się bardzo
typowo. Jak przystało na Londyn, rano padał deszcz, który zniknął około
południa. Wilgoć, szarość i chłodny wiatr, zwiastowały niedalekie przybycie
jesieni. Owszem, wstałam z łóżka, ale widząc, co się dzieje za oknem, usiadłam na
kanapie w salonie, otulając się kocem i trzymając w dłoniach kubek z parującą
herbatą. Włączyłam telewizor i od razu trafiłam na serwis plotkarski. Lady Gaga
kupiła sobie buldoga francuskiego, Beyonce się rozwodzi, a Liam Payne wrócił do
byłej dziewczyny.
Zaraz, zaraz!
Słucham?!
Automatycznie
zrobiłam głośniej. Prezenterka ogłosiła wszem i wobec, że Sophia Smith pojawiła
się w Manchestrze, w hotelu chłopaków i wybrała się na ich koncert. Z różnych
źródeł napływają informacje o powrocie uczucia między tą dwójką.
Na
początku zrobiło mi się nieprzyjemnie i strasznie słabo, na samą myśl o tym, że
kobieta z telewizji mówiła prawdę. Potem jednak roześmiałam się, bo przecież
Liam, by mnie nie okłamał. Nie on. Wyłączyłam natychmiast te bzdury i zerknęłam
na zegarek. Postanowiłam, że zrobię mu niespodziankę i pojadę po niego na
lotnisko. Smsem poprosiłam Evelyn, aby mi towarzyszyła i ruszyłam do sypialni
żeby wybrać ubrania, w których wyjdę. Zdecydowałam się na czerwoną bluzkę z
baskinką, czarne legginsy, czarne sznurowane botki i czarny płaszcz z guzikami
i skórzanymi wstawkami. Zarzuciłam na ramię zamszową torbę w kolorze butów,
włosy związałam w ciasny, wysoki kucyk i z uśmiechem na ustach wyszłam z domu.
Drogę
do mieszkania Ev pokonałam pieszo, a stamtąd na lotnisko pojechałyśmy taksówką.
-
Przestań się tak szczerzyć, bo się ciebie boję. – Przyjaciółka po cichu
zwróciła mi uwagę.
-
Nie mogę się powstrzymać. Jego powrót oznacza początek mojego nowego, lepszego
życia. Jestem tak szczęśliwa, że mam ochotę skakać z radości. Poza tym, dopiero
dziś w nocy tak naprawdę poczułam, jak bardzo za nim tęskniłam.
-
Oj, kochana. Wpadłaś w to bagno po uszy.
Pokręciłam
głową z niezadowoleniem.
-
W jakie bagno?
-
Zakochałaś się. A miłość to najgorsze, co mogło cię teraz spotkać – stwierdziła
to w taki sposób, jakby przytrafiło mi się coś okropnego.
Nie
odzywałam się już, tylko zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z auta. Na
chodniku poczekałam na Evelyn i chwyciłam ją pod rękę. Gadała, jak najęta o
Coco, a ja śmiałam się z niej, nie zwracając uwagi na innych przechodniów. Obie
przystanęłyśmy przed głównym wejściem na lotnisko. Byłam zaskoczona brakiem
tłumu fanów, ale Liam wspominał, że ktoś puścił plotkę, że wyjdą bocznym
wyjściem i pewnie właśnie tam się zebrali.
Najpierw
zobaczyłam kilku postawnych ochroniarzy, wśród nich spostrzegłam tego, który
towarzyszył nam na zakupach. Jakimś cudem dojrzałam idącego za nimi Payne’a i
odruchowo poprawiłam swój płaszcz. Mój radosny uśmiech zniknął wraz z pojawieniem
się u jego boku Sophii. Szatynka trzymała się jego ramienia i była naprawdę
piękna. Elegancka, wysoka i zgrabna. Nic dziwnego, że byli parą. Wyglądali ze
sobą bardzo dobrze.
-
Kim jest ta paniusia?- Ev dźgnęła mnie łokciem w bok.
-
Jego była.– Bardzo się rozczarowałam.- Chodźmy stąd – pociągnęłam ją za rękaw,
chcąc jak najszybciej uciec z pola widzenia chłopaka.
-
Phoebe?- Głos Liama mnie sparaliżował.- Co ty tutaj robisz?- Odsunął się od
Smith i podszedł do mnie.
-
Chciałam zrobić ci niespodziankę, bo nie mogłam się doczekać twojej.– Ledwo
trzymałam nerwy na wodzy.
-
Obiecałem, że zadzwonię i się z tobą umówię. Niepotrzebnie przychodziłaś. –
Sytuacja stała się dla niego bardzo niewygodna, przenosił wzrok to na mnie, to
na Sophię.
-
Teraz już widzę, że niepotrzebnie. Jakbym siedziała w domu, to przynajmniej nie
musiałabym oglądać ciebie i twojej dziewczyny. – Nie chciałam robić scen, ale
czułam, że dłużej nie wytrzymam.
-
To nie tak. Posłuchaj…
-
Przestań. To miała być ta niespodzianka dla mnie?! Wspaniała – fuknęłam,
odpychając go od siebie.
Jeden
z ochroniarzy stanął między nami i chwycił moje nadgarstki.
-
Uspokój się. Nie potrzebujemy tu sensacji – wychrypiał niskim barytonem dobrze
zbudowany mężczyzna.
-
Puść ją – zainterweniował Liam.- To moja prywatna sprawa. Zabierz Sophię do
auta – wydał mu polecenie i czekał na jego realizację.
-
Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, daj mi spokój – warknęłam na niego i ruszyłam
przed siebie, nie czekając na Ev.
***
Cierpienie
rozdzierające moje serce, nie dawało mi spokoju. Nie słuchałam tego, co mówiła
Evelyn, goniąca za mną przez pół miasta w swoich niebotycznych szpilkach. W
tamtej chwili obchodziło mnie tylko i wyłącznie to, co czuję. A raczej to, co
próbuję w sobie zabić. Uczucie do Liama pochłonęło całe moje serce, dusze i
ciało. Moja przyjaciółka miała rację, wpakowałam się w niezłe bagno, a teraz
muszę się z niego wydostać.
Jak
mogłam uwierzyć w to, że jego słowa będą miały jakąś wartość? Pewność siebie i
brak ufności pękły, jak bańka mydlana. Byłam nieszczęśliwa i bezbronna, w
dodatku makijaż spływał mi wraz ze łzami.
Życie
to nie bajka, do cholery! Chciałam się dla niego zmienić, rzucić haniebny
zawód, nie oglądać się wstecz. Żyć z nim tu i teraz, ale czego ja się
spodziewałam? Szczęśliwego zakończenia? Za dużo filmów się naoglądałam i
nabrałam złudnego wrażenia, że Payne mógłby mnie pokochać.
-
Phoebe Walker, do diabła! Zatrzymaj się w końcu!- Wściekła Eve rzuciła we mnie
swoim butem, który zdjęła podczas pogoni za mną.
Odwróciłam
się w jej stronę i pokazałam swoje żałośnie wyglądające oblicze. Dziewczyna
podeszła i mocno mnie przytuliła, głaszcząc po plecach.
-
Skoro już biegam boso, jak kretynka, dołącz do mnie. Nie będę sama – zaśmiała
się, patrząc mi w oczy.
-
Jestem naiwna, prawda?- Mój głos był stłumiony przez materiał jej kurtki.
-
Mówiłam ci już. Jego fiut cię omamił. A teraz chodź do domu, bo wyglądamy, jak
kretynki.
Do
mojego azylu dotarłyśmy jakąś godzinę później. Zamiast użalania się nad sobą,
przebrałam się w wygodny dres i zaczęłam sprzątać. Ev obserwowała mnie przez
chwilę, usiadła na sofie i odezwała się dopiero wtedy, gdy próbowałam ją przegonić,
aby wytrzepać poduszki:
-
Naprawdę zwariowałaś, wiesz? Nigdy nie sprzątasz dopóki widzisz podłogę. –
Przyjrzała mi się bardzo uważnie.- Przynieś jakiś alkohol. Upodlimy się –
zaproponowała ochoczo.
-
Wybacz, ale nie chcę. Mogłabyś zostawić mnie samą? Odezwę się do ciebie,
obiecuję – poprosiłam.
Zmarszczyła
brwi ze zdziwienirm, ale koniec końców przytaknęła.
-
Jasne, mała, pozbieraj się szybko, bo Martin zauważy, że coś jest nie tak. Nie
chciałabym żeby coś ci zrobił. – Podniosła się i poprawiła swoją bluzkę.
-
Oczywiście. Dam sobie radę, dziękuję ci. – Przytuliłam się do niej, a potem
odprowadziłam do wyjścia.
Nie
trudząc się zamykaniem drzwi po prostu rzuciłam się z płaczem na łóżko. Było mi
strasznie wstyd, że tak łatwo zaufałam Liamowi.
Słyszałam
dźwięk swojej komórki, która leżała na komodzie, obok, ale nie miałam
najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Podejrzewałam, że albo Martin
chciał mnie umówić z kolejnym oblechem albo Payne pragnie nakarmić mnie
kolejnymi kłamstwami.
-
Phoebe… - Diabelnie seksowny głos szatyna rozbrzmiał w mojej sypialni.
Dopóki
nie podniosłam głowy z poduszki myślałam, że słyszę go tylko w swoim umyśle. Jednak,
gdy go spostrzegłam, przeklęłam pod nosem portiera, który musiał go tutaj
wpuścić. Przysięgam, że złożę na niego skargę!
Otarłam
zapłakaną twarz rękawami bluzy i spojrzałam na niego z wyrzutem.
-
Czego tu chcesz? Nie masz prawda wchodzić tu bez pozwolenia! – Zerwałam się na
równe nogi.
-
Chciałem pogadać.– Oparł się przedramieniem o futrynę drzwi.
-
Nie mam na to ochoty. Wyjdź! – Stanęłam przed nim, chcąc zmusić go do wycofania
się.
-
Jeszcze wczoraj mówiłaś, co innego. – Rzucił zaczepnie.
-
No popatrz, ty również – prychnęłam.
Zamilkł
na chwilę.
-
Dlaczego płakałaś?
-
Nie twoja sprawa – fuknęłam, patrząc mu prowokacyjnie w oczy.
-
Nadal nie nauczyłaś się, że twoja złość mnie nakręca? – Popchnął mnie na ścianę
i oparł o nią dłonie po obu stronach mojej głowy, zamykając mi drogę ucieczki.
Chyba
po raz pierwszy seksualna aluzja sprawiła, że poczułam się zraniona, a może
nawet i poniżona. Czy on naprawdę nic nie rozumiał?
-
Jesteś bezczelny, wiesz? Nie jestem twoją zabawką!- Podniosłam nogę,
wymierzając kolanem w jego czułe miejsce.
-
Za to mnie uwielbiasz – zacisnął uda, zatrzymując cios.- Co z tobą? Dopiero, co
rozmawialiśmy o tym, że za sobą tęsknimy. Cieszyłaś się, że wracam, a teraz?
-
No właśnie, Liam. Prosiłeś żebym rzuciła wszystko i była twoja. Zgodziłam się,
a ty wracasz ze swoją byłą. – W końcu wyrzuciłam to z siebie.
-
Chodzi, więc o Sophię. – Pokiwał głową z rozbawieniem.
Co
w tym, do diabła, niby było takiego zabawnego?
-
Nie obchodzi mnie, co was łączy. Po prostu odejdź – wyślizgnęłam mu się i
podeszłam do drzwi wyjściowych.- Daj mi spokój i wyjdź – starałam się być tak
stanowcza,jak jeszcze nigdy wobec niego.
Na
jego twarzy widniało rozczarowanie, złość i żal. Najwyraźniej myślał, że
pójdzie mu ze mną znacznie łatwiej. Nie tym razem, panie Payne. Może i byłam
prostytutką, ale nie miał prawa mnie krzywdzić.
Z
wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyciągnął zawiniątko obwiązane kokardką i
odłożył je na brzeg łóżka.
-
To jest niespodzianka, o której mówiłem. Nie zwracaj. – Bez zbędnej dyskusji
zostawił mnie samą z mętlikiem w głowie i prezentem.
Wcale
nie chciałam otwierać tej paczuszki, ale ciekawość wzięła górę. Przysiadłam na
materacu, powoli rozwiązałam czerwoną wstążkę i zdjęłam wieczko. Moim oczom
ukazała się przepiękna srebrna bransoletka z jedną zawieszką. Od razu się w
niej zakochałam i wsunęłam na nadgarstek. Na dnie pudełka znajdowała się
karteczka z odręcznym pismem Liama.
‘ Kolejną zawieszkę
dostaniesz, gdy mnie pocałujesz. Każdy krok w naszym związku będę oznaczał
kolejnym wisiorkiem. Twój, Liam’